Romekd pisze:Tomku, tego właśnie podejścia w Twojej analizie wzmacniacza z "Neywy-303" nie rozumiem

W Twoim układzie tranzystory pełnią zawsze te same ściśle określone funkcje - sterujący pozostaje sterującym, a wyjściowy wyjściowym. W radzieckim rolę tranzystorów dynamicznie się zmieniają. VT9 raz jest tranzystorem sterującym, a raz końcowym, zależnie od wartości i kierunku prądu, który płynie do obciążenia. Tranzystor VT10 w połączeniu diodowym "robi" za diodę, bo w tym miejscu ma być po prostu szybka dioda przełączająca. VT10 nie jest więc ułomnym tranzystorem ze wzmocnieniem równym jeden, a właśnie diodą. To układ wzmacniacza prądu o konfiguracji "przełącznikowej" (nazwa wymyślona teraz przeze mnie), zupełnie innej niż ta proponowana przez Ciebie.
No to w takim razie
z innej beczki. Zastosuj tym razem w roli diody - złącze baza-emiter tranzystora pnp, pozostawiając kolektor niepodłączony do niczego. Będzie nadal działać dokładnie tak jak sobie to wyobrażasz? Będzie. Więc dołącz teraz do masy niewykorzystywany dotąd kolektor - i co to zmieni na gorsze? Śmiem twierdzić że nic, za to odciąży VT9 który odtąd będzie pracował z małym prądem kolektora, już tylko jako stopień sterujący. Wykorzystanie napięcia zasilania poprawi się: jakie zatem widzisz przeciwwskazania, poza rzecz jasna ewentualnym brakiem odpowiedniego tranzystora pnp?
Była stosowana w milionach sztuk odbiorników radiowych i telewizyjnych, głownie w tych posiadających możliwość pracy z baterii, ale nie tylko. Ta konfiguracja ma swoje zalety i wady, i nie pokrywają się one z wadami i zaletami proponowanego przez Ciebie rozwiązania
Te zalety które masz na myśli (mała wrażliwość rzekomego prądu spoczynkowego na napięcie zasilania i temperaturę) wynika stąd że właściwego prądu spoczynkowego brak, a głębokie USZ zmniejsza zniekształcenia skrośne na tyle że na pierwszy rzut oka ich nie widać. To samo można osiągnąć i po zastąpieniu VT10 w połączeniu diodowym - tranzystorem pnp, tak jak to opisałem wyżej.
które też jest bardzo popularne i też było stosowane w milionach innych urządzeń ze wzmacniaczami niskiej częstotliwości.
Rzekłbym że wzmacniacze komplementarne były one nieporównanie częściej stosowane od "przełącznikowych", z wyjątkiem CCCP. Podejrzewam że przyczyną tego stanu rzeczy, w sytuacji gdy pary komplementarne produkowali, był fakt że produkowane od dawien dawna rodziny MP35...38 (npn, wcześniej P8...P12) oraz MP39...41 (pnp, wcześniej P13...P15) charakteryzowały się niskim dopuszczalnym prądem kolektora (40mA wartości średniej, mniej niż nasze
tegespięćdziesiątki!). Mocniejsze, ale też i większe gabarytowo GT402/404 pojawiły się znacznie później, i z miejsca znalazły zastosowanie w telewizorkach "Junost". Zanim jednak to się stało - istniały wytrzymalsze prądowo
pety, ale tylko pnp, mianowicie MP25...26 oraz MP42. A także - tranzystory pnp średniej mocy GT403. Dlatego powszechnie stosowało się wzmacniacze transformatorowe z tranzystorami MP39...41 (użycie transformatora głośnikowego pozwalało przy niewielkich wymaganiach na wytrzymałość prądową osiągnąć sensowną moc przy napięciu zasilania 9V), a w razie chęci wyeliminowania transformatorów - można było posłużyć się konfiguracją "przełącznikową", stosując MP38 w roli VT7, oraz MP42 w roli VT9, 10 i 11. I taka wypróbowana konfiguracja dożyła epoki krzemu i plastiku, gdy była już najwyższa pora aby ją
sdać w archiw.
Natomiast ze sprzętu zachodniego przypominam sobie jako żywo tylko klasyczną konfigurację komplementarną, na
acetkach i
adetkach (
Japońce, podobnie jak i
Ruskie długo pozostawali wierni klasycznym wzmacniaczom dwutransformatorowym). Za Gierka wzmacniacze komplementarne
zbłądziły i pod polskie strzechy, cały czas na germanowych tranzystorach komplementarnych importowanych z Zachodu, wyjątkowo z NRD lub Czechosłowacji. Wyeliminowały je dopiero wzmacniacze scalone z rodziny UL1490 i UL1481. Przejściowo pojawiły się i UL1401...05 gdzie odnajdziemy konfigurację jak to nazywasz "przełącznikową" ale nie cieszyły się one dobrą opinią jeśli chodzi o jakość dźwięku.
