Ależ zrozumiałem, zrozumiałem. Może i mnie się kiedyś odwidzi i polubię głupie komputery i programy i wszystko, ale na razie nic z tych rzeczy.
Podobnie jak bez programu służącego do rozkładania druku, gdybym znów był zmuszony robić to przy pomocy linijki, ołówka i gumki na kratkowanym papierze podaniowym (nie mylić ze śniadaniowym

- kto jeszcze pamięta co to było skoro podania pisze się obecnie na komputerach i drukuje na drukarkach?) i w dodatku w skali 2:1.
Eee, to trochę się zawiodłem przyznam. Myślałem, że taki gość jak Ty to radzi sobie bez wspomagania
Ja używam wyłącznie ołówka, papieru i swojego umysłu. Lepsza łamigłówka niż rozwiązywanie krzyżówek, mówię wam. A jak się to przyjemnie rozmieszcza! Aż czasem żałuję, że tak rzadko robię płytki /nie znoszę ich potem nawiercać - nie moimi narzędziami/. I musisz przyznać, że takie ręcznie robione płytki są ładniejsze od
komputerowych, gdzie linie nie są naturalne i zaokrąglone tylko wszystko do kątów prostych.
A podania piszę na papierze podaniowym. Podobnie jak sprawozdania z zajęć laboratoryjnych (oprócz tych, gdzie przyjmują tylko plugawe pdfy przesyłane na serwer...), do których zresztą dołączam wykresy na papierze milimetrowym. Także to nie są takie antyki jak myślisz!
Tylko czy istotnie do tego celu niezbędna jest cała pentoda? Może użycie jej w normalny sposób dałoby ostatecznie lepszy rezultat?
Nie wiem czy jest niezbędna. Moje przesłanki są takie: układ z inwerterem typu
long tail pair ma wielokrotnie mniejsze zniekształcenia niż hołubiony (chyba z impetu, jaki mu został od lat 40.) Williamson => inwerter można poprawić (badania wykazują ok. 8-10 krotną redukcję THD) przez zastąpienie opornika w ogonie źródłem prądowym => mojego pomysłu sprzężenie zwrotne powinno wyniki jeszcze odrobinę poprawić (głównie symetrię i wrażliwość na nierównomierne obciążenie). Idąc tym tropem mam wszelkie przesłanki przypuszczać, że jednak ta pentoda jest potrzebna.
To ma być
nowoczesna lampa???

No weź mnie nie rozśmieszaj. Taka ona i "nowoczesna" jak 6V6 czy 6L6.
A jednak są to jeszcze konstrukcje przedwojenne, z lat 30. EL34 jest o dwie dekady młodsza, co w historii techniki oznacza ogromny skok naprzód. Co by zresztą nie mówić jest to najnowocześniejsza z dostępnych lamp głośnikowych o rozsądnej do HIFI z prawdziwego zdarzenia mocy admisyjnej (25 W). Stworzonych do sprzętu rozgłoszeniowego KT88 nie biorę pod uwagę, zresztą jej wygląd jest jeszcze bardziej obskurny. Ciekawostki z atlasu typu EL503 chyba nie wchodzą do konkursu, co?
Nie przesadzasz aby co do wpływu tej nieliniowości na ostateczny poziom zniekształceń?
Nie wiem - być może przesadzam, ale chcę zejść ze zniekształceniami do minimum, nie widzę zresztą powodów dla których używanie mniej liniowych lamp miałoby być lepsze. Tu od razu odpowiem kol. Einherjerowi:
Einherjer pisze: czw, 28 marca 2019, 11:44
To nie rezystory siatkowe są problemem tylko pojemność wejściowa.
A jednak ECC83 była z powodzeniem używana do tego celu. Wyniki przedstawiałem wcześniej - nie widać, aby miała jakieś problemy z wyrobieniem się z tymi 15 pF, jakimi odgraża się siatka EL34.
Zresztą nie upieram się przy niej - to wszystko jeszcze trzeba zbadać. Po prostu jej liniowość jest ogromną zaletą.
