Myśl techniczna PRL, było "Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena"

Jeśli informacja nie pasuje do żadnego działu, a musisz się nią podzielić - zrób to tutaj.

Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd

Awatar użytkownika
Tomek Janiszewski
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5263
Rejestracja: śr, 19 listopada 2008, 15:18

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Tomek Janiszewski »

rezerwa pisze: sob, 13 lutego 2021, 19:41 Na podstawie tych 2 letnich pomiarów niech teraz mądra głowa wskaże jakiś ogólnodostępny przyzwoity, z przystępną ceną wzmacniacz scalony, który dziś w roku 2021 godnie zastępuje te ponoć liche konstrukcje jak UL1481, UL1440, czyli nie ma niedociągnięć wzmaków z lat 70-80-90.
Ależ w świetle osobistych badań jestem skłonny twierdzić że właśnie UL1481 ma niemal same zalety. Wykazuje zaskakująco małe zniekształcenia nielinowe, a przy tym całkiem strawne: o niewielkiej zawartości wyższych harmonicznych. Do tego jeszcze oferuje z jednej strony sporą moc wyjściową, z drugiej - stosunkowo niskie minimalne napięcie zasilające (niższe niż dedykowana do sprzętu bateryjnego seria UL1490-98!). I jeszcze sygnał wyjściowy o amplitudzie niemal rail to rail , w przeciwieństwie do np. LM386, TDA2020 i innych nie zawierających bootstrapu. Jedynie warto by dogłębnie zbadać co dzieje się z nim przy wyższych częstotliwościach (10-15kHz) i o ile to możliwe - poprawić korekcję częstotliwościową, np dołożyć szeregowy dwójnik RC między wejście a sprzężenie zwrotne i sprawdzić czy pozwoli to wydatnie zmniejszyć kondensator standardowej korekcji opóźniającej, unikać jak ognia zalecanego w katalogu kondensatora między końcówką korekcyjną a masą, pogarszającego proces przechodzenia przez zero stopnia końcowego pracującego w głębokiej klasie AB co objawia się ciągiem ostrych szpilek na przebiegu a tym samym obfitością wysokich harmonicznych i produktów intermodulacji przy sygnale złożonym. I koniecznie sprawdzać konkretny egzemplarz pod kątem zniekształceń, bo trafiają się ewidentnie felerne, dużo gorsze od przeciętnych. Dobrymi wynikami mógł poszczycić się enerdowski odpowiednik A210E. Natomiast UL1440, jak wszystko na to wskazuje - są konstrukcyjnie wadliwe, wstawione do nich zabezpieczenie pzwar nie chroni skutecznie przez zniszczeniem w razie zwarcia, za to ewidentnie to ono odpowiada za wzrost zniekształceń przy małych i średnich wysterowaniach.
Oczywiście UL1401-05L zdecydowanie odstają od ich niewiele młodszych następców, a szkoda bo mają takie piękne obudowy, na cokołach noval, zupełnie jak lampy, pasują nawet do prawdziwych lampowych podstawek. :idea: Ale jak słusznie zauważył Alek - każda epoka ma swoje rozwiązania. Gdy opracowywano UL140X (a właściwie ich zagraniczne pierwowzory LA-cośtam) nie potrafiono jeszcze wytwarzać tranzystorów pnp o w miarę przyzwoitych parametrach, więc użyto tylko jednego takiego tranzystora w jednym ze stopni napięciowych, natomiast w końcówce mocy rolę tranzystora pnp pełni... dioda którą można uważać za "tranzystor" o becie równej zeru :shock: Oczywiście wiążą się z tym konsekwencje w postaci rażąco różnych wzmocnień dla dodatniej i ujemnej połówki sygnału, i w konsekwencji nieprzyjemne, "ostre" zniekształcenia. Cóż, za tak wysoką cenę uzyskano bezyskusyjną korzyść w postaci niespotykanej wcześniej prostoty wzmacniacza m.cz. z końcówką mocy, zawierającego tylko jeden układ scalony i kilka elementów RC. Do sprzętu Hi-Fi trudno oczywiście taki wynalazek polecać, ale w sprzęcie klasy kuchennej można by takie zniekształcenia przeboleć.
Niedasie jednak w powyzszy sposób usprawiedliwić rozwiązania zastosowanego w czymś co ma udawać wzmacniacz końcowy magnetofonu M2405 i jeszcze paru innych wyrobów podobnej, niepośledniej przecież klasy. Tam występują zniekształcenia dokładnie tej samej natury co w UL1405, powodowane przez tragiczną asymetrię wzmocnienia dla obu połówek. Doprawdy, nie warte było to zaoszczędzenia pary komplementarnej, względnie jednego tranzystora BC107A, gdyby zdecydować się na układ quasi-komplementarny. Te elementy były przecież dostępne w tamtych czasach. Układy bida-komplementarne nie były rozwiązaniami swojej epoki, lecz aberracją. No, chyba żeby potrzebny był wzmacniacz dla ręcznej szczekaczki, i niczego więcej - wtedy niczego lepszego nie potrzeba. Wciąż intryguje mnie kto personalnie odpowiada za spaskudzenie pokaźnego segmentu polskiego sprzętu audio takim urągającym wszelkim zasadom przyzwoitości konglomeratem elementów, skąd mu taki pomysł strzelił do łba, jakie honorarium za niego zgarnął, jakie wreszcie miał dojścia w instancjach szczebla wszelakiego, że nie tylko to w ogóle przeszło, ale opanowało wiele późniejszych konstrukcji, póki BD354/255 nie zostały bezpowrotnie wyparte przez plastiki takie jak BD285/286 czy BD385/386. Jeżeli ktoś teraz orzeknie że powyższymi słowami naplułem w twarz owego Asa Polskiej Myśli Technicznej którego bękart straszy w magnetofonach szpulowych ZK146, ZK147, M2405, Uwertura Stereo, kaseciakach M531S oraz Finezja Hi-Fi(!), wreszcie radiu Safari 2 - to nie będę powyższemu zaprzeczał. Natomiast gdy kto znów będzie skamlał że naplułem w twarz... użytkownikom w/w sprzętu, którzy kupowali go spod lady, zabijali się o niego w społecznych kolejkach, wreszcie gdy go zdobyli - cieszyli się że ich marzenie wreszcie się spełniło i wpajali się w jego brzmienie przeżywając stany najwyższych uniesień - to potraktuję to w kategoriach syndromu sztokholmskiego. Przestaję się dziwić komuś kto przez lata słuchał muzyki za pośrednictwem... prostownika pełnookresowego włączonego między wzmacniacz a głośnik :lol: i wmawiał sobie że lepiej być nie może skoro praktycznie wszędzie jest tak samo, i teraz go zabolało gdy go uświadomiłem jak strasznie dał się oszukać.
Co dziś ogólnodostępnego, scalonego przyzwoitego? I nie wdepniemy na minę typu malowanka.
Mile widziany wachlarz kostek z mocą wyjściową 1W do konstrukcji przenośnych, do tych powiedzmy 30W, które warto dziś wstawić sobie do układu, aby nie pojawił się na horyzoncie jakiś mierniczy i stwierdzi "cóżeś baranie wstawił za badziewie do układu!".
Niestety na obecnych najnowszych osiągnięciach techniki scalonych wzmacniaczy audio się nie wyznaję. Nie śledziłem ich rozwoju, wolałem konstruować własne, tranzystorowe. Ale... czy aby to o co pytasz mieści się w ogóle w tematyce forum, nawet gdy uznamy że UL1405 oraz UL1481 się mieszczą?
Ostatnio zmieniony ndz, 14 lutego 2021, 08:33 przez Tomek Janiszewski, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
AZ12
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5422
Rejestracja: ndz, 6 kwietnia 2008, 15:41
Lokalizacja: 83-130 Pelplin