Przedstawiłem Ci kilka przykładowych wzmacniaczy niskiej częstotliwości wizji, bo dla wizji przedział od DC do kilku MHz też był określany jako "sygnał niskiej częstotliwości" tyle że wizji, w odróżnieniu od częstotliwości "pośredniej" wizji i "wysokiej" cz. wizji. Czy w przypadku wizyjnych wzmacniaczy sterujących lampą kineskopową też zamierzasz twierdzić, że inżynierowie się pomylili i dali tam diodę zamiast tranzystorów w układzie komplementarnym?
Bo nie istniały tranzystory komplementarne do BF257...259 (w wykonaniu plastikowym BF457...459).
Widziałeś kiedyś wysokonapięciowy wzmacniacz sterujący lampą kineskopową w proponowanej przez Ciebie konfiguracji? Wysokonapięciowe tranzystory pnp w.cz. były już w tamtych czasach produkowane.
A i owszem, widziałem wzmacniacze RGB z tranzystorami komplementarnymi, choć nie były to wzmacniacze komplementarne wiernie odwzorowujące stopnie elektroakustyczne. Poszukaj sobie aplikacji typów BF469/470 oraz BF422/423. Ale one pojawiły się znacznie później niż te wymienione wyżej. Liniowość wzmacniaczy wizji w jednej i drugiej konfiguracji pozostawiała zresztą wiele do życzenia, działały one jednak nienagannie (i to z bardzo małym średnim poborem prądu), dzięki silnemu USZ obejmującemu także stopnie wstępne RGB znajdujące się w układzie scalonym matrycy. Brak wzmacniaczy wizji w klasycznej konfiguracji komplementarnej (z wtórnikiem komplementarnym na wyjściu) wynika ze specyfiki obciążenia. Jest ono praktycznie tylko pojemnościowe, toteż silnie impulsy prądowe niezbędne są tylko na przeładowywanie pojemności wejściowej kineskopu.
Wzmacniaczy z "przełączanymi" tranzystorami było naprawdę mnóstwo. W linku poniżej można np. zobaczyć wzmacniacz audio na czterech tranzystorach, w którym też jest ta dioda (trochę marna jakość tego schematu, ale myślę, że każdy elektronik bez problemu znajdzie na nim wzmacniacz m.cz.):
A taki nieco bardziej zaawansowany - rozpozna w całym schemacie jakiś małogabarytowy czarno-biały telewizorek. Widziałeś owe "mnóstwo" przełączanych wzmacniaczy ale takich klasy Hi-Fi? Bo ja jakoś nie, i chyba nieprzypadkowo. Tutaj z wielkim trudem odcyfrowałem typ tranzystorów końcowych: GT402. Widać komplementarne do nich GT404 były droższe lub trudniej dostępne, skoro odmiennie niż w "Junoście" ich tutaj nie zastosowano. Za to tam cały wzmacniacz m.cz. zawierał cztery tylko tranzystory. Germanową końcową parę komplementarną, i dwa przeciwstawne tranzystory małej mocy. Klasyka.
Spieranie się, które z rozwiązań jest lepsze, przypomina mi trochę dyskusję o wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocnymi...
Wątpliwości być nie może: wzmacniacze "przełączane" to
ersatz, wymuszony niedostatkiem bazy elementowej.
Spróbuję przedstawić wyniki pomiarów wzmacniacza z tranzystorami komplementarnymi w stopniu wyjściowym i opiszę jego wady, bo zalety są dobrze znane.
Tylko wskazane byłoby się zastanowić, czy są to wady właściwe tej właśnie konfiguracji, czy też także jakiejkolwiek innej, "przełączanej" nie wykluczając.
W ten sposób można było obserwować zmiany napięć na złączach baza-emiter (dochodzące do 1 V dla obciążenia wzmacniacza rezystancją 8 Ω) po wysterowaniu wzmacniacza.
I one to determinują wykorzystanie napięcia zasilającego w tym wzmacniaczu. Z tego też powodu stosowano tak długo germanowe
acetki, gdy cała reszta odbiornika była już
w krzemie. Nie dlatego że BC140/160 były drogie czy też z chęci wykorzystania zalegających magazyny zapasów AC187/188 lecz dzięki temu że ich napięcia złączowe nie przekraczały 0,5V pozwalały one osiągnąć (szczególnie przy niskich napięciach zasilania, rzędu 6V) znacznie większą moc wyjściową i sprawność. Naprzeróżniejszego sprzętu
na acetkach , w tym i bateryjnego była na naszym rynku
od pyty (radioodbiornik sieciowy "Jubilat", gramofon "Mister Hit", bateryjne magnetofony kasetowe MK122 i MK125, radiomagnetofon MK2500, bateryjny odbiornik przenośny "Justyna"), podczas gdy BC211/313 zastosowano tylko w jednym z
klocków dzierżoniowskich, OR "Ślęża" gdzie przy zasilaniu wyłącznie sieciowym wykorzystanie napięcia zasilającego nie było krytycznym parametrem.
