Czujnik pisze: Czy parafina w płynie czy też roztopiona stała.
Stała, zupełnie roztopiona, prawie wrząca. Podobne efekty daje stearyna. Pojemność po wygotowaniu wychodzi 10-20% mniejsza od znamionowej, ze względu na różne stałe dielektryczne syciw.
Czujnik pisze:
No i z czego ta masa bitumiczna? Z odzysku, czy jest coś współczesnego co się nadaje.
Akurat na czekoladki dla Elektrita użyłem najlepszej masy bitumicznej jaką miałem. Została ona odzyskana kilka lat temu z dużego bloku Siemensa. Jej pozytywne właściwości polegają na tym, że po roztopieniu jest bardzo rzadka, a po zastygnięciu bardzo twarda, ale jednocześnie dobrze się trzyma. Można kondensator bez obaw wziąć w rękę, a ewentualne ślady palców można bez problemu wytrzeć nawet wilgotną szmatką. Poza tym po zastygnięciu zupełnie się nie lepi. No i najważniejsza cecha: nie ma efektu pęcherzyków, ta masa jest mniej elastyczna, dość szybko twardnieje i nie zdążają się one wytworzyć. Niestety tylko raz trafiłem na tak dobrą masę z odzysku. 99% takich mas nie nadaje się już do niczego, nie dają się dobrze roztopić, są gęste, nie chcą wypełniać dobrze przestrzeni i się lepią.
Kondensatory Philipsa, których zdjęcie jest wyżej, były obtaczane w "lepiku asfaltowym na gorąco", który można kupić w sklepach z materiałami budowlanymi. Są dostępne w wiadrach po 30kg, jednak często leżą obok nich różnej wielkości odłamki, które można dostać nawet za darmo. Lepik asfaltowy na gorąco po roztopieniu też jest rzadki i bardzo dobrze wypełnia wolne przestrzenie. Jednak jest dość elastyczny i występuje podczas stygnięcia wspomniany wcześniej efekt pęcherzyków, które pękają pozostawiając po sobie dziurki. Masa po zastygnięciu nie jest też tak twarda i w niewielkim stopniu, ale jednak, się lepi. Jest jednak przy tym znacznie bardziej błyszcząca.
Nie próbowałem jeszcze jednej masy, paku smołowego używanego dawniej przez szewców. Był dostępny w kostkach, ale nie wiem czy obecnie można go jeszcze gdzieś kupić.
Czujnik pisze:
Trzeba rozwijać zwijkę?
Absolutnie nie. Parafina przesyci ją całą bez odwijania i wymyje wilgoć i kwaśne produkty utleniania starego syciwa (główne przyczyny upływności). Zwijek nie umieszczam jednak luzem, lecz owijam ciasno paskiem papieru, przez którego końce przewlekam drut, dzięki czemu łatwo można zwijkę umieścić w parafinie. Takie działanie wynika też z faktu, że pod wpływem wydostającej się wilgoci i innych substancji, zwijka może się odwinąć lub zmienić swój kształt (zwijki spłaszczone robią się okrągłe, przy czym bardzo trudno im potem przywrócić wcześniejsze gabaryty). Jeśli są trudności z usunięciem starej masy bitumicznej, można nie ryzykować uszkodzenia zwijki i zanurzyć razem z masą. Parafina się zapaskudzi, ale efekt będzie taki sam. Po wygotowaniu resztki masy bitumicznej można usunąć bez problemu, nawet przez zdmuchnięcie !
Kondensatory rurkowe oczywiście należy gotować razem z rurką, gdyż wydostanie zwijki jest trudne (choć pracuję nad tym

). Rurki bakelizowane po wygotowaniu są ciemniejsze (w końcu działa na nie temperatura ponad 300 stopni C). W przypadku szklanych rurek z naniesionymi napisami nie ma absolutnie problemu, napisy raczej nie schodzą (nie zdarzyło mi się). Gorzej z takimi, które na szklanej rurce mają nalepki (np. kondensatory Telefunkena z żółto niebieskimi nalepkami). Nalepki te ciemnieją i kondensator wygląda gorzej. Tutaj też obmyślam sposób na ich zdejmowanie.
Osobną kwestią są druciki doprowadzające. Trzeba pamiętać, że wszelkie luty puszczą i druciki mogą odpaść. Generalnie są dwa sposoby dołączania przewodów do okładzin przy fabrykacji. Pierwszy polega na tym, że przez zwijkę przełożono w pewnych miejscach dwa miedziane paski, stanowiące wyprowadzenie okładzin. Do końców tych cienkich blaszek są lutowane druciki . W przypadku tych kondensatorów nie ma problemu, po wygotowaniu usuwa sie resztki masy bitumicznej, a do blaszek lutuje druciki i zalewa końce rurki nową masą, uważając, żeby ten nowy lut nie puścił.
Drugi sposób polega na tym, że każda z okładzin wykonanych z cynfolii wystaje kilka mm po swojej stronie. Po zwinięciu otrzymywano więc po obu stronach zwijki zwiniętą cynfolię. Następnie wkładano tam druciki i roztapiano tą zwiniętą cynfolię. Jeśli podczas gotowania te luty odpadną, nie będzie już do czego się dolutować. Można ewentualnie wydostać zwijkę (co jest łatwe po wygotowaniu) i odwinąć jeden zwój, aby wyprowadzić okładziny. Jest to jednak bardzo żmudne, a dodatkowo folia okładzin jest tam bardzo cienka i łatwo się rwie, drze itp.
Najgorszy jest fakt, że w większości kondensatorów nie da się przewidzieć, którą metoda są wyprowadzone okładziny. Np. Telefunken stosował obydwie metody nawet w tak samo wyglądających kondensatorach i znajdujących się w tym samym odbiorniku. Pewnym co do pierwszego sposobu można być jedynie w przypadku czekoladek Philipsa - tutaj zwijka jest nawinięta na szklanej rurce, a miedziane paski są przylutowane do kapsli na końcach tej rurki (jak w rurkowym bezpieczniku topikowym), do których to kapsli są przylutowane druciki. Czekoladki Elektrita również są pod tym względem dogodne, różnica jest taka, że zastosowano tam połączenia nitowane, a zwijkę nawinięto na bakelitowej płytce. I jeszcze ciekawostka: większość czekoladek Elektrita ma naniesioną wartość pojemność na zwijce.
Czujnik pisze:
A co kiedy myszy nadgryzły? .
Takie zwijki najczęściej mają zwarcie, więc tutaj sprawa jest trudniejsza. Można próbować nieco odwinąć licząc się z dodatkowym spadkiem pojemności. Jeśli zwarcia nie ma, to nie ma problemu.
Oczywiście wszystkie te zabiegi należy robić pod jakimś wyciągiem, aby nie nawdychać się za bardzo oparów parafiny i masy bitumicznej i nie zasmrodzić mieszkania, jak również ubrania (i tak będzie czuć)