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: AZ12 »

Witam

Obecnie produkowane wzmacniacze małej mocy z modulacją impulsową małej mocy mają mniejsze zniekształcenia nieliniowe niż analogowe dinozaury sprzed kilkudziesięciu lat. Niestety, wytwarzają silne zakłócenia radioelektryczne. Wynika to z braku skutecznych filtrów LC na wyjściach.
Ratujmy stare tranzystory!
Awatar użytkownika
Alek
1250...1874 posty
1250...1874 posty
Posty: 1858
Rejestracja: wt, 2 października 2012, 08:40
Lokalizacja: Świat

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Alek »

Odpowiedź trzeba dostosować do stylu dyskutanta. Zmusza do poświęcenia znacznej ilości czasu, ale też i długości wypowiedzi :idea: . Podjąłem tym razem ten wysiłek, leżąc w poranek niedzielny w łóżku i popijając ciepłą herbatkę :lol: .
Tomek Janiszewski pisze: sob, 13 lutego 2021, 22:44 [...] Doprawdy, nie warte było to zaoszczędzenia pary komplementarnej, względnie jednego tranzystora BC107A, gdyby zdecydować się na układ quasi-komplementarny. Te elementy były przecież dostępne w tamtych czasach. Układy bida-komplementarne nie były rozwiązaniami swojej epoki, lecz aberracją. No, chyba żeby potrzebny był wzmacniacz dla ręcznej szczekaczki, i niczego więcej - wtedy niczego lepszego nie potrzeba. Wciąż intryguje mnie kto personalnie odpowiada za spaskudzenie pokaźnego segmentu polskiego sprzętu audio takim urągającym wszelkim zasadom przyzwoitości konglomeratem elementów, skąd mu taki pomysł strzelił do łba, jakie honorarium za niego zgarnął, jakie wreszcie miał dojścia w instancjach szczebla wszelakiego, że nie tylko to w ogóle przeszło, ale opanowało wiele późniejszych konstrukcji, póki BD354/255 nie zostały bezpowrotnie wyparte przez plastiki takie jak BD285/286 czy BD385/386. Jeżeli ktoś teraz orzeknie że powyższymi słowami naplułem w twarz owego Asa Polskiej Myśli Technicznej którego bękart straszy w magnetofonach szpulowych ZK146, ZK147, M2405, Uwertura Stereo, kaseciakach M531S oraz Finezja Hi-Fi(!), wreszcie radiu Safari 2 - to nie będę powyższemu zaprzeczał. Natomiast gdy kto znów będzie skamlał że naplułem w twarz... użytkownikom w/w sprzętu, którzy kupowali go spod lady, zabijali się o niego w społecznych kolejkach, wreszcie gdy go zdobyli - cieszyli się że ich marzenie wreszcie się spełniło i wpajali się w jego brzmienie przeżywając stany najwyższych uniesień - to potraktuję to w kategoriach syndromu sztokholmskiego. Przestaję się dziwić komuś kto przez lata słuchał muzyki za pośrednictwem... prostownika pełnookresowego włączonego między wzmacniacz a głośnik :lol: i wmawiał sobie że lepiej być nie może skoro praktycznie wszędzie jest tak samo, i teraz go zabolało gdy go uświadomiłem jak strasznie dał się oszukać. [...]
Piszesz tak, jakbyś nie wiedział, czym był PRL i w jakich realiach był osadzony :? . Mogą tego nie wiedzieć młodzi użytkownicy naszego forum, jeśli mieli jakieś tam bida-lekcje historii :( . Wie to jednak doskonale taki stary koń, jak Ty drogi Tomku :wink: .
Tak więc teraz czas na kilka akapitów z przypomnieniem dla tych, którzy nie wiedzą i dla tych, którzy wiedzą, ale pamiętać z takich czy innych względów nie chcą :oops: .
Jeszcze w 1956 r. , niebawem po śmierci tow. Bolesława Bieruta ps. „Tomasz” jeden ze znanych wrocławskich profesorów oceniał jakość i asortyment polskich elementów elektronicznych odpowiadający stanowi na 1938 r. Sytuacja uległa z czasem pewnej poprawie, bowiem do produkcji weszły lampy nowalowe (wiele z tych typów było na zachodzie wprowadzone w latach 1948-1952), a potem tranzystory germanowe (najpierw stopowe – ok. 1960 r. , potem typu „mesa” ). Wszystkie te tranzystory były tranzystorami pnp. Dla przykładu, cena detaliczna tranzystora TG5 w 1963 r. wynosiła 26 zł, tranzystora TG20 (o zawrotnej częstotliwości granicznej 7 MHz) wynosiła 81 zł w 1962 r., pary tranzystorów TG70 w 1964 r. wynosiła 260 zł, zaś pary TG70 wynosiła 500 zł. Ceny zbytu tych ostatnich były nieco niższe (odpowiednio „jedyne 160 i 310 zł). Średnia pensja miesięczna w roku 1963 wynosiła 1763 zł. Gdyby więc ktoś decydował się w owym czasie budować dla siebie wzmacniacz stereofoniczny z 4 tranzystorami mocy i powiedzmy 8 tranzystorami sterującymi, to na same tylko półprzewodniki musiałby wydać mniej więcej pół przeciętnej pensji.
Pod koniec 1965 r. pojawiły się serie próbne tranzystorów krzemowych npn serii BF504-506. Współczynnik wzmocnienia tych tranzystorów był dość żałosny, zaś cena niemała. Przykładowo cena detaliczna dla typu BF505 wynosiła 160 zł w 1967 r. Taki asortyment elementów aktywnych utrzymał się mniej więcej do 1970 r. Średnia pensja rosła, osiągając w roku 1970 poziom 2235 zł.
