Romekd pisze:W moim odczuciu byłby to całkowicie absurdalny i bezsensowny z technicznego punktu widzenia układ, w którym wiele elementów niczemu nie służy, a innych, bardzo istotnych, po prostu zabrakło
Kwestia punktu widzenia. Można uznać np. że w zmodyfikowanym wg mojej propozycji układzie nadmiarowe są tranzystory VT4 i VT6, brakuje zaś układu polaryzacji między bazami VT10 i VT11, oraz oczywiście elementów RC współpracujących w oryginalnym układzie z VT4, które teraz powinny przejść na VT7.
W takim rozwiązaniu faktycznie tranzystorami wyjściowymi stałyby się VT10 i VT11, z tym, że dla "ujemnych" polówek sinusoidy prąd do włączania VT10 zapewniałyby jeszcze tranzystory VT9 i VT7
VT9 to i owszem (jak zawsze tranzystor sterujący w klasycznym układzie komplementarnym) ale co ma do tego T7??? W jaki sposób jego prąd kolektora mógłby
bezpośrednio dopłynąć do bazy VT10?
(z VT10 wszystkie trzy tranzystory pracowałyby ze wzmocnieniem jedynie prądowym, więc w sumie byłoby ono gigantyczne, a ich napięciowe wzmocnienie równe byłoby zaledwie jedności),
O ile nie pokusimy się o osłabienie sygnału USZ docierającego do emitera VT7, jeżeli się na to zdecydujemy - możemy uzyskać wzmocnienie napięciowe większe od jedności, co ułatwi pracę tranzystorowi VT6.
a dla dodatnich połówek sinusoidy tranzystor VT11 włączany byłby jedynie prądem z bootstrapowanego rezystora R26.
Gdyby się okazało, że beta tranzystora VT11 jest zbyt mała, prądu z R26 po prostu mogłoby brakować
A z diodą w miejsce VT10 - to niby jak jest? Dokładnie tak samo! Zastosujesz zbyt duży R26 (lub VT11 o zbyt niskiej
becie) - i żegnajcie straty na poziomie 1V!
choć z drugiej strony sinusoidy mielibyśmy wzmocnienie prądowe mogące sięgać milionów i tu prądu by nie zabrakło,
Wzmocnienie prądowe sięgające milonów (tyle może wynosić tylko iloczyn wzmocnień VT7, VT9 oraz VT11 dla połówki dodatniej, oraz VT7, VT9 oraz VT10 dla połówki ujemnej) nie ma nic do rzeczy jeżeli idzie o wysterowanie tranzystora VT11. Ono zależy tylko od
bety owego tranzystora, oraz prądu płynącego przez R26. Choćby nawet VT7 i VT9 miały
bety przekraczające 1000 - i tak nie pozwoli to należycie wysterować VT11, o ile prąd rezystora R26 lub
beta VT11 okaże się zbyt mała.
brakowałoby za to napięcia (dwa niezbędne spadki po 0,6 V na złączach tranzystorów VT7 i VT9...).
Kolejny błąd z Twojej strony: te spadki napięcia się
nie sumują. Do spadku napięcia (niech będzie że 0,6V tak jak zaznaczyłeś na rysunku) na złączu baza-emiter VT9 należy dodać napięcie
nasycenia kolektor-emiter VT7, a więc dużo już mniej, powiedzmy że 100mV. Razem 0,7V. Przy założeniu że również i na złączu baza-emiter VT7 wystąpi 0,6V, to na kolektorze VT6 w tych warunkach pozostanie również 100mV. Tak więc VT6 i VT7 wejdą w nasycenie jednocześnie: gdy napięcie na wyjściu (emiterach VT10 i VT11) spadnie do 0,7V. Zapewne jednak nieco wcześniej wejdzie w nasycenie VT9, bowiem spadek napięcia na złączu baza-emiter przewodzącego całkowity prąd wyjściowy (dla połówki ujemnej) VT10 będzie nieco większy od spadku napięcia na przewodzącym prąd o dwa rzędy wielkości mniejszy VT9. Dlatego istotne jest aby spadek napięcia na złączu VT10 uczynić możliwie małym. Jeżeli wykluczamy zastosowanie tutaj tranzystora germanowego - należy zastosować krzemowy o większej powierzchni złącza, a tym samym większej mocy niż VT9. To samo dotyczyłoby i układu z diodą w miejsce T10: wskazane byłoby zastosowanie diody Schottky'ego, a przynajmniej diody cokolwiek mocniejszej niż złącza tranzystora małej mocy, nawet i połączone równolegle jak to sobie
Ruskie wykoncypowali.