Zniknąłeś fakt który powinien być oczywisty. Ta "zbędna" trioda, wbrew utartemu i powtarzanemu jak mantra stereotypowi daje wzmocnienie napięciowe! Sięgające prawie 2V/V, jeżeli liczyć stosunek napięcia między anodą i katodą do napięcia wejściowego. A stamtąd przecież steruje się siatkami stopnia różnicowego. W nieobecności tej triody jedna z siatek stopnia różnicowego musi być połączona z masą, i napięcie na wyjściu będzie 2 razy mniejsze. Ponadto przyczynia się ona do wydatnego wzrostu wzmocnienia poprzedzającego inwerter stopnia napięciowego, zwłaszcza gdy pracuje w nim pentoda lub trioda o wysokim oporze wewnętrznym a inwerter jest z tym stopniem sprzężony galwanicznie (nie występują wówczas obciążające ów stopień napięciowy rezystory upływowe niezbędne w każdym innym przypadku).
Jest oczywisty. Po prostu tradycyjnie podaje się wzmocnienia sygnałów wzg. masy i w takiej konwencji wzmocnienie odwracacza o dzielonym obciążeniu wynosi (nieco poniżej) 0 dB.
Rzekoma przewaga układu Williamsona (anoda lampy wstępnej nieobciążona opornikiem siatkowym następnego stopnia) występuje tak samo w proponowanym układzie, gdzie cały czas podkreślam zasadność galwanicznego sprzężenia tych stopni. A co do większego wzmocnienia, to niestety ale trafiłeś tutaj
kulą w płot, bo gdzie jak gdzie, ale w klasycznym układzie Williamsona ten
potencjał nie zostaje wykorzystany: używa się bowiem niskooporowej triody o niedużym wzmocnieniu (zamiast np. pentody albo połówki 6SL7), którą obciąża się dodatkowo niedużym opornikiem anodowym 47 kiloomów (gdzie w karcie proponują m.in. 200 k). Co więcej, nie wynika to z błędów w doborze warunków pracy tylko z
immanentnej cechy tej topologii, w której trzeba się zgodzić na duży kompromis: albo korzystny punkt pracy wzmacniacza wstępnego (z wyższym napięciem na anodzie) albo korzystny punkt pracy odwracacza fazy (idealnie: po 1/4 napięcia zasilającego na opornikach, 1/2 na triodzie). Nie da się zaspokoić na raz obu tych warunków ze względu na galwaniczne sprzężenie anody z siatką, które jest jednak pożądane, bo dodatkowa stałą czasowa w tym (i tak ledwo już stabilnym) obwodzie wyrządziłaby jeszcze więcej szkód niż nieoptymalny punkt pracy.
Tymczasem w układzie z inwerterem różnicowym podnoszenie napięcia na anodzie lampy wejściowej jest wręcz pożądane - oznacza to bowiem zwiększenie napięcia, jakim dysponuje źródło, a więc polepsza się jego jakość. Istnieje tu oczywiście pewne optimum, bo nie można przeznaczyć na to zbyt wiele napięcia, ale nie o to chodzi. Ważne jest to, że interesy optymalizacji punktu pracy lampy wejściowej i inwertera nie są rozbieżne (jak wyżej).
Ostatecznie stosując taką williamsonowską konfigurację możemy liczyć na sumaryczny wzrost wzmocnienia napięcioweto o jakieś 8 do 10dB, w porównaniu odwracaczem ze sprzężeniem katodowym, nawet jak zaangażujemy w nim pentodę w roli źródła prądowego.
A jednak wzmacniacz w układzie Fergusona ma wzmocnienie w otwartej pętli sięgające 68 dB (ok. 2770 razy) i czułość 6,5 mV do pełnego wysterowania (20 W). Po zamknięciu pętli (30 dB) czułość wynosi 220 mV. I to z jedną siatką odwracacza uziemioną!