Nasza Kochana Socjalistyczna Ojczyzna uczestniczyła w czymś, co się nazywało Radą Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Była to organizacja zrzeszająca tzw. kraje demokracji ludowej ( na marginesie: demokracja ludowa to coś bardzo podobnego do świnki morskiej: Ani to świnka ani morska). Rada ta zbierała się regularnie i uczestniczyli w niej naukowcy i przedstawiciele przemysłu z owych krajów demokracji ludowej. Rada ta nie była wolna od politycznych nacisków. Silny głos miał oczywiście ZSRR, posiedzenia często „rozwalali” Rumuni, którzy pod wodzą tow. Ceausecu nie zgadzali się, doprowadzając braci zza Buga do szału… Postanowienia jednak zapadały. Postanowienia tej rady wpływały m.in. na to, jakie elementy będzie wytwarzał dany kraj demokracji ludowej. Mogliśmy teoretycznie importować z bratnich krajów i tak zresztą robiliśmy, sprowadzając choćby tranzystory serii SFT. Tyle tylko, że elementy importowane też nie były tanie.
Nadchodzi 1970 r., w grudniu na wybrzeżu krwawe wydarzenia (ponad 1300 rannych, ponad 40 zabitych), odchodzi przaśny tow. Władysław Gomułka ps. „Wiesław”, który wypalał 0,5 papierosa, a drugą połówkę trzymał na potem. Przychodzi tow. Edward Gierek, który zastał Polskę lampową, a zostawił scaloną. W 1971 r. pojawia się dyskutowany w tym wątku magnetofon MK125 Stare Radio | ZRK, MK 125 (oldradio.pl) na licencji francuskiej firmy Thomson. Magnetofon zawiera 10 tranzystorów. Końcówka mocy AC180/181 musi być importowana, bo takich elementów u nas się w tym czasie nie produkuje. Nie wiem, ile ten magnetofon wtedy kosztował, ale myślę że Tomek Janiszewski ma tę informację i się z nami podzieli. W katalogu sprzętu RTV Unitry z roku 1975 ten magnetofon niestety widnieje bez podanej ceny. W każdym razie średnia pensja w tym czasie wynosi 2358 zł. Przewertowałem zawartość półek, aby znaleźć, jakie były ceny elementów w owym czasie. Na zachowanych opakowaniach niestety rzadko kiedy podawano ceny detaliczne. Na żadnym z opakowań układów scalonych jej nie znalazłem, znalazłem na etykietach opakowań niektórych innych elementów.
I tak czarna dioda stabilizacyjna BZP611 C6V2 w dniu 15 marca 1972 r. kosztowała w detalu 110 zł. 10 maja 1979 r. dioda BZP-683 C18 kosztowała 30 zł. Tranzystor BC179 w dniu 18 października 1974 r. kosztował w detalu 68 zł. Tranzystor 2N904 w dniu 28 czerwca 1979 kosztował w detalu 32 zł. W 1972 r. pensja średnia to 2509 zł. W 1979 r. pensja średnia to już 5327 zł, a więc elementy sporo potaniały. Ale czy było tanio?
Patrząc na te proporcje i porównując je z czasami obecnymi można powiedzieć, że dołożenie jednej diody Zenera czy tranzystora do dzisiejszego urządzenia musiałoby oznaczać zwiększenie kosztu tego urządzenia o dzisiejsze kilkadziesiąt… sto złotych. Niech nie ulegają ułudzie ci, którzy w TME znajdą dzisiejszą cenę tranzystora na poziomie kilunastu…kilkudziesięciu groszy. Wtedy te elementy kosztowały dużo, dużo drożej. Nie były też tak łatwo dostępne, jak się z pozoru wydaje.
W procesie projektowania i wdrażania robiono serię próbną. Elementy trzeba było zamówić odpowiednio wcześniej i to nie tylko do serii próbnej, ale już do regularnej produkcji. Należało to robić prędzej niż później, o czym niżej. Nawet jeśli konstruktor w czasie testów serii próbnej stwierdził jakieś niedostatki, to nieraz nie było już jak tego poprawić. W czasach gospodarki planowej, gdy minister decydował ile i jakich elementów będzie potrzeba, zamawianie elementów nie wyglądało jak dziś.
Dzisiejsze TME jest zacofane w porównaniu do dawnej swojej odpowiedniczki - Unitry Unizet :D . Zamawianie i dostawa elementów była wówczas banalnie prosta, nie to co teraz. Wystarczyło z katalogu bądź listy preferencyjnej wybrać elementy, a następnie teleksem można było złożyć zamówienie … na rok następny :D :D :D . Nie należało do rzadkości, że i na takie zamówienie przychodziła odpowiedź odmowna, np. z uwagi na ograniczone moce produkcyjne. Zachowałem taką odmowę z drugiej połowy lat 80. I jak znajdę to zeskanuję i kiedyś zamieszczę. Odmowę w tym przypadku sklecił sam producent, a rzecz dotyczyła…rezystorów :idea: . I wcale nie chodziło o jakąś wielką skalę produkcji. Tak więc dostępność elementów widniejących w katalogach była „niczym nieskrępowana” :wink: :wink: :wink: .
Gdy potrzebne były elementy z krajów kapitalistycznych, a więc sprawa wymagała tzw. wsadu dewizowego sprawę załatwiała chyba inna firma- Unitronex…
Zważywszy na to, że sprawa „nieograniczonej dostępności” mogła tyczyć się czegokolwiek (wykrojnika, laminatu, wierteł itd.) zmiany w biegu nie były łatwe.
To tak, jakby dziś zamówić elementy w TME, dostać je (jak dobrze pójdzie) za rok. Jeśli coś źle przewidzieliście lub chcecie coś jeszcze zmienić, nie martwcie się- zrobicie to za dwa albo trzy lata… :D :D :D
Bywał jeszcze inny problem. Wykonany prototyp urządzenia był wprawdzie udany, ale wychodziło z kalkulacji, że będzie za drogi (zawiera zbyt wiele części, są one zbyt drogie itd.). Konstruktor dostawał polecenie „odchudzenia” urządzenia. Tak „okaleczone” urządzenie wchodziło do produkcji :? .
Awatar użytkownika
OTLamp
625...1249 postów
625...1249 postów
Posty: 1131
Rejestracja: śr, 7 października 2020, 21:02