Czyli otrzymalibyśmy zupełne "kuriozum", w którym po wprowadzonych zmianach wyłączałby się już nie jeden tranzystor i dioda, a dwa tranzystory naprzemiennie
A niby w czym gorsze miałoby być
kuriozum w postaci dwóch naprzemiennie wyłączających się tranzystorów (o ile w końcu nie
pójdziemy po rozum do głowy i nie zastosujemy polaryzacji wstępnej jak na parę komplementarną przystało) od
kuriozum w postaci naprzemiennie wyłączającej się diody (w miejsce VT10) oraz zachowanego tranzystora (VT11)?
z mega-wzmocnieniem prądowym dla "ujemnej" połówki sygnałów i niewielkim dla "dodatniej".
Ja mam
twarde kopyta

Wciąż nie rozróżniasz wzmocnienia prądowego (które w układzie z tranzystorem VT10 będzie identyczne dla obu połówek przy założeniu równości
bet VT10 i VT11 podczas gdy w układzie z diodą będzie dla połówki dodatniej tyle razy większe od wzmocnienia dla połówki ujemnej ile wynosi beta VT11) od wydajności prądowej na wyjściu, która dla połówki ujemnej w obu układach jest teoretycznie nieograniczona dla połówki ujemnej (dzięki temu że dostarczając do bazy VT7 dostatecznie dużą chwilową wartość prądu możemy uzyskać dowolnie duży prąd kolektora VT9 w układzie z diodą, lub prąd emitera VT10 w układzie z tranzystorem) podczas gdy dla połówki dodatniej w obu układach jest determinowana przez prąd płynący w spoczynku przez rezystor R26 oraz
betę VT11.
A co byśmy po zmianach zyskali? Zupełnie NIC!
Zyskalibyśmy nieco mniejsze straty napięcia dla połówki ujemnej, dzięki temu że w układzie z tranzystorem prąd kolektora VT9 byłby niewielki i napięcie nasycenia byłoby na poziomie 100mV, podczas gdy w układzie z diodą gdzie całkowity prąd obciążenia płynie przez VT9 - napięcie to byłoby wyraźnie większe. Można uznać że spadek napięcia na diodzie oraz złączu baza-emiter VT10 w układzie z tranzystorem jest zbliżony. A także jednakowe wzmocnienie prądowe stopnia końcowego dla obu połówek. Wreszcie - możliwość zastosowania polaryzacji wstępnej co zmniejszyłoby zniekształcenia na tyle że można by powierzyć VT9 rolę stopnia wstępnego eliminując zarazem VT4 i VT6.
To wszystko nazywa się NIC, jak to Klasyk Brzechwa powiedział?
A co byśmy stracili? Dokładnie NIC, bowiem przechodząc z układu diodowego na tranzystorowy (ale jeszcze bez dalszych modyfikacji o możliwości których napisałem wyżej) musielibyśmy tylko zamienić KT315 (w połączeniu diodowym) na komplementarny do niego KT361 (w normalnym połączeniu wtórnikowym).
Z powyższym się akurat zgadzam. Poza chęcią zamiany diody (lub diody stworzonej z tranzystora) na tranzystor oczywiście
Byłoby
ciekawie gdybyś w Kasprzaku lub innej Diorze zdążył się zatrudnić.