(obciążenie wzmacniacza stanowił rezystor 16 Ω)
I to był właściwy krok, w sytuacji gdy końcowy tranzystor pnp okazał się niewydolny prądowo. Do pracy z obciążeniem 8 Ω należało poszukać egzemplarza z większym wzmocnieniem. Istnieją wszak BC160-25, całkiem zatem prawdopodobne że i lepsze BC313 się znajdą.
Przy częstotliwości zwiększonej z 1 kHz do 20 kHz też niewiele się zmieniło, poza amplitudami na bazach tranzystorów końcowych, gdyż przy 1 kHz były nierówne (kondensator blokujący bazy tranzystorów miał pojemność 2,2 μF, choć Ty Tomku proponowałeś wartość 0,1 μF, przy którym amplitudy na bazach różniły się już znacznie oraz w ogóle zmieniało się średnie napięcie między bazami tranzystorów po wysterowaniu wzmacniacza).
A przeszkadzała komu ta nierówność napięć? Wysterowanie się pogarszało? Druga harmoniczna rosła? Akurat ta nierówność (powstała w wyniku nieidentyczności charakterystyk wejściowych tranzystorów BC211/313) nie ma istotnego wpływu na to co się dzieje na wyjściu: dzięki silnemu USZ stopnień sterujący dostarczy do bazy każdego z tranzystorów końcowych takiego napięcia jak potrzeba. Oczywiście, duży kondensator tutaj nie zaszkodzi, ale też i nie pomoże.
Przy zwiększaniu amplitudy sygnału sterującego pierwsze uległy obcięciu górne połówki połówki przebiegu, co świadczyło o początku nasycania się tranzystora Q2
I to jest najzupełniej normalne. Dla połówki dodatniej napięcie na bazie BC211 (określone względem masy) nie może przekroczyć napięcia zasilania, pomniejszonego o napięcie nasycenia BC178. Razem daje to blisko 1V strat na wyjściu. Dla połówki ujemnej, o ile tylko wydajność bootstrapu jest dostateczna - napięcie na bazie BC313 może bez trudu osiągnąć wartość ujemną. Straty na wyjściu wynosić będą w tej sytuacji zwykle zaledwie około 100mV. Gdybyś zastosował w miejsce bootstrapu zachwalane w innym temacie źródło prądowe (ale takie najsprawniejsze z możliwych, bez rezystora emiterowego na parze scalonej, względnie z małym rezystorkiem i... wzmacniaczem operacyjnym LM358) - miałbyś straty napięcia na poziomie 1V także i dla połówki ujemnej. Każde inne źródło prądowe pogarszałoby sprawę. A wiesz jak osiągnąć minimalne możliwe straty także i dla połówki dodatniej? No to obejrzyj sobie aplikację archaicznego TAA435:
http://www.radiomuseum.org/tubes/tube_taa435.html
Co prawda ten akurat schemat przewiduje wykorzystanie germanowych
adetek, ale i z komplementarną parą krzemową dowolnego typu osiągnęłoby się rezultaty równie dobre: straty nie przekraczające napięcia nasycenia UCESat tranzystorów końcowych. Oczywiście, pod warunkiem zapewnienia dostatecznej wydajności prądowej obydwu bootstrapów
Kto zechce - może teraz
zaimprowizować TAA435 przy użyciu... UL1111 (tranzystorów jest
kak raz tyle co potrzeba, i połączenia pasują). Ale niekoniecznie warto: można również i proponowany przeze mnie układ (z tranzystorami przeciwstawnymi w stopniach napięciowych) rozbudować o dodatkowy wtórnik, który przejmie rolę stopnia sterującego, jak w TAA435 (tam niestety nie potrafiono jeszcze wytwarzać tranzystorów scalonych pnp o przyzwoitych parametrach). Oczywiście, nie zapominając przy tym o skutecznym tranzystorowym układzie polaryzacji, którego w TAA435 niestety brak.
Odkształcenie przebiegu napięcia Ube tranzystora Q2 świadczy o próbie większego wysterowania go przez tranzystor Q1:
I to też jest normalne: USZ stara się ratować sytuację. Przy niewydolnym układzie bootstrap (jak przy obciążeniu 8 Ω) odkształceniu uległaby także i druga połówka sygnału na bazie Q2.
W tym momencie prób dodałem tranzystor BC560C do dolnego tranzystora, tworząc układ Darlingtona.
