-Dzień dobry, zapalił mi się chiński wzmacniacz lampowy, mogę go do pana przynieść?
-No dobrze, ale niech pan go najpierw zgasi.
Music Angel, opisywany dość często na forach audiofilskich, chyba dlatego, że jest bardzo przystępny cenowo, by nie rzec po prostu tani. Zdziwiłem się trochę bardzo dobrą jakością gniazd w tym wzmacniaczu. Wiele dużo droższych produktów nie dotrzymuje mu pod tym względem kroku. Druga jego zaleta to obecność kwartetu lamp KT88, które również nie należą do tanich. Więcej zalet nie zaobserwowałem.
Rozbawiły mnie natomiast dwie małe puszeczki pomiędzy transformatorami. Byłem dość ciekawy co może się w nich znajdować. Otóż... nic, są puste

Lampy sterujące i odwracacz zajmują jedną z trzech płytek drukowanych wzmacniacza. Miejsca przewidziane na elementy są ciasne, przez co rezystory mają bardzo krótkie nóżki. Sygnał poprowadzony jest grubymi audiofilskimi przewodami, ale już potencjometr to chińszczyzna za 1,50zł. Jeden z kondensatorów elektrolitycznych wypada w miejscu przewidzianym na nóżkę, więc musiała ona zostać przykręcona w innym miejscu, na kratce wentylacyjnej. Druga płytka zawiera zasilacze siatkowe. Niestety potencjometry regulacyjne umieszczono tak, że kręcąc trzeba trzymać śrubokręt równolegle do płytki. Jeżeli jest on metalowy, to łatwo zrobić przez przypadek zwarcie. Dodatkowo potencjometry są przeciwbieżne, czyli gdy kręci się dwa z jednego kanału w tę samą stronę, to prąd jednej lampy spada, a drugiej rośnie. Kolejnym utrudnieniem jest to, że wszystkie przewody są czarne. Niepokojące jest też bardzo bliskie umieszczenie obok tej płytki gniazda zasilającego, które praktycznie wchodzi w ścieżki. Na trzeciej płytce mamy główne zasilacze anodowe z kondensatorami 4x330uF/450V przypiętymi szybkozłączkami. Napięcie anodowe w czasie pracy wynosi ok.435V, ale już podczas włączania osiąga 480V. Tu również rezystory są upchane kolanem i mają bardzo krótkie nóżki, a wszystkie połączenia są czarne. Nie zastosowano żadnych rezystorów rozładowujących, o czym przekonałem się w dość spektakularny sposób... Prawdziwym trollingiem serwisu są jednak rezystory do pomiaru prądów spoczynkowych. Mają one jak wół napisane 10Ω, ale pod płytką dla niepoznaki jest do nich dołączony równolegle identyczny komplet rezystorów, więc faktycznie pomiaru dokonuje się na 5Ω. Nie dziwię się, że poprzednim razem ktoś nie pomierzył rezystora, tylko odczytał wartość i według niej ustawił prądy spoczynkowe, co najprawdopodobniej spowodowało usterkę wzmacniacza. Lampy mocy umieszczone są w podstawkach przewidzianych do druku, ale na szczęście zostały okablowane tradycyjnie przewodami. Niestety wyłącznie czarnymi... Podsumowując miałem napisać, że po chińskim wzmacniaczu nie należy spodziewać się fajerwerków, jednak doświadczenie pokazało, że należy i to w zupełnie dosłownym sensie