Mielibyśmy MK125 lub Jubilata na trzech AC180 w stopniu końcowym, zamiast na parze AC180/181.
Z tą złą opinią dotyczącą brzmienia UL1401...UL1405 nigdy się nie spotkałem. Wielu moich kolegów w tamtych latach miało odbiorniki z tymi układami scalonymi, ale przeważnie bardzo je zachwalali, no może moc wyjściowa tych urządzeń mogłaby być ich zdaniem nieco większa...
Ja spotkałem się z nią na łamach RiK. W którymś z numerów z połowy lat 70-tych proponowano zastąpienie w magnetofonie M531S stopni mocy na BD354 (w konfiguracji
bida-komplementarnej, jak ów wzmacniacz od M2405S który dopiero co przebadałeś, tylko na mniejszych radiatorach) - układami scalonymi UL1405L. Jednak redakcja opatrzyła artykuł uwagą że wzmacniacze z tymi układami mogą mieć nieco mniejszą moc wyjściową i większe zniekształcenia od oryginalnych.
Tomek Janiszewski pisze:A i owszem, widziałem wzmacniacze RGB z tranzystorami komplementarnymi, choć nie były to wzmacniacze komplementarne wiernie odwzorowujące stopnie elektroakustyczne.
Tomku, nie mieszaj proszę pojęć i układów. Rozmawiamy o prościutkich aplikacjach wzmacniaczy, stosowanych w małych urządzeniach przenośnych ("brzęczydełkach") o zasilaniu bateryjnym, a nie o poważnych wzmacniaczach klasy Hi-End.
Przecież sam wmieszałeś do tego jeszcze i wzmacniacze wizyjne OTV.
Słyszałeś o rozwiązaniach optymalnych dla danego zastosowania. Każdy układ powinien być skomplikowany na tyle, na ile to konieczne, ale nie bardziej!
A niby który to układ jest bardziej skomplikowany: neywowski czy też ten który zaproponowałem? Proste podliczenie tranzystorów daje jednoznaczną odpowiedź.
Tamte rozwiązania były dobre na panujące wtedy warunki, braki tranzystorów PNP o dobrych parametrach itp.
Skoro akurat Tobie zabrakło tranzystora BC313 o dostatecznie wysokiej
becie - mogłeś przenicować "mój" układ na przeciwne napięcie zasilania (i głośnik dołączony do plusa zamiast do minusa, analogicznie jak to jest w układzie neywowskim). I wtedy w jednym i drugim układzie o wydajności prądowej decydowałby "dobry" BC211 zamiast "złego" BC313. Nie przypuszczam jednak aby w dobie CEMI oraz licencji SESCOSEM kłopoty z tranzystorami PNP były normą.
Ratowały sytuację na tamtym etapie rozwoju techniki i technologii w danym kraju
Niejednokrotnie jednak - świadczyły o poziomie i zdolnościach a raczej ich braku u ówczesnych konstruktorów.
Ich autorzy i same rozwiązania nie zasługują na Twoją krytykę i wyszydzanie
Ale na obiektywną, podpartą solidnymi argumentami krytykę - chyba tak?
Dzisiaj stanowią jedynie ciekawostkę techniczną
Ależ jak najbardziej. Z gatunku:
jak można zrobić gorzej coś co tym samym nakładem środków można było zrobić lepiej.
i jeżeli ktoś chce je obecnie odwzorować, w oryginalnym ideowo układzie, ma do tego pełne prawo, podobnie jak do zbudowania odbiornika detektorowego z kryształem galeny lub innym prostownikiem.
Oczywiście że może. Ale niech ma świadomość, że w obecnych warunkach, gdzie zakłócenia szaleją znikoma jest nadzieja że odbierze na takim sprzęcie pół Europy na słuchawkę położoną na talerzu, aby było lepiej słychać.
