Mianowicie: w firmowych wzmacniaczach lampowych (np. Marshall, Fender), a także w większości konstrukcji DIY często stosuje się potencjometr na wejściu kanału, którego suwak jest podpięty bezpośrednio do S1 pierwszej lampy, a więc potencjometr robi za opornik siatkowy.
I tutaj czuję problem - potencjometry z czasem zaczynają trzeszczeć, m.in. z powodu tego, że suwak momentami traci kontakt ze ścieżką oporową. Oznacza to więc, że w takich momentach siatka przestaje być do czegokolwiek podłączona, a więc na mój gust oznacza to chwilową ucieczkę punktu pracy gdzieś w kosmos i w efekcie słyszalny trzask w głośniku.
Czy nie lepiej jest więc podpiąć S1 przez prawdziwy rezystor do masy (jakieś 1...2.2M), a suwak potencjometru podpiąć przez jakieś nF do siatki i tego opornika?
Dlaczego tak się nie robi? Jedyne uzasadnienie to mniejszy koszt (bo opornik siatkowy i kondensator sprzęgający odpadają), ale w skali DIY to nie jest żadna oszczędność (nawet na papierosy nie starczy)...
Proszę o oświecenie w tym temacie
