
Tym razem, dla odmiany postanowiłem zrobić...kolejny zasilacz

Oto relacja z jego budowy (choć jeszcze w 100% nie jest skończony):
Wszystko zaczęło się od tego, że postanowiłem zrobić trochę porządków i reorganizacji w moim warsztaciku.
Między innymi przełączyłem zasilanie moich maszynek napędzanych silnikami prądu stałego (wyrzynarka włosowa, prostnica z rękawem, miniwiertarka na statywie) z dotychczasowego zasilania autortransformatorowego na zasilanie stabilizowane (jak się okazuje moment obrotowy silników w dużym stopniu zależy od stabilności napięcia zasilającego i przy stabilizacji tego napięcia silniki nie "stają dęba" pod większym obciążeniem).
Po przełączeniu okazało się, że stary autotransformatorek (110V zasilany z transformatora separującego) jest już w danej konfiguracji zbędny, a nawet zalecany jest jego demontaż z dotychczasowego miejsca (bo przeszkadza i zawadza).
A do tej pory wyglądało to tak: Jak widać - autotransformator jest przykręcony do boku szafki narzędziowej wraz z miernikami, mostkiem prostowniczym, kondensatorem i chaotycznymi kablami

I tak było przez ostatnie kilkanaście lat

Mimo to autotransformator przez ten okres czasu pokazał swoją duża przydatność w codziennym życiu warsztatowym jak źródło uniwersalnego zasilania - stałego i zmiennego.
W międzyczasie dokupiłem na Wolumenie drugi podobny autotransformator (na 127V) początkowo z myślą o tym, że wykorzystam go jako zamiennik w przypadku awarii tego pierwszego, ale później (po demontażu pierwszego) pomyślałem, że czemu nie wykorzystać ich jednocześnie, zwiększając zakres napięć jakie mogę w ten sposób otrzymać.
W ten sposób zrodził się pomysł stworzenia nowego zasilacza - autotransformatorowego, w nowej ładnej obudowie, porządnie wykonanego - tak jak to powinno być zrobione od razu

Do pierwszego autotransformatora miałem transformator separujący (nawinięty jeszcze po koniec lat 80-tych), ale do drugiego już nie. Postanowiłem więc wykorzystać rdzeń kupiony ongiś na Wolumenie za 20zł u p. Sławka.
Rdzeń duży - przekrój kolumny środkowej 26,2cm2 - niestety uzwojenia nie nadawały się (inne napięcia - prawdopodobnie jakaś przetwornica, czy coś w tym rodzaju) i trzeba było je odwinąć.
Co gorsza rdzeń był cały zaimpregnowany lakierem. Można by go wstawić do acetonu, żeby rozmiękł, ale przy tak dużym transformatorze, to musiało by to być małe wiaderko - niezły by się zrobił smród

Wobec tego przystąpiłem do rozpakietowywania na sucho. Udało się, ale karkas tego nie wytrzymał (kruchy plastik) i trzeba było pomyśleć o zrobieniu nowego, porządnego karkasu.
Na szczęście mam skrypt, który oblicza wymiary wszystkich ścianek karkasu w/g rozmiarów rdzenia i okna, więc wystarczyło go tylko zapuścić: Teraz trzeba było przenieść rysunek ścianek karkasu na płytę z bakelitu za pomocą trasowania: I wyciąć za pomocą mojej elektrycznej wyrzynarki włosowej: Teraz można już było przystąpić do złożenia karkasu: A po obróbce wykańczającej, sklejeniu i dodaniu łączówek stał się on już gotowy do nawijania

Wymieniłem podstawę na porządną, dodałem też mechaniczny licznik zwojów, bo elektroniczny (magnes + kontaktron) ma zawsze jakieś kłopoty w momencie gdy manipulujemy w przód i w tył jak się nam na przykład drut zerwie, trzeba pamiętać o przełączaniu kierunku obrotów, itp... Licznik mechaniczny połączony giętkim wężykiem z osią nawijarki nie ma tych problemów.
Co prawda musiałem wyprowadzić oś licznika z lewej strony - taka mała przeróbka jako, że jestem leworęczny i nawijam lewą ręką - oraz dorobić sprzęgiełko umożliwiające odłączenie licznika podczas zakładania karkasu na oś, ale jakoś wszystko się udało