Czy ja gdziekolwiek napisałem, że "przełącznikowy" układ wzmacniacza m.cz. z rosyjskich radyjek nadaje się do zastosowania w roli wysokiej klasy wzmacniacza m.cz. o zasilaniu sieciowym? Kluczowym w tym momencie jest słowo "optymalny", w sensie najlepszy i najtańszy do danego zastosowania. Do tego jeszcze wrócę...
Ale wciąż nie udało się wykazać, że dla zasilania bateryjnego jest on
optymalniejszy od wzmacniacza z parą komplementarną. Pisałeś za to o "szerokim jego stosowaniu" - ponawiam pytanie gdzie, poza kilkoma ruskimi radyjkami i telewizorkami?
Tranzystory germanowe, dzięki mniejszym spadkom napięcia w stanie nasycenia bardziej nadawały się urządzeń zasilanych niskim napięciem, jednak mimo tej zalety zostały wyparte przez nowocześniejsze tranzystory krzemowe.
A te ostatnie z zastosowań o jakich jest mowa (sprzęt bateryjny o małej mocy wyjściowej) jeszcze szybciej zostały wyparte przez układy scalone, nie tylko tańsze od równoważnego zestawu elementów dyskretnych, ale i w wielu przypadkach (TBA790/UL1490...98, TBA820/UL1482 - cechujące się jeszcze większą sprawnością niż typowe układy wzmacniaczy komplementarnych z tranzystorami
germanowymi.
Nie zawsze większa moc wyjściowa i lepsza sprawność była czynnikiem decydującym o wyborze jakiegoś rozwiązania w urządzeniu zasilanym z baterii lub sieci.
Bo i owszem w powyższym przykładzie decydującą rolę odegrała jednak cena, a nade wszystko brak konieczności prac uruchomieniowych.
W magnetofonie ZK-140T też tranzystory germanowe AD161/162 zostały w końcu zastąpione krzemowymi BD435/436, bardziej niezawodnymi i tańszymi w produkcji...
Ponieważ na dostawę zamienników z Czechosłowacji (GD607/617) nie można było liczyć

Jeżeli zaś istotnie zawodność
Adetek w
Zetkach była problemem - kładę to na karb skiepszczonego (znowu!) układu. Było tam do dyspozycji napięcie zasilające +20V (z silnikotransformatora SAZ 5tr-1), tymczasem napięcie stałe na wyjściu wzmacniacza miało wynosić... 6,3V. Tym samym, gros napięcia zasilającego odkładało się na słabszej mocowo AD161, dwa razy tyle co na AD162 (wg katalogów dopuszczalna moc tracona wynosi odpowiednio 4W oraz 6W). Można było ustawić jak należało, 10V na wyjściu i wtedy oba tranzystory traciłyby tę samą moc. Za to moc wyjściowa wydatnie by wzrosła: z niecałych 4W (w instrukcji stało "do 4W" czyli należy rozumieć że mniej) do 9W (na głośniku 4 omy). Oczywiście ówczesny głośnik o takiej mocy nie zmieściłby się w obudowie magnetofonu, ale cóż stało na przeszkodzie w zastosowaniu głośnika wewnętrznego o większej impedancji, 8 a nawet 15 omów, podczas gdy na dołączonej z zewnątrz kolumnie 4 omy uzyskiwałoby się
za darmo całkiem już przyzwoitą moc? Obstawiam że tym
czymś było szablonowe myślenie ówczesnych "asów" polskiej myśli technicznej

Zbyt mocno mieli napakowane głowy formułką ukutą jeszcze w okresie techniki lampowej, nakazującą bezwzględne spełnienie warunku "dopasowania" impedancji głośnika do wzmacniacza.
W pale im się nie mieściło aby wzmacniacz obliczony do pracy na obciążenie 4 omy mógł pracować poprawnie (oczywiście z mniejszą mocą) na obciążenie o impedancji kilkakrotnie większej
Pozdrawiam
Tomek