Witam, zaintrygowało mnie pewne rozwiązanie układowe we wzmacniaczu single ended (2 x 6L6 równolegle na kanał). Mianowicie siatki drugie lamp końcowych zasilane są nie tak, jak zwykle - czyli przez dzielnik napięcia z ogólnego plusa nap. anodowego, lecz z oddzielnego odczepu trafo poprzez własny prostownik i układ filtrujący. Zastosowano to we wzmacniaczu P2SE Audio Note'a (zob. schemat):
Zatem pytanie do znawców tematu: czy taki sposób zasilania siatki drugiej w tetrodzie strumieniowej ma jakieś szczególne zalety w porównaniu z typowymi rozwiązaniami ? Dla mnie to istotne, bowiem przymierzam się do projektu i budowy własnego wzmacniacza SE na 6L6. Porównując rozmaite układy, udostępnione w literaturze i w sieci, sprecyzowałem już większość szczegółów projektu, jednak ta kwestia pozostaje jak dotąd do wyjaśnienia.
Pozdrawiam
Marek
W niemal wszystkich układach to jest realizowane zwykłym dzielnikiem napięcia, reżimy napięciowe są wtedy też utrzymywane. Takie wytłumaczenie mnie nie przekonuje. Any ideas ?
argus pisze:W niemal wszystkich układach to jest realizowane zwykłym dzielnikiem napięcia,
Możesz podać przykład?
argus pisze:
reżimy napięciowe są wtedy też utrzymywane.
Będą utrzymane tylko dla spoczynkowego punktu pracy, po wysterowaniu się zmienią* ( w zależności poziomu wysterowania, oporności dzielnika, lampy, jej warunków pracy itd.), bo prąd s2 rośnie (nieliniowo) wraz z wysterowaniem. Dlatego taki dzielnik musiałby mieć dość małe oporności, a to wiąże się z kolei ze stratami mocy. Owszem, czasami stosowano takie rozwiązania, np. we wzmacniaczach H.H. Scott dzielnik tworzą 20W oporniki, ale raczej to nie jest powszechna praktyka, zwłaszcza obecnie.
*przykładowo dla lampy 6L6 i punktu pracy w klasie A: Ua=350V, Us2=250V średni prąd siatki drugiej przy braku wysterowania wynosi 2.5mA, a przy pełnym wysterowaniu 7mA. Chcąc w tym przypadku zasilać s2 z dzielnika napięcia, trzeba by przez niego przepuścić prąd co najmniej ze 20mA. Lepszy będzie w tym przypadku parametryczny stabilizator np. z użyciem stabilizatora jarzeniowego, ale i w tym przypadku prąd takiego stabilizatora będzie musiał wynosić kilkanaście mA.
Ostatnio zmieniony wt, 28 września 2010, 14:02 przez OTLamp, łącznie zmieniany 3 razy.
A co do drugiej siatki, to rzeczywiście nie widzę problemu. Jeżeli Ug2 może być równe Ua, to zasilacz jest jeden, a jeżeli różnica jest duża, to potrzeba osobnego zasilacza, który wtedy często obsługuje również stopnie wstępne.
Może niezbyt precyzyjnie sie wyraziłem, pisząc o dzielniku, lecz zasilanie siatki drugiej przez rezystor (nieraz kilkukiloomowy) podłączony do głównego plusa zasilającego inne gałęzie obwodu jest IMO elektrycznie równoważne zasilaniu przez dzielnik ( U siatki drugiej jest w efekcie niższe, niż U na anodzie)
Przykład - choćby ten z linku:
argus pisze:
Może niezbyt precyzyjnie sie wyraziłem, pisząc o dzielniku, lecz zasilanie siatki drugiej przez rezystor (nieraz kilkukiloomowy) podłączony do głównego plusa zasilającego inne gałęzie obwodu jest IMO elektrycznie równoważne zasilaniu przez dzielnik.
Owszem, ale równoważne dzielnikowi o małych opornościach. Kilka kiloomów * kilka mA daje spadek napięcia maksymalnie kilkanaście woltów, a tutaj jest mowa o co najmniej kilkudziesięciu. W pierwszym przypadku wahania napięcia Us2 jest zmniejszone przez dostatecznie małą oporność filtru, przez którą wymuszono przepływ prądu zasilania stopni poprzedzających (9mA), co zapewnia większy spadek napięcia. W drugim przykładzie oporności w s2 są tak małe, że w większości przypadków są do pominięcia.
argus pisze:
Może niezbyt precyzyjnie sie wyraziłem, pisząc o dzielniku, lecz zasilanie siatki drugiej przez rezystor (nieraz kilkukiloomowy) podłączony do głównego plusa zasilającego inne gałęzie obwodu jest IMO elektrycznie równoważne zasilaniu przez dzielnik ( U siatki drugiej jest w efekcie niższe, niż U na anodzie)
Nie do końca. Siatka druga prezentuje sobą w takim "dzielniku" zmienną rezystancję (zależną od wysterowania, zarówno chwilowego jak i średniego) więc w takim układzie trudno wymusić stały jej potencjał. Dodatkowo, jeśli jest znaczna różnica między Ua a Us2 (a akurat w 6L6 czy 6P3S może tak być) to takie zasilanie jest niepraktyczne.