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: OTLamp »

AZ12 pisze: ndz, 14 lutego 2021, 08:31 Witam

Obecnie produkowane wzmacniacze małej mocy z modulacją impulsową małej mocy mają mniejsze zniekształcenia nieliniowe niż analogowe dinozaury sprzed kilkudziesięciu lat. Niestety, wytwarzają silne zakłócenia radioelektryczne. Wynika to z braku skutecznych filtrów LC na wyjściach.
Jeśli chodzi o małą moc, zwłaszcza do urządzeń przenośnych, nie wszystkie pracują w klasie D (i pochodnych). Istnieją setki różnych typów o konwencjonalnym układzie, oczywiście znacząca większość nie w obudowie do montażu przewlekanego (bo tego w zasadzie się już nie praktykuje), lecz w SMD, w obudowach SO8, QFN itp. Często są to wzmacniacze mostkowe, zwłaszcza dla najniższych napięć zasilania.

Przykładowy typ: NCP2890

NCP2890.jpg
Janusz
625...1249 postów
625...1249 postów
Posty: 890
Rejestracja: wt, 8 listopada 2005, 15:36
Lokalizacja: Bytom

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Janusz »

I nie zapominajmy, proszę, o działach racjonalizacji i wynalazczości, które istniały w chyba każdym większym zakładzie. Rola tych działów dość często sprowadzała się do wprowadzania oszczędności poprzez wprowadzanie w projekcie, czy gotowym już urządzeniu, "pewnych" zmian, w założeniu "nie wpływających" na jego istotne cechy. A w praktyce nierzadko czyniących z dobrze przygotowanego projektu karykaturę.
Oczywiście każdy zrealizowany projekt racjonalizatorski przynosił wymierne pieniądze osobom piastującym w przedsiębiorstwie stanowiska od szeregowego kreślarza, po dyrektora. I, o ile dobrze pamiętam, nawet nie musiał być ukończony, wystarczyło zrealizowanie pomysłu racjonalizatorskiego bodajże w 70%.
785mm
Awatar użytkownika
Tomek Janiszewski
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5263
Rejestracja: śr, 19 listopada 2008, 15:18

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Tomek Janiszewski »

Alek pisze: ndz, 14 lutego 2021, 09:04 Piszesz tak, jakbyś nie wiedział, czym był PRL i w jakich realiach był osadzony :? . Mogą tego nie wiedzieć młodzi użytkownicy naszego forum, jeśli mieli jakieś tam bida-lekcje historii :( . Wie to jednak doskonale taki stary koń, jak Ty drogi Tomku :wink:
Mimo wszystko nie jestem koniem aż tak starym aby bawić się w elektronikę w czasach gdy Telewizorek niósł ze sklepu do domu swoją pierwszą Tegesjedynkę w pudełku po zapałkach wymoszczonym watą :lol: O pamiętaniu Bieruta już nie mówiąc, bo ten wykitował zanim się urodziłem.
Dla przykładu, cena detaliczna tranzystora TG5 w 1963 r. wynosiła 26 zł, tranzystora TG20 (o zawrotnej częstotliwości granicznej 7 MHz) wynosiła 81 zł w 1962 r., pary tranzystorów TG70 w 1964 r. wynosiła 260 zł, zaś pary TG70 wynosiła 500 zł. Ceny zbytu tych ostatnich były nieco niższe (odpowiednio „jedyne 160 i 310 zł). Średnia pensja miesięczna w roku 1963 wynosiła 1763 zł. Gdyby więc ktoś decydował się w owym czasie budować dla siebie wzmacniacz stereofoniczny z 4 tranzystorami mocy i powiedzmy 8 tranzystorami sterującymi, to na same tylko półprzewodniki musiałby wydać mniej więcej pół przeciętnej pensji.
Przecież nie odbieram prawa do epoki wzmacniaczom lampowym w rodzaju W-600, tym bardziej że zrobienie wzmacniacza pretendującego do wyższej klasy, nawet niekoniecznie Hi-Fi na Teges-teges byłoby zadaniem karkołomnym. Moje wypowiedzi dotyczą wszak wyrobów z lat 80-tych, no może późnych 70-tych, kiedy to ceny tranzystorów nie były już tak horrendalne jakimi je przedstawiasz.
Mogliśmy teoretycznie importować z bratnich krajów i tak zresztą robiliśmy, sprowadzając choćby tranzystory serii SFT. Tyle tylko, że elementy importowane też nie były tanie.
A może to jednak elementy importowane zza żelaznej kurtyny nie były wcale takie drogie? Radio Fagot (całkiem niezłej klasy, przewyższające późniejszego "Jubilata") było etatowo obsadzone czechosłowackimi GC511/521K, a jednak często spotykało się tam acetki Mistrala.
W 1971 r. pojawia się dyskutowany w tym wątku magnetofon MK125 Stare Radio | ZRK, MK 125 (oldradio.pl) na licencji francuskiej firmy Thomson. Magnetofon zawiera 10 tranzystorów. Końcówka mocy AC180/181 musi być importowana, bo takich elementów u nas się w tym czasie nie produkuje. Nie wiem, ile ten magnetofon wtedy kosztował, ale myślę że Tomek Janiszewski ma tę informację i się z nami podzieli.
Też nie pamiętam ile kosztował, ale moi rodzice kupili całkiem podobny MK122. Mimo że nie mieliśmy wtedy nawet samochodu, dopiero czekaliśmy na Malucha z przedpłat. Dopiero teraz się dowiedziałem od Ciebie jakimi to krezusami byli :twisted:
I tak czarna dioda stabilizacyjna BZP611 C6V2 w dniu 15 marca 1972 r. kosztowała w detalu 110 zł. 10 maja 1979 r. dioda BZP-683 C18 kosztowała 30 zł. Tranzystor BC179 w dniu 18 października 1974 r. kosztował w detalu 68 zł.

