Wracajac do tematu - musialbym obie lampy przeznaczone do zarzenia rownoleglego zarzyc szeregowo. Wiem, ze na ten temat zostalo tutaj sporo powiedziane. Ale chcialbym sie upewnic, ze nie skroce zywota swoim (drogim dosc) gazotronom.

Jak rozumiem, najwazniejsza rzecza jest moc, jaka dostarczamy do zarzenia - od tego zaleza bezposrednio warunki pracy katody. Zarzenie moge traktowac jako opor czynny (znikoma indukcyjnosc). Z prawa Ohma wynika, ze jesli polacze dwa takie opory rownolegle, to na kazdym bedzie to samo napiecie, natomiast przez kazde z wlokien poplynie prad zalezny od oporu danego wlokna. W teorii prady powinny byc bardzo zblizone (w koncu to lampa z tej samej serii). Jesli polacze oba opory szeregowo, to poplynie w obwodzie jakis wspolny prad, rowny ilorazowi Utrafo / (Rż1 + Rż2), a na każdym z włokien bede mial spadek napiecia zalezny od rezystancji tegoz wlokna (powinno to byc Utrafo/2). W obu przypadkach moc tracona na obu wloknach zarzenia jest taka sama.
I to wiem. Natomiast moje pytanie siega glebiej. Czy sa tu jakies kruczki, wynikajace z praktyki radioamatorskiej ? Napiecia na gazotronach beda rzedu 500V (gazotrony te wytrzymuja kilkakrotnie wiecej). Trafo bedzie standardowe - "sklepowe".
Wystarczy mi odpowiedz: nie rob tak, bo.... albo - jest OK, dzialaj
