Krasul pisze: ↑wt, 4 stycznia 2022, 20:10
W gospodarce powszechnego niedoboru wszystkiego radioamator potrzebował czasami zastosować w zwrotnicy kondensator o dużej pojemności. Przeważnie skręcało się wówczas ze sobą równolegle kilka kondensatorów foliowych poliestrowych (MKT/MKSE) firmy "MIFLEX" o mniejszych pojemnościach celem uzyskania oczekiwanej wartości sumarycznej.
Alternatywą mogły być ponadto w tamtych czasach kondensatory papierowe MPHP (metalizowane, w hermetycznych obudowach metalowych), na licencji sowieckich kondensatorów MБГ (
Mietalizirowannyj Bumażnyj Giermeticieskij). Były one wykonywane także na 160V toteż były stosunkowo nieduże gabarytowo (przy pojemności dochodzącej do 10uF), i były wyposażone w łapki do wygodnego mocowania na śruby. Parametry takie jak dobroć czy stabilność termiczna - cóż, pewnie cokolwiek
kiepściejsze niż MKSE, ale przynajmniej wolne od wszelkich pozostałych wad, właściwych bipolarnym kondensatorom elektrolitycznym, zarówno fabrycznym jak i
improwizowanym, w sposób jaki opisałeś dalej. Niemniej jednak przypomnę że nie tak dawno ich rozwinięcie, w postaci tzw.
kondensatorów hybrydowych (z dielektrykiem mieszanym, papierowo-poliestrowym a więc i o parametrach pośrednich) zrobiło furorę w środowiskach audiofilskich. Niestety szaleństwo to nie ominęło także naszego forum:
https://www.forum-trioda.pl/viewtopic.php?f=14&t=34335
Komuś tam nawet
głowę zmyto, za to że doszukał się kondensatorów podobnego typu w roli przeciwzakłóceniowych, użytych w... młynku do kawy
Ale jeśli nawet takie rozwiązanie nie było możliwe to wówczas wykorzystywano do tego celu zespół dwóch kondensatorów elektrolitycznych UNIPOLARNYCH firmy "ELWA" zastępujących jeden kondensator elektrolityczny BIPOLARNY.
Z perspektywy czasu dziwię się wręcz że
Polska Myśl Techniczna nie wpadła naonczas na pomysł wykorzystania... gotowych kondensatorów "bipolarnych", jakie były produkowane od zarania dziejów. Mam tu na myśli dwusekcyjne kondensatory elektrolityczne przeznaczone do zasilaczy anodowych w odbiornikach radiowych. Najczęściej miały one wspólny minus na metalowej puszce z nakrętką (typ KEN), trafiały się jednak i nowocześniejsze, przystosowane do montażu drukowanego. Najpopularniejszymi nominałami były 2x32uF, 2x47(50)uF, 2x100uF, napięcie znamionowe - 350V, niekiedy trafiały się 2x250V lub (szczególnie w starszych egzemplarzach) - jeszcze wyższe, nawet ponad 500V. Wykorzystywałoby się oczywiście tylko dwie końcówki dodatnie, puszka pozostawałaby do niczego nie podłączona. Wewnątrz tej puszki znajdowałyby się co prawda do niczego niepotrzebne, nieutlenione elektrody ujemne (kondensator równie dobrze, a najpewniej wręcz lepiej działałby w tym zastosowaniu w ogóle bez nich) ale zauważ że takie same nadmiarowe ujemne elektrody znajdują się i w dwóch antyszeregowo połączonych osobnych kondensatorach. No ale wszystko to oczywiście
nekrofilia, dziś takie
wynalazki trudno na poważnie polecać, podobnie jak i ruskie
hybrydy z linku powyżej
Jeśli była taka możliwość, celem poprawy parametrów takiego układu do wyprowadzeń dwóch połączonych ze sobą szeregowo kondensatorów elektrolitycznych UNIPOLARNYCH dołączano jeden kondensator z dielektrykiem stałym o znacznie niższej pojemności.
Pytanie tylko na ile troszczono się wówczas o poprawę parametrów (konkretnie ESR przy większych częstotliwościach), na ile zaś chciano w ten sposób dosztukować brakujące mikrofarady, aby z dwóch elektrolitów wytwarzanych zwykle w szeregu E3 (niekiedy w E6) i jednego foliowego wyszło dokładnie tyle ile sobie
As PMT wyliczył, zapominając w ogóle o rozformowywaniu się elektrolitów (zwłaszcza przewidzianych do pracy w zasilaczach).
Jest to oczywiście anegdota historyczna ponieważ w dzisiejszych czasach można zamówić potrzebne kondensatory Internetem i nie trzeba kombinować i wydziwiać.
Jeszcze tylko dla porządku przypomnę że niejednokrotnie zalecano zbocznikować kondensatory diodami, aby wyeliminować możliwość zaistnienia polaryzacji wstecznej. Tak jak to pokazałem parę postów wcześniej. Ale oczywiście
świnia zawsze będzie świnią, badziewny kondensator badziewnym kondensatorem - również. Nawet jeśli audiofile
odkryją za jakiś czas że w tej roli najlepiej sprawdzają się powiedzmy tewowskie diody germanowe DZG, których cena na rynku wtórnym skoczy nagle z groszy na setki PLN za sztukę
Tym bardziej, że to nie jest produkcja seryjna i jeśli taki zestaw głośnikowy ma zostać wykonany tylko w dwóch egzemplarzach to warto kupić dobrej jakości kondensatory polipropylenowe (MKP) i mieć spokój przez długie lata.
Szczególnie jeśli zdążyło się zostać szczęśliwym posiadaczem
szmaciaków, bo wtedy i problem tzw.
regeneracji głośników za kilka, z górą kilkunastu lat nie zaistnieje. Po co więc narażać cenne, bo trwałe głośniki na zniszczenie z powodu awarii kondensatora? Oszczędność kilku a nawet kilkunastu PLN na cenie nie jest tego warta. Tym bardziej że cena "dobrych" kondensatorów bipolarnych, np. Mundorf też
piechotą nie chodzi.
Bo jakby
chodziła piechotą - mniej byłoby naiwnych skłonnych uwierzyć że to pełnowartościowe elementy w zastosowaniach o jakich mowa...