Przytaczasz cenę diody Zenera która w roku 1972 była nowością, a więc siłą rzeczy była droga. Jej odpowiednik w roku 1979 był kilkakrotnie tańszy. BC179 w 1974 roku dopiero co wszedł do produkcji (jak i inne krzemowe tranzystory pnp), więc w 1979 roku z pewnością znacznie potaniał, tym bardziej że można było zamiast niego zastosować plastikowy a więc tańszy w produkcji BC159.
Patrząc na te proporcje i porównując je z czasami obecnymi można powiedzieć, że dołożenie jednej diody Zenera czy tranzystora do dzisiejszego urządzenia musiałoby oznaczać zwiększenie kosztu tego urządzenia o dzisiejsze kilkadziesiąt… sto złotych. /.../
Bywał jeszcze inny problem. Wykonany prototyp urządzenia był wprawdzie udany, ale wychodziło z kalkulacji, że będzie za drogi (zawiera zbyt wiele części, są one zbyt drogie itd.). Konstruktor dostawał polecenie „odchudzenia” urządzenia. Tak „okaleczone” urządzenie wchodziło do produkcji :? .
I na takim odchudzeniu producent nieraz wychodził jak Zabłocki na mydle. Przywołany na wstępie magnetofon MK125 a pewnie i MK122 zna każdy. Ale widział kto na własne oczy nieco od nich nowszy MK121? Tam Polska Myśl Techniczna zmodyfikowała nieco mechanikę (zastosowaną dużo później w "Kapralu" oraz magnetofonach stereo M531S i M532SD), za to postanowiła poczynić oszczędności w myśl filozofii zaprezentowanej wyżej... eliminując generator prądu podkładu i kasowania. O cały jeden tranzystor mniej, w dodatku śmieciowy już w tamtych czasach BF521. Pamiętam jego opis prezentowany na łamach Młodego Technika, gdzie stało mniej więcej tak. "Zmiana taka podyktowana jest chęcią obniżenia ceny, w dodatku jak twierdzą konstruktorzy, odpowiada tendencjom światowym. Według specjalistów wiele urządzeń podobnej klasy wykonywanych jest właśnie z podkładem prądu stałego". Nie zamierzam powyższemu zaprzeczać ale... jaki promil wśród "światowego sprzętu" stanowiły wówczas magnetofony "podobnej klasy" pozbawione generatora podkładu, w konsekwencji cechujące się masakrycznymi szumami oraz pasmem ograniczonym do 6kHz? Widać praktycznie nikt nie chciał się skusić na taki ogłocony "magnetofon" mimo jego niższej ceny (zapewne o koszt oewgo BF521 i paru elementów towarzyszących) skoro dziś prawie się go nie widuje na rynku wtórnym (w przeciwieństwie do poprzedników), jedynie przypominam sobie że w jakimś konkursie radiowym oferowano go jako główną nagrodę. Na zakup za pieniądze widać nie było chętnych. Nic nie dało to do myślenia Asowi PMT który wymyślił bida-komplementarny wzmacniacz? A jak już faktycznie oczekiwano od niego oszczędności - to gdyby był człowiekiem myślącym to by ich poszukał gdzie indziej. Po jaki ciężki zbój na schemacie
http://static.elektroda.pl/attach/ZRK_M ... 782701.jpg
figuruje taki pierwszy z brzegu tranzystor T12? Bida-wzmacniacz cechuje się dużą impedancją wejściową (dzięki dwóm stopniom napięciowym pozwalającym pracować bez USZ) i świetnie poradziłby sobie bez niego. Można było powierzyć zaoszczędzonemu w ten sposób tranzystorowi rolę sterowania "górnego" BD354 w końcówce mocy i mielibyśmy wówczas układ quasi-komplementarny sterowany z rozbudowanego wzmacniacza napięciowego. Tyle samo tranzystorów, a korzyści bezdyskusyjne. No ale fabryka to nie technikum elektroniczne, tam czasem trzeba myśleć a nie wkuwać do egzaminu... :oops:
Awatar użytkownika
AZ12
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5422
Rejestracja: ndz, 6 kwietnia 2008, 15:41
Lokalizacja: 83-130 Pelplin

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: AZ12 »

Witam ponownie
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32 Przywołany na wstępie magnetofon MK125 a pewnie i MK122 zna każdy. Ale widział kto na własne oczy nieco od nich nowszy MK121? Tam Polska Myśl Techniczna zmodyfikowała nieco mechanikę (zastosowaną dużo później w "Kapralu" oraz magnetofonach stereo M531S i M532SD), za to postanowiła poczynić oszczędności w myśl filozofii zaprezentowanej wyżej... eliminując generator prądu podkładu i kasowania. O cały jeden tranzystor mniej, w dodatku śmieciowy już w tamtych czasach BF521. Pamiętam jego opis prezentowany na łamach Młodego Technika, gdzie stało mniej więcej tak. "Zmiana taka podyktowana jest chęcią obniżenia ceny, w dodatku jak twierdzą konstruktorzy, odpowiada tendencjom światowym. Według specjalistów wiele urządzeń podobnej klasy wykonywanych jest właśnie z podkładem prądu stałego". Nie zamierzam powyższemu zaprzeczać ale... jaki promil wśród "światowego sprzętu" stanowiły wówczas magnetofony "podobnej klasy" pozbawione generatora podkładu, w konsekwencji cechujące się masakrycznymi szumami oraz pasmem ograniczonym do 6kHz?
Przecież ten sprzęt był używany do nieprofesjonalnego nagrywania własnych audycji, głównie słownych lub do nauki języków obcych. Pogorszenie stosunku sygnału do szumu nie miało wówczas większego znaczenia. Niestety, nie posiada on wbudowanego mikrofonu.
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32Widać praktycznie nikt nie chciał się skusić na taki ogołocony "magnetofon" mimo jego niższej ceny (zapewne o koszt owego BF521 i paru elementów towarzyszących) skoro dziś prawie się go nie widuje na rynku wtórnym (w przeciwieństwie do poprzedników)
Albo mało go wyprodukowano, albo duża część egzemplarzy nie dotrwała do dzisiaj.
Ratujmy stare tranzystory!
Awatar użytkownika
Tomek Janiszewski
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5263
Rejestracja: śr, 19 listopada 2008, 15:18

