To jeszcze zobacz sobie wzmacniacz W-600. Także z Foniki.kubafant pisze: śr, 2 marca 2022, 11:45
Nie spotkałem jeszcze schematu urządzenia z epoki, gdzie zastosowano by podwajacz Delona w układzie zasilania biasu. Jeżeli już użyty był podwajacz (zamiast pojedynczej diody), zawsze był to układ Greinachera. W przeważającej większości przypadków była to zaś w ogóle pojedyncza dioda (prostownik półokresowy). W omawianym zastosowaniu wszystkie te rozwiązania dadzą jednakowo zadowalający rezultat (dioda - tylko w wypadku dysponowania odpowiednio dużym napięciem przemiennym), a częstotliwość tętnień można zaniedbać ze względu na praktycznie żaden pobór prądu oraz dużą pojemność kondensatorów elektrolitycznych (które na tak niskie napięcia były stosunkowo tanie nawet w epoce).
Czy powielacz Delona jest technicznie lepszy? Tak. Czy różnica byłaby w ogóle odczuwalna? Nie. Dlatego w ramach ukłonu dla autentycznych rozwiązań z epoki wybieram właśnie ten układ. W załączniku schemat polskiego wzmacniacza z łódzkiej Foniki, W-701 z zakreślonym na czerwono układem dostarczającym ujemne napięcie dla siatek lamp mocy.
https://trioda.com/fonar/audio/schematy ... 1_02_1.htm
Tam znajdziesz podwajacz Delona, w zastosowaniu do zasilacza...anodowego! Tyle że to akurat kiepski pomysł (zwłaszcza dla wzmacniacza klasy B) z uwagi na znaczny opór wewnętrzny takiego prostownika. Przy tym oszczędność na drucie nawojowym jest praktycznie żadna (mniej zwojów ale za to grubszym drutem), na dodatek łatwo może kogoś pindryknąć gdyby nieopatrznie dotknął puszek elektrolitów wiszących na napięciu 160V

Jest podobne, różnica polega głównie na tym ze wzmocnienie nie spada niemal liniowo aż do samej górnej granicy (jak przy korekcji RIAA), lecz przestaje spadać przy pewnej częstotliwości gdzie daje już o sobie znać szerokość szczeliny, a na krańcu pasma bywa że gwałtownie rośnie aby jeszcze te resztki sygnału jakoś wycisnąć.To prawda, ale znane są liczne przykłady użycia tego sposobu polaryzacji nawet w magnetofonach, w stopniach współpracujących bezpośrednio z głowicą odczytu. Czy to miejsce nie jest jeszcze bardziej krytyczne niż wejściowy stopień phono?
Mnie tam polaryzacja prądem wybiegu kojarzy się nieodłącznie z lampą EABC80, stosowanej jak wiadomo w radio. Tam wynika to z przymusu (brak dziesiątej nóżki dla osobnego wyprowadzenia katody sekcji triodowej mimo że fizycznie jest to wydzielona katoda a w lampie jest ich w sumie trzy), natomiast w magnetofonach brak dwójnika RC w katodzie lampy EF86 kładłbym na karb chęcią zaoszczędzenia elektrolitu, a także miejsca. Kiedyś przy pojemnościach rzędu 100uF miały one spore gabaryty, nawet przy niskich napięciach, Ty zaś w poszanowaniu dla epoki możesz zastosować koliberkowską Elwę w przezroczystej koszulce z grubego igelitu 220uF 12V. Takie jak w we wzmacniaczu MINI-MAX mojej konstrukcji:Znowu, rozwiązanie to chcę zastosować nie tylko ze względu na większe wzmocnienie, jakie się w ten sposób uzyskuje, ale również dla uczynienia zadość pewnej klasie rozwiązań, dziś już definitywnie porzuconych, które były z dobrym skutkiem stosowane w epoce. Ostatecznie, każdy audiofilski wzmacniacz czy pospolite PCL86 SE ma opornik i kondensator w katodzie. Tu mamy coś innego, odmiennego, niecodziennego i przez to - ciekawego.
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.p ... 95#p164395
Zastanawiam się tylko: czy przy polaryzacji katodowej kondensator 10nF faktycznie byłby potrzebny? Zawsze to jeden element ściągajacy zakłócenia mniej. Dlaczego by nie dołączyć adaptera bezpośrednio do siatki? Chyba że obawiamy się o jej bezpieczeństwo w razie zwarcia lub przebicia w lampie.Zastosuję kolejno: rezystor obciążający wkładkę magnetyczną 47 k, kondensator styrofleksowy 10 n (jego napięcie może być dowolnie niskie, ze względu na symboliczną różnicę potencjałów po obu stronach, mam przygotowane takie na 63 V, prod. NRD), rezystor upływowy 10 M.