Jestem ciekaw jakie stosowaliście rozwiązania umożliwiające prowadzenie łączności ze znajomymi (choćby z podwórka) w czasach poprzedzających nadejście komórek i Internetu, kiedy nawet telefon stacjonarny nie znajdował się w każdym domu lub rodzice nie pozwalali zbyt długo rozmawiać ze względu na koszta.
W mojej okolicy linie telefoniczną założono dosyć późno (początek lat dziewięćdziesiątych). Niestety - pomimo zainteresowania techniką i elektroniką nie byłem w stanie zorganizować niezależnego sposobu komunikacji ze znajomymi. Mieszkali oni za daleko, a po drodze było zbyt wiele przeszkód, żeby przeciągnąć kabel. Do radia wtedy jeszcze nie dorosłem, a poza tym zostawała jeszcze kwestia legalności takiego przedsięwzięcia. Tak więc skończyło się na przeglądaniu projektów w różnych czasopismach elektronicznych i technicznych dla młodzieży, jednak żadnego z nich nie udało się wdrożyć w praktyce...
Trochę tego było, głównie dla zabawy ale także rozwiązania praktyczne.
"Linia telefoniczna" przez podwórko ze słuchawek od starych telefonów (dziś pewnie miałyby już wartość zabytkową) i baterii. Mimo prostoty jakość "transmisji" była nawet zadowalająca, głównym problemem było wywołanie zdalnego użytkownika i zakłócenia, głównie 50Hz.
W późniejszym czasie ktoś ukradł nam przewód (wiszący na wysokości okien pierwszego piętra kamienicy, ładne parę metrów nad ziemią!), a że nie było kasy na drugi i zachodziło ryzyko ponownej kradzieży, linia telefoniczna została zmieniona na "telegraf świetlny" który pracował na jednym gołym drucie DNE - za drugi przewód robiła instalacja wodociągowa. Trzeba było się nauczyć alfabetu Morsa, ale lepsze to było niż nic. Klucze zrobione były z mosiężnych blaszek a nadajniko-odbiorniki z żarówek 6,3V, po każdej stronie było zasilanie z transformatora "dzwonkowego", nadający po prostu przywierał "gorącą" żyłę do swojego transformatora. Przez pewien okres czasu system ten pracował w topologii gwiazdy - w gorącą żyłę wpiętych było dwóch dodatkowych użytkowników. Z racji tego, że cała linia pracowała w simpleksie, mieliśmy ustalone zasady łączności, typu przerwanie czyjegoś nadawania żeby nadać coś ważniejszego, każdy miał też swój znak wywoławczy żeby było wiadomo, do kogo jest wiadomość. Jako że linia była współdzielona i każdy wpięty mógł podsłuchiwać, dla celów prywatnej korespondencji były szyfry, polegające niestety tylko na podstawianiu liter - dziś do złamania w ciągu paru minut.
W dalszym etapie ewolucji do akcji wszedł ruski domofon w nietypowym zastosowaniu - składał się z centralki i dołączanych odbiorniko-nadajników. Świetnie działał na pojedynczej żyle, ponieważ do nadawania w kabel modulował amplitudę w.cz. i jednocześnie centralka wpuszczała na żyłę napięcie stałe dla urządzenia końcowego. Ponieważ system ten działał po prostu świetnie - praktycznie jak telefon tylko że darmowy - zdjęty z użytku został dopiero jakoś pod koniec lat 90-tych.
Radiowych połączeń na dłuższą metę nie dane nam było spróbować - kuzyn wyprowadził się do bloków, praktycznie poza zasięg łączności radiowej prostymi sposobami, nawet dość konkretny radiotelefon nie miał chęci się łączyć.
Ostatnio zmieniony pn, 6 września 2010, 10:48 przez Furman Zenobiusz, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja w wieku 12, może 13 lat zmajstrowałem nadajniczki na UKF. To był stary schemat, bodajże z Młodego Technika. Dwa tranzystory: BC211 na wejściu, jako wyjściowy jakiś w podobnym kapeluszy BSY czy BSX, nie pamiętam... któryś z tych "dziwnych". Głośniki GD6/0,5 w roli mikrofonów. Odbiór oczywiście na radio. Dalekiego zasięgu toto nie miało ale łączność z paroma sąsiednimi blokami została ustanowiona.
Ja zrobiłem kiedyś dla testów nadajnik UKF, który w założeniu miał być odbierany na normalnych odbiornikach radiowych. Tak też było, ale szybko zaniechałem prób gdy okazało się, że zakłóca dźwięk na niektórych kanałach TV.
Schemat i opis uruchomienia był z jakiejś książki, niestety nie pamiętam już z jakiej, mam go do dziś zrysowanego w starym zeszycie.
fugasi pisze:Ja w wieku 12, może 13 lat zmajstrowałem nadajniczki na UKF. To był stary schemat, bodajże z Młodego Technika.