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Tomek Janiszewski »

AZ12 pisze: ndz, 14 lutego 2021, 15:05 Przecież ten sprzęt był używany do nieprofesjonalnego nagrywania własnych audycji, głównie słownych lub do nauki języków obcych.
Urządzenie służące do tego celu nazywa się dyktafonem. Jak słusznie zauważasz
Pogorszenie stosunku sygnału do szumu nie miało wówczas większego znaczenia
Jednak MK121 był określany mianem magnetofonu, a nie dyktafonu, tym bardziej że w tej drugiej roli dyskwalifikował go fakt że
Niestety, nie posiada on wbudowanego mikrofonu.
W opisie zamieszczonym w "MT" podkreślano, że ograniczenie pasma dotyczy tylko nagrań wykonanych na tym ustrojstwie, przy odtwarzaniu pasmo sięgać miało 10kHz. Zapewne zatem zakładano, że rynek zostanie zalany nagranymi już kasetami magnetofonowymi, i mało kto będzie nagrywał w domu, np. z radioodbiornika UKF.
Albo mało go wyprodukowano, albo duża część egzemplarzy nie dotrwała do dzisiaj.
Ale czy to na Wolumenie, czy to w antykwariatach (te placówki sprzedają nie tylko książki, stary sprzęt w tym elektroniczny także się trafia) można spotkać MK125 a niekiedy MK122. MK121 nie widziałem nigdzie, także w okresie gdy był produkowany. Widać bardzo szybko z produkcji w tej postaci wypadł, odrodził się w formie "Kaprala", gdzie jednak próżno szukać tak kompromitujących oszczędności jak brak generatora prądu podkładu i kasowania.
Awatar użytkownika
AZ12
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5422
Rejestracja: ndz, 6 kwietnia 2008, 15:41
Lokalizacja: 83-130 Pelplin

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: AZ12 »

Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 17:04Jednak MK121 był określany mianem magnetofonu, a nie dyktafonu, tym bardziej że w tej drugiej roli dyskwalifikował go fakt że
Niestety, nie posiada on wbudowanego mikrofonu.
Dekadę zanim pojawił się ten sprzęt produkowano już dyktafony przez zachodnioeuropejskie firmy np: Philips.
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 17:04W opisie zamieszczonym w "MT" podkreślano, że ograniczenie pasma dotyczy tylko nagrań wykonanych na tym ustrojstwie, przy odtwarzaniu pasmo sięgać miało 10kHz. Zapewne zatem zakładano, że rynek zostanie zalany nagranymi już kasetami magnetofonowymi, i mało kto będzie nagrywał w domu, np. z radioodbiornika UKF.
Do słuchania muzyki słabo się nadawał ze względu na niewielki głośnik. Oczywiście nie dotyczy to współpracy z zewnętrznym urządzeniem np: radiodbiornikiem. Płyty gramofonowe o średnicach 250-300mm były duże i delikatne. Słabo się nadawały do odtwarzania w plenerze przy braku zasilania 220V, choć istniały gramofony bateryjne.
Ratujmy stare tranzystory!
Awatar użytkownika
Alek
1250...1874 posty
1250...1874 posty
Posty: 1858
Rejestracja: wt, 2 października 2012, 08:40
Lokalizacja: Świat

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Alek »

Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32[…]Przecież nie odbieram prawa do epoki wzmacniaczom lampowym w rodzaju W-600, tym bardziej że zrobienie wzmacniacza pretendującego do wyższej klasy, nawet niekoniecznie Hi-Fi na Teges-teges byłoby zadaniem karkołomnym. Moje wypowiedzi dotyczą wszak wyrobów z lat 80-tych, no może późnych 70-tych, kiedy to ceny tranzystorów nie były już tak horrendalne jakimi je przedstawiasz.
Gdybym jednak na ten temat nie napisał, zapewne napisałbyś, że o tym nie wspomniałem :lol: .
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32 A może to jednak elementy importowane zza żelaznej kurtyny nie były wcale takie drogie? Radio Fagot (całkiem niezłej klasy, przewyższające późniejszego "Jubilata") było etatowo obsadzone czechosłowackimi GC511/521K, a jednak często spotykało się tam acetki Mistrala.
Nie mam katalogu z cenami dla PRL ani pudełek, na których takie by widniały. Jeśli nawet nie płaciliśmy za te elementy z drugiego obszaru płatniczego dolarami, to zapewne trzeba było zapłacić surowcami...
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32 […] Mimo że nie mieliśmy wtedy nawet samochodu, dopiero czekaliśmy na Malucha z przedpłat. Dopiero teraz się dowiedziałem od Ciebie jakimi to krezusami byli :twisted:
Nigdzie nie pisałem o bogactwie nabywców, w tym twoich rodziców. Jeśli normalnie pracowali, mogli odłożyć. Ale tanio nie było, nie oszukujmy się.
Tomek Janiszewski pisze: ndz, 14 lutego 2021, 14:32 Przytaczasz cenę diody Zenera która w roku 1972 była nowością, a więc siłą rzeczy była droga. Jej odpowiednik w roku 1979 był kilkakrotnie tańszy. BC179 w 1974 roku dopiero co wszedł do produkcji (jak i inne krzemowe tranzystory pnp), więc w 1979 roku z pewnością znacznie potaniał, tym bardziej że można było zamiast niego zastosować plastikowy a więc tańszy w produkcji BC159.
Nie przesadzajmy z tą nowością :lol: . Jak dobrze poszperam, znajdę opakowania z diodami Zenera w zielonej obudowie z zaokrąglonym łebkiem (jak w tranzystorach TG5), wyprodukowane jeszcze w latach 60. We wspomnianym MK125 z 1971 r. diody Zenera BZP687 były w regulatorze obrotów silnika (3 szt). Nie pamiętam, czy przypadkiem jeszcze jedna nie siedziała w zasilaczu sieciowym. Krzemowy tranzystor BC178A widnieje też radośnie na schemacie MK125 w regulatorze obrotów i nie przypominam sobie, bym widywał tam zagraniczne egzemplarze. Koszt jednej skromnej diody, kosztującej w 1979 r. 30 zł przy pensjach rzędu 5000 zł to nie było wcale tak mało. Pamiętam doskonale, że jeszcze w latach 80. (a więc później) były automaty telefoniczne na miedziane 2zł (potem na 5 zł), więc w cenie takiej diody miałbym kilka rozmów lokalnych i pogadać choćby z Tobą o tym i o owym. Byłem jednak za mały, by takie rozmowy prowadzić :wink: . Wiemy też, ile kosztowały 2N914 w tym czasie – była to podobna cena: 32 zł. Tak więc wartość tych elementów po prostu nie była groszowa.

