Dwie lampy pierwsza to 12Z1L a druga 2Z27L (byc moze w ukladzie triody). Z anody tej drugiej wychodzimy pradowo na tranzystor. A on ma napedzic pare komplementarna.
Czyli czesc lampowa podobna do tego:

Pominmy koncowke mocy, bo tu niema nic specjalnego, para tranzystorow i polaryzacja z kompensacja zmian napiecia i temperatury. Zadna filozofia. Zamiast pierwotnego uzwojenia trafa mamy obwod polaryzacji tranzystorow mocy.
Zarzenie lampy 12Z1L okresla napiecie zasilania calosci - czyli 12,6V. Wzmacniacz stereo moglby byc zasilany bvateryjnie. Brak przetwornicy bowiem lampy by byly zasilane niskim napieciem.
Pierwszy stopien dalby "brzmienie lampowe", drugi bylby w zasadzie przetwornikiem napiecie prad dla wysterowania tranzystora. W podanym schemacie czulosc wyniosla okolo 100mV co meni satysfakcjonuje - nie mam audiofilskich zrodel sygnalu dajacych 2V na wyjsciach.
Lampa wejsciowa mialby zarzenie posrednie - co oznacza unikanie problemu mikrofonowania, a i sprzezenie zwrotne mozna dolaczyc do katody. (choc zwsze pozostaje mozliwosc podlaczenie do zimnego konca potencjometru regulacji glosnosci na wejsciu wzmacniacza)
Dodam jeszcze 12Z1L pobiera 75mA na zarzenie, 2Z27L 57 mA na zarzenie.
Co o tym sadzicie. Pominmy kwestie ze ogolnie nie ma sensu budowac ukladow lampowych, OK. Uklad podany na schemacie gral naprawde super - na ile pozwalo trafo odwracajace faze.
[/img]