I pogarszając wysterowalność dla dolnej połówki (patrz wyżej). Na szczęście nie gorzej niż dla połówki górnej.
Podniosłem też napięcie zasilania wzmacniacza do 9 V, przy którym poprzednia jego wersja dość kiepsko dawała sobie radę z wysterowaniem obciążenia 8 Ω (obciążenie też od tego momentu zmieniłem na 8,2 Ω). W dalszym ciągu dodatnie połówka sinusoidy pierwsza ulega przesterowaniu, co świadczy o braku symetrii przebiegu sterującego bazami tranzystorów końcowych - efekt stosowania bootstrapu...
??? Rzekłbym że to efekt zastosowania układu Darlingtona (dwa złącza emiterowe dla połówki dolnej, jedno dla górnej). Zamiast takiej
improwizacji lepiej zatem było poszukać BC313 z większym wzmocnieniem, wtedy i napięcia sterujące byłyby w miarę jednakowe, i prąd spoczynkowy byś zachował.
Jednak udało się uzyskać wartość międzyszczytową nieprzesterowanego sygnału wyjściowego na poziomie 7 V, czyli mniejszą już tylko o 2 V od napięcia zasilania (zbliżyłem w ten sposób parametry testowanego układu do parametrów kostki LM386).
O ile tylko testowany przez Ciebie egzemplarz LM386 miał połowę napięcia stałego na wejściu. Oba LM386 jakie zastosowałem do przeróbki bazarowych walkie-talkie tego wymogu nie spełniały, i aby stały się w pełni użytecznymi - musiałem zrównoważyć je zewnętrznymi rezystorami. To właśnie, a nie straty napięcia na poziomie typowych układów z tranzystorami dyskretnymi (a w przeciwieństwie do UL1490...98, UL1480, 1481, 1482, 1440, gdzie dzięki zastosowaniu układu bootstrap oraz polaryzacji stopnia końcowego od strony emitera sprowadzono straty na wyjściu do napięć nasycenia tranzystorów końcowych a więc równie skutecznie jak w TAA435 wymagającym obustronnego bootstrapowania) uważam za wadę dyskwalifikującą LM386.
Mimo braku prądu spoczynkowego w przebiegu wyjściowym nie widać zniekształceń "przejścia przez zero" przy częstotliwości 20 kHz (pewnie stałyby się widoczne przy mniejszej amplitudzie sygnału).
Dlatego lepiej się czuję, mając świadomość że pewien prąd spoczynkowy w stopniu końcowym jest.
Dla mnie ważnym celem stosowania sprzężenia bootstrap jest zwiększenie rezystancji obciążenia kolektora tranzystora, który objęty jest tym typem sprzężenia. Powoduje to bardzo duży wzrost wzmocnienia takiego stopnia, dzięki czemu wzrasta całkowite wzmocnienie wzmacniacza dla otwartej pętli globalnego ujemnego sprzężenia zwrotnego. To z kolei daje nam większy zapas tego wzmocnienia w stosunku do wzmocnienia wzmacniacza z zamkniętą pętlą sprzężenia, więc przyczynia się do poprawienia wszystkich parametrów wzmacniacza, w tym najważniejszych - pasma przenoszenia i poziomu zniekształceń harmonicznych. Ty natomiast najwyraźniej chcesz likwidować te zalety bootstrapu, zwiększając obciążenia tranzystora Q2 prądami tranzystorów Q4 i Q5 i to zabierających prąd w 100% (będzie to obciążenie bardzo nieliniowe). W moim przekonaniu jest to duży błąd.
Coś za coś. Stosując bootstrap z dużym zapasem prądu zwiększasz obciążenie baterii, co byłoby błędem nieporównywanie większym. Na taki zapas prądu w stopniu sterującym można sobie pozwolić we wzmacniaczach zasilanych z sieci, i posiadających więcej niż jedną parę komplementarną (lub quasi-komplementarnych jak np. w omawianym w innym temacie wzmacniaczu Philipsa z "MT"). Wzmocnienie w pełni obciążonego stopnia sterującego istotnie maleje, ale jego zapasu na potrzeby ogólnego USZ można poszukać gdzie indziej. Np. stosując małą wartość rezystora łączącego emiter stopnia wstępnego z wyjściem, co zarazem zwiększy zdolność wzmacniacza do pracy przy bardzo niskich napięciach zasilania (rzędu 3V). Oczywiście, zmaleje wówczas wzmocnienie całości w zamkniętej pętli, ale można sobie to powetować w przedwzmacniaczu, pobierającym pomijalnie mały prąd. A zniekształcenia chyba nie są duże, skoro nie zaobserwowałeś ich tak długo jak długo nie zabrakło prądu w układzie bootstrap, lub nie nasycił się Q2?
Pozdrawiam
Tomek