Skoro wzięło mnie na wspominki pięknych lat 80., to przypomnieć należy, że było coś takiego jak stan wojenny i w jego konsekwencji embargo. Była to całkowita zapaść elektroniki, brak inwestycji. Tak więc w czasach, gdy w zachodnim sprzęcie królowały układy TDA u nas dziergano wzmacniacze dalej na elementach dyskretnych lub układach serii UL149x, które były opisane w „Radioamatorze i Krótkofalowcu” chyba w 1977 r...
Awatar użytkownika
Marek7HBV
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 3925
Rejestracja: wt, 1 grudnia 2015, 19:26

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Marek7HBV »

W 1972 MK 125 kosztował 3100 w futerale,a ZK120T-4200 i ZK140- 4800.A płace były{złotówkowo} takie jak dziś-średnia do ręki 3200 :roll: . :D
Awatar użytkownika
nkas
625...1249 postów
625...1249 postów
Posty: 706
Rejestracja: pn, 4 października 2010, 21:54
Lokalizacja: Łódź

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: nkas »

Myśle że warto rozgraniczyć ocenę "stosowanych" rozwiązań technicznych od sensu scricte Polskiej Myśli Technicznej. Ja jestem rocznik 82 więc szczątkowo, bo szczątkowo, ale niemniej pamiętam jak wyglądał PRL. Natomiast @TJ - szanując w zupełności twoją krytykę i propozycje jak niektore rzeczy lepiej i sensowniej wykonać - zdajesz sobie sprawę że jeśli twoje posty przeczyta osoba rocznik powiedzmy 90 i wyżej to nie "kumając" ówczesnych realiów odbierze to tak że polscy konstruktorzy to po prostu banda matołów i niedouków?

"wicie - rozumicie - zrobcie prosciej"
'All the stars in the north are dead now.'
Awatar użytkownika
Tomek Janiszewski
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5263
Rejestracja: śr, 19 listopada 2008, 15:18

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Tomek Janiszewski »

Alek pisze: ndz, 14 lutego 2021, 18:50 Nie mam katalogu z cenami dla PRL ani pudełek, na których takie by widniały. Jeśli nawet nie płaciliśmy za te elementy z drugiego obszaru płatniczego dolarami, to zapewne trzeba było zapłacić surowcami...
Ale we "wzmacniaczach" o które toczy się spór nie było żadnych importowanych elementów. Nie byłoby ich też gdyby zrobić je od razu porządnie, tak jak to pokazałem.
Nigdzie nie pisałem o bogactwie nabywców, w tym twoich rodziców. Jeśli normalnie pracowali, mogli odłożyć. Ale tanio nie było, nie oszukujmy się.
To jak stanąć na głowie musieliby gdyby chodziło nie o zakup pierwszego z brzegu kasetowego rzęcha, ale naprawdę porządnego sprzętu? Takiego choćby jak"Meluzyna" czy "Dama Pik". Kolega z podstawówki dostał od rodziców radiomagnetofon MK2500 Grundig (też na acetkach, jak MK122), dziadkowie mieli ZK140T (na importowanych adetkach). A było to w połowie lat 70-tych. Nie dajmy się zwariować, nie róbmy z pospolitego sprzętu dla Kowalskiego dóbr luksusowych!
Nie przesadzajmy z tą nowością :lol: . Jak dobrze poszperam, znajdę opakowania z diodami Zenera w zielonej obudowie z zaokrąglonym łebkiem (jak w tranzystorach TG5), wyprodukowane jeszcze w latach 60.
Diody Zenera w latach 60-tych i wczesnych 70-tych z definicji były nowością, jako elementy krzemowe. Dlatego były wtedy tak szokująco drogie. Pod koniec lat 70-tych aż tak źle już nie było.
We wspomnianym MK125 z 1971 r. diody Zenera BZP687 były w regulatorze obrotów silnika (3 szt)
A masz chociaż pojęcie co to były za rzekome "diody Zenera"? :lol: To były wybrakowane tranzystory krzemowe npn (zapewne niewydarzone BF521) którym obcinano końcówkę kolektorową i wykorzystywano złącze baza - emiter. W kierunku przewodzenia. Sądzisz że i one kosztowały 110zł za sztukę, tak jak pełnowartościowe elementy, w tym prawdziwe diody Zenera?
Nie pamiętam, czy przypadkiem jeszcze jedna nie siedziała w zasilaczu sieciowym.
Oczywiście że siedziała, bo siedzieć musiała. I siedziała też druga dwuenka średniej mocy (oprócz tej w stabilizatorze obrotów), w tym przypadku 2N2195 w obudowie TO-39. A jednak MK122 nie kosztował przecież tyle co kilka samochodów dobrej klasy, wzorem "najwyższej klasy" kolumn głośnikowych dla naiwnych, gdzie powciskano bipolarne elektrolity wiedząc dobrze że nabywca któremu taki sprzęt jest dedykowany wyzuty jest ze zdolności do samodzielnego myślenia.
Krzemowy tranzystor BC178A widnieje też radośnie na schemacie MK125 w regulatorze obrotów i nie przypominam sobie, bym widywał tam zagraniczne egzemplarze
No to niestety, ale w 1971 roku musiały to być tranzystory importowane, bowiem krajowe tranzystory pnp wdrożono do produkcji pod koniec I połowy lat 70-tych. Później niż tranzystory w.cz BF180-183, BF200, BF214-215. Najwidoczniej oglądałeś egzemplarze wyprodukowane stosunkowo późno.
Koszt jednej skromnej diody, kosztującej w 1979 r. 30 zł przy pensjach rzędu 5000 zł to nie było wcale tak mało.
Ale na szczęście tylko jednej. Innych diod Zenera w MK125 już nie było. Była za to jeszcze jedna, czwarta już BZP687, w układzie automatycznej regulacji poziomu zapisu. Przypomnę jednak że w niby-wzmacniaczu od M2405S batalia nie toczyła się o dodatkową diodę Zenera, lecz o dodatkowy tranzystor BC107A, względnie BD355 w miejsce jednego z BD354 oraz BC211 w miejsce BC107B. W tym ostatnim wypadku mielibyśmy pełnokomplementarny wzmacniacz... na 4 a nie na 5 tranzystorach, gdyby tak trzeba było liczyć się z kosztem każdego z tranzystorów, tak jak to przedstawiasz.
Pamiętam doskonale, że jeszcze w latach 80. (a więc później) były automaty telefoniczne na miedziane 2zł (potem na 5 zł), więc w cenie takiej diody miałbym kilka rozmów lokalnych i pogadać choćby z Tobą o tym i o owym.
To ja pamiętam więcej: automaty telefoniczne na aluminowe 50-groszówki. Poza tym coś mi świta że później wprowadzono specjalne żetony do automatów, i w pewnym momencie okazało się że nowa mosiężna moneta 2zł świetnie taki żeton zastępuje, a jest od niego tańsza.
Wiemy też, ile kosztowały 2N914 w tym czasie – była to podobna cena: 32 zł. Tak więc wartość tych elementów po prostu nie była groszowa.
Tym bardziej nie była groszowa cena magnetofonów takich jak M2405S lub Uwertura, bo o takich jest tutaj mowa a nie o następcach MK125 w rodzaju Kaprala. Jak więc usprawiedliwić zaoszczędzenie jednego tranzystorka za cenę kompromitującego pogorszenia parametrów końcówki mocy?
Tak więc w czasach, gdy w zachodnim sprzęcie królowały układy TDA u nas dziergano wzmacniacze dalej na elementach dyskretnych
I co gorsze nawet wydziergać ich porządnie nie potrafiono :oops:
Ostatnio zmieniony ndz, 14 lutego 2021, 22:28 przez Tomek Janiszewski, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Tomek Janiszewski
3125...6249 postów
3125...6249 postów
Posty: 5263
Rejestracja: śr, 19 listopada 2008, 15:18

