Odnoszę wrażenie, że producenci współczesnych wzmacniaczy lampowych bardzo oszczędnie stosują bezpieczniki. Jest ich jakby coraz mniej i mniej, aż do konstrukcji, w których jedynym bezpiecznikiem jest bezpiecznik zintegrowany z gniazdem sieciowym (nie zdziwiłbym się, że gdyby go tam nie umieścił producent gniazda to niektóre wzmacniacze w ogóle pozbawione by były bezpieczników

Wydaje mi się, że nadal rolę bezpiecznika doceniają wytwórcy wzmacniaczy gitarowych, natomiast to co się dzieje w układach audio zaczyna przypominać horror. Wzmacniacze stają się po prostu niebezpieczne. Temat ten poruszam, gdyż w ostatnim tygodniu trafiły do mnie jeden po drugim TRZY!!! wzmacniacze lampowe z tzw. górnej półki, w których z uwagi na brak zabezpieczeń, awarie pojedynczego elementu doprowadziły do prawdziwych spustoszeń. Co ciekawe posiadacze wzmacniaczy często nie godzą się na zamontowanie bezpieczników w ramach naprawy ("...nie dlatego mam wzmacniacz z górnej półki aby bezpiecznik degradował mi dźwięk..."), co w pewnym stopniu wyjaśnia niechęć producentów do ich stosowania

Dla zilustrowania problemu dołączam fotografie płytki stanowiącej fragment rozbudowanego zasilacza wzmacniacza lampowego. Ten najbardziej poszkodowany element to podwójna dioda Schottky'ego - obydwie diody połączone równolegle razem powinny wytrzymać 40A!!!! Jest to sekcja niskonapięciowa więc prąd, który tam płynął był na tyle "mały", że nie zadziałał bezpiecznik po stronie pierwotnej transformatora - układ zachował się jak spawarka

O roli bezpiecznika już kiedyś pisał Kolega Traxman przy okazji wątku o spalonym transformatorze głośnikowym we wzmacniaczu B&S. Poruszony ostatnio widzianymi uszkodzeniami nie byłem w stanie się powstrzymać przed ponownym poruszeniem tego tematu.