fugasi pisze:Mowa była o specjalnym rodzaju wina, z założenia półprodukcie do destylacji, co nie zonacza że z tego samego surowca nie można zrobić dobrego pijalnego wina.
Tak, chodzi jedynie o osiągnięcie wyraźnego i zdecydowanego aromatu (gruszkowego czy śliwkowego) i maksymalnej mocy i nic po za tym

Więc fermentuje się średnio-gęstą pulpę z zalanych wodą owoców (tzw. fermentacja w miazdze) a nie wyciśnięty moszcz .
Takie gruszkowe jak i śliwkowe wino-półfabrykat jest po prostu niesmaczne, mdłe, zupełnie niesłodkie za to z pozostałościami kwasów owocowymych i często opalizujące jeżeli nie wręcz mętne.
I gruszka i śliwka klarują się bardzo długo i opornie, żeby otrzymać
kryształ naprawdę muszą swoje odstać. A to nie ma sensu bo i tak powędruje do kociołka a nie kielicha...
Więc często do kociołka idzie odstała lecz mętnawa
berbelucha - ale już zdecydowanie zharmonizowana pod względem przyrodzonego owocowego aromatu i destylat jest przedni nawet bezpośrednio po odpędzeniu.
Smakuje taki półfabrykat jak słabe rozwodnione bardzo wytrawne białe wino (pomijam charakterystyczna woń gruszki lub śliwki albo żyta) - ale kopa może dać naprawdę niezłego, przyzwoicie zrobiony półfabrykat osiąga >15% alkoholu.
Pamiętam jak mi się raz - jeszcze w starym domu w Rokitnicy - meneliki dobrali do piwnicy (żaden tam ordynarny
włam tylko moja nieuwaga - zapomniałem zamknąć...

) i wynieśli z niej pełny pięciolitrowy kanister takiej
berbeluchy, darli potem mordy na schodach i to mnie zwabiło na dół.
Byli pouwalani w sztok - jak przysłowiowe bąki
Jednego znałem, nawijał, że to smakowało jak niedogotowany niesłodzony kompot i wcale nie czuło się mocy - a, że było "słabe" więc lali w gardła jak piwsko i po krótkim czasie już nie potrafili wstać z podłogi piwnicznego korytarza gdzie spijali tę
małmazyję

).
Kamienica chyba ze stuletnia była więc piwnice i korytarze jak kazamaty