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Tomek Janiszewski »

LuC pisze: ndz, 14 lutego 2021, 21:32 Myśle że warto rozgraniczyć ocenę "stosowanych" rozwiązań technicznych od sensu scricte Polskiej Myśli Technicznej. Ja jestem rocznik 82 więc szczątkowo, bo szczątkowo, ale niemniej pamiętam jak wyglądał PRL. Natomiast @TJ - szanując w zupełności twoją krytykę i propozycje jak niektore rzeczy lepiej i sensowniej wykonać - zdajesz sobie sprawę że jeśli twoje posty przeczyta osoba rocznik powiedzmy 90 i wyżej to nie "kumając" ówczesnych realiów odbierze to tak że polscy konstruktorzy to po prostu banda matołów i niedouków?
Zdaję sobie sprawę z takiego niebezpieczeństwa, i wcale nie jest mi z tym przyjemnie. Akcentuję więc że moja krucjata wymierzona jest w ten jeden kuriozalny wy-tfu!r PMT. Jeden, ale nadzwyczaj szeroko rozpowszechniony. Potrafię za to wskazać wiele innych konstrukcji z lat 70-tych przed którymi chylę czoła do dziś. Choćby Meluzyna/Kleopatra bez względu na to że jakieś zaćmienie umysłu kazało komuś wstawić tam marne cewki do stereodekodera, zamiast choćby takich na rdzeniach kubkowych M14/8, wzorem DSL201 i Diany Stereo.
"wicie - rozumicie - zrobcie prosciej"
Gdybym w tamtych latach pracował w Unitrze (ale nie pracowałem bo za młody byłem) to przyznam że gdyby to mnie polecono uprościć magnetofon M2405 to na pewno nie wpadłbym na pomysł przeróbki układu quasi-komplementarnego na bida-komplementarny. Po prostu w pale by mi się nie mieściło aby w ogóle próbować jak będzie działał wzmacniacz o tak krańcowo różniących się wzmocnieniach dla obu połówek. Już raczej jakaś małpa dorwała się do sprzętu pomiarowego (może w ramach samokształcenia), z własnej inicjatywy postanowiła sprawdzić co się stanie po usunięciu jednego tranzystora, po czym pomierzyła same tylko THD i ewent. jeszcze IMD po czym ogłosiła triumfująco że mieszczą się one w normie. Nad tym jakiej natury są te zniekształcenia już się nie zastanawiała bo nikt od niej tego nie wymagał, za to premię za taki wniosek racjonalizatorski jej przyznano. Może tak było, może inaczej, ale jak by nie było nie jest to powód aby w czambuł deprecjonować wszystkich polskich konstruktorów.
Awatar użytkownika
Thereminator
6250...9374 posty
6250...9374 posty
Posty: 7353
Rejestracja: sob, 2 kwietnia 2005, 21:42
Lokalizacja: Nizina Wschodnioeuropejska

Re: Stopnie mocy w polskich magnetofonach w czasach PRL-u - pomiary i ocena

Post autor: Thereminator »

Wygląda na to, że w technice jednak nie byliśmy w tyle za zgniłym Zachodem a go wyprzedzaliśmy, bo u nas księgowi mieli decydujący wpływ na optymalizację konstrukcji o kilka dekad wcześniej :lol: :wink:
W teorii nie ma różnicy między praktyką a teorią. W praktyce jest.
ODPOWIEDZ