Hmm... Pamiętasz może który to był numer? Bo przejrzałem kiedyś całe internetowe archiwum działu "Na Warsztacie" pod kątem projektów elektronicznych (a zwłaszcza radiowych), a tego nie pamiętam. Już po raz kolejny słyszę o projekcie, którego tam nie ma. Chyba jednak skany nie są zbyt kompletne.
A telefony zabawki to i ja miałem. Ale to bardziej robiło za wewnętrzny interkom. Jak mówiłem niestety nie dało się przeciągnąć kabla do sąsiadów.
Mój kolega z podstawówki rozmawiał z sąsiadem mieszkającym piętro wyżej za pomocą podobnego domofonu jak na fotce wklejonej przez zibiego. Inny koleżka opowiadał mi parę lat temu jak w czasach szkoły średniej gadał z kumplem z sąsiedniego bloku za pomocą radia UKF i nadajników spreparowanych przez owego kumpla.
W latach 80 schemat nadajnika UKF pojawił się w "Świecie młodych". Jako że nałogowo zbierałem komiksy wycinając je z ostatniej strony gazety, prawdopodobnie jeszcze ten schemat gdzieś mam (na odwrocie komiksowego wycinka - zauważyłem ów artykuł kilka lat temu przeglądając swoje archiwum ). Odszukanie moze zająć kilka dni, ale jak znajdę, to wrzucę.
W teorii nie ma różnicy między praktyką a teorią. W praktyce jest.
Atlantis pisze:
Hmm... Pamiętasz może który to był numer?
Że to był MT głowy nie daję, dlatego napisałem "bodajże". Schemat dostarczył kuzyn, który z kolei miał starszego kolegę z pokaźnymi zbiorami MT, "Zrób Sam" i jeszcze niejakiego "Kalejdoskopu Techniki", pisemka adresowanego dla dzieciaków i młodzieży, więc w nich może był opis.
Atlantis pisze:
Hmm... Pamiętasz może który to był numer?
Że to był MT głowy nie daję, dlatego napisałem "bodajże". Schemat dostarczył kuzyn, który z kolei miał starszego kolegę z pokaźnymi zbiorami MT, "Zrób Sam" i jeszcze niejakiego "Kalejdoskopu Techniki", pisemka adresowanego dla dzieciaków i młodzieży, więc w nich może był opis.
"Kalejdoskopów Techniki" z lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych mam w domu całą stertę. Nie przypominam sobie, żeby były tam tego typu konstrukcje. Czasopismo prezentowało raczej taki poziom, jak współcześnie "Młody Technik" (z elektroniki najprostsze układy z kilku elementów, zabawki i inne projekty "zrób to sam"). Poziom konstrukcji radiotechnicznych publikowanych na łamach KT to proste odbiorniki z detektorem diodowym + wzmacniacz m.cz.
Przypomniało mi się, że w dzieciństwie powtórzyłem też eksperyment Bella - dwie słuchawki wysokoomowe połączone kablem dwużyłowym. Trzeba było dosyć głośno krzyczeć, żeby membrana po drugiej stronie drgnęła. Brak praktycznych zastosowań. Wkładki węglowej nie miałem wtedy pod ręką.
Wkładka węglowa drastycznie poprawiłaby słyszalność - zamiast krzyczeć wystarczy normalnie mówić, głośność nie jest porywająca ale działa to jako tako.
Furman Zenobiusz pisze:Wkładka węglowa drastycznie poprawiłaby słyszalność - zamiast krzyczeć wystarczy normalnie mówić, głośność nie jest porywająca ale działa to jako tako.
Niestety - jak mówiłem, wtedy jeszcze takowej nie miałem. Dzisiaj w którymś pudełku leży kilka sztuk, ale ja nie czuję już potrzeby budowania kablowego telefonu wedle przepisu sprzed ponad stu lat.
TELEWIZOREK52 pisze:Gwoli ścisłości - bardzo długo rozmowa kosztowała złotówkę bez względu na czas trwania.
Tych czasów niestety nie pamiętam. Gdy u nas założyli telefon już liczyli impulsy.
BTW zrobiłem przed chwilą mały eksperyment - połączyłem szeregowo węglową wkładkę mikrofonową, słuchawkę W66 oraz baterię 9V (nie za dużo?). Faktycznie słyszałem siebie głośno i wyraźnie w słuchawce. Żałuję, że nie miałem tych części w tamtych czasach.
Ktoś z was próbował może modulacji AM na wkładce węglowej? AFAIK tak to się robiło we wczesnej fazie radiokomunikacji - nośną z alternatora w.cz. przepuszczało się