W podanym przez Ciebie (w pierwszym poście) przykładzie zastosowano najbardziej logiczne rozwiązanie dla problemu uzyskania dwóch stabilnych napięć zasilania: dwa osobne zasilacze.
Dzięki wielkie, o to właśnie mi chodziło. Nie byłem świadom wszystkich przedstawionych przez Was szczegółów, teraz wiem czego się trzymać.
Dziękuję i pozdrawiam
M.
jethrotull pisze:
Nie do końca. Siatka druga prezentuje sobą w takim "dzielniku" zmienną rezystancję (zależną od wysterowania, zarówno chwilowego jak i średniego) więc w takim układzie trudno wymusić stały jej potencjał. Dodatkowo, jeśli jest znaczna różnica między Ua a Us2 (a akurat w 6L6 czy 6P3S może tak być) to takie zasilanie jest niepraktyczne.
Półśrodkiem (choć całkiem skutecznym) może być zastosowanie kondesatora pomiędzy S2 a masą (katodą). Jego pojemność powinna być taka aby stała czasowa obwodu zasilania siatki S2 była przynajmniej 10-krotnie wyższa niż wynikająca z dolnej granicy pasma przenoszenia.
Jeśli A iS2 zasilamy z tego samego napięcia a zasilacz ma małą wydajność prądową czasem pomaga w utrzymaniu mniej więcej stałego potencjału S2 dioda połączona w szereg z doprowadzeniem napięcia do S2 i oczywiście kondesator za tą diodą patrząc od strony zasilacza).
STUDI pisze:Jeśli A iS2 zasilamy z tego samego napięcia a zasilacz ma małą wydajność prądową czasem pomaga w utrzymaniu mniej więcej stałego potencjału S2 dioda połączona w szereg z doprowadzeniem napięcia do S2 i oczywiście kondesator za tą diodą patrząc od strony zasilacza).
Czego fanatycznymi wyznawcami są japońscy DIYowcy, praktycznie co drugi schemat zawiera diody w szereg z siatką G2.
STUDI pisze:Jeśli A iS2 zasilamy z tego samego napięcia a zasilacz ma małą wydajność prądową czasem pomaga w utrzymaniu mniej więcej stałego potencjału S2 dioda połączona w szereg z doprowadzeniem napięcia do S2 i oczywiście kondesator za tą diodą patrząc od strony zasilacza).
Czego fanatycznymi wyznawcami są japońscy DIYowcy, praktycznie co drugi schemat zawiera diody w szereg z siatką G2.
Dlaczego fanatyczni. Działanie tego tricku się daje prosto opisać. Zresztą pomysłodawca sam napisał że to ma sens jeśli moc trafa zasilającego jest na styk co do zapotrzebowania na moc zasilania. Jeśli rośnie chwilo prąd anodowy lampy mocy a wydajność zasilacza jest słaba to spadnie napięcie zasilania. Dioda uniemożliwi rozładowania kondesatora pomiędzy S2 a masą - co spowoduje że napięcie na S2 będzie spadać wolniej niż na anodzie. W warunkach dynamicznych oznacza to że zmiany na S2 mają mniejsza amplitudę niż napięcia zasilającego. Oczywiście rozumiejąc działanie wiadomo jakie muszą warunki zaistnieć aby to sensownie zadziałało. Należy pamiętać, że mała stała czasowa ładowania tegoż kondesatora oznacz tez małą stałą czasową rozładowania. Dioda pozwala ten problem łatwo i tani rozwiązać. Łatwo to zasymulować by poobserwować sobie jak to działa.
STUDI pisze:
Półśrodkiem (choć całkiem skutecznym) może być zastosowanie kondesatora pomiędzy S2 a masą (katodą). Jego pojemność powinna być taka aby stała czasowa obwodu zasilania siatki S2 była przynajmniej 10-krotnie wyższa niż wynikająca z dolnej granicy pasma przenoszenia.
Wydaje mi się że takie coś pomoże tylko na zmiany prądu siatki wynikające ze zmian chwilowego wysterowania. Prąd s2 zmienia się też ze zmianą średniego wysterowania i tu już nie pomoże żadna stała czasowa - stan dużego wysterowania może się utrzymywać przez teoretycznie dowolnie długi czas. Oczywiście dopóki Rs2 ma kilka kilo to nie ma znaczenia, ale jeśli chcielibyśmy użyć tego rezystora do zbicia Us2 o 100 czy więcej woltów, to efektem będzie (tak myślę) duża niestabilność Us2 i, co za tym idzie, wyraźne pompowanie dźwięku.
Nie powinno być pompowania.
Przy dużej stałej czasowej zmiany napięcia S2 będą wolniejsze niż zmiany obwiedni sygnału.
Powolna zmiana głosności i nie będzie dokuczliwa niż czkawka spowodowana zmianami punktu pracy podążającymi za chwilową amplitudą sygnału.