Tomku, spójrzmy prawdzie w oczy. Układ Williamsona jest z trudem stabilny (najczęściej wymaga dodatkowych obwodów kompensacyjnych - choć mając najwyższej klasy transformator da się uzyskać stabilność bez tego) przy 20 dB USZ, zawiera aż dwa kondensatory sprzęgające, dwa pierwsze stopnie są dużym kompromisem, a poziom zniekształceń robił wrażenie może w latach 40. Wzmocnienie jest niskie (czułość ponad 1 V), a sygnał
przechodzi przez cztery lampy, a nie trzy jak u Fergusona. Tego się naprawdę nie da bronić, nie - mając w zasięgu porównania przytoczony układ (i jeszcze kilka innych).
Jak widać układ Mullarda nie cierpi na brak wzmocnienia, więc proszę nie używać więcej argumentu o wzmocnieniu!
W przypadku pentody ów jeden system oznacza zwykle jedną bańkę skoro ECF82 jest taka marna i należałoby się nastawić raczej na EF86 a może E180F. Trioda zaś niezbędna w odwraczacu o dzielonym obciążeniu angażuje tylko pół bańki.
To prawda, trzeba dołożyć bańkę.
Tylko co z tego? Jeżeli chodzi o mnie, nie muszę ciąć kosztów na podstawkach i lampach, a jeżeli ma to przynieść wymierne korzyści (nie wyimaginowane jak równoległe łączenie triod napięciowych) i jest uzasadnione lepszymi rezultatami - to dla mnie jest to rzecz, po którą warto sięgnąć. Osądź zresztą sam.
Nie zawsze taką idealną. E180F korzystna z uwagi na małe pojemności (pogarszające symetrię na górnym krańcu pasma) nie może się poszczycić rezystancją wewnętrzną tak wielką jak choćby EF86, co z kolei oznacza pogorszenie symetrii w całym zakresie.
Na poprzednich stronach tego tematu rozważaliśmy kandydatury różnych lamp, od tego zresztą rozpoczęła się cała dyskusja (vide tytuł tematu). Wytypowałem EF184 jako najlepszą pentodę do tego zadania. E180F została wręcz wymieniona jako antyprzykład. Jej największą wadą w tym zastosowaniu jest pogięta charakterystyka anodowa zwłaszcza w zakresie niższych napięć (czyli tak, jak to będzie miało miejsce w źródle - ok. 100 V). Gołym okiem widać, że przy zadanym prądzie nachylenie krzywej (a więc oporność wewnętrzna) zmienia się wraz ze zmianą napięcia anodowego. Jest to niedopuszczalne, lepiej żeby oporność była niższa ale stała, aniżeli gdyby się miała zmieniać, bo wprowadzi to dodatkową nieliniowość i zniekształcenia.
EF86 charakteryzuje się co prawda dużą opornością wewnętrzną (2,5 M), ale przy Ua = 250 V, co tu na pewno nie będzie miało miejsca. Jak zresztą udowodniliśmy wcześniej z kol. Einherjerem oporność wewnętrzna pentody nie musi mieć wielkiego wpływu na oporność źródła (vide równania podane na początku tematu), zwłaszcza jeżeli zastosuje się
sztuczkę z dużym opornikiem katodowym i dodatnią polaryzacją siatki. Wtedy oporność źródła może sięgać dziesiątków megaomów, co jednak jest zbyteczne, bo jak zauważyłeś występują pojemności. Będą to i pojemności międzyelektrodowe, i pojemności montażowe - ale ich reaktancja dla sygnałów nawet z górnej części pasma nie schodzi poniżej megaoma. Więc efektywnie będziemy mieli w katodach kilkadziesiąt mega równolegle z powiedzmy 1,5 mega. Z której strony by na to nie spojrzeć stanowi to ogromny postęp w stosunku do rezystora 82 kiloomów.
A co do pojemności E180F to wcale nie zostawia ona EF184 daleko w tyle: Ca = 3 pF wobec 3 pF, Cs1 = 7,5 pF wobec 10 pF.
Jestem też zbyt skąpy, żeby marnować EF86 na źródło prądowe
Pozdrawiam serdecznie,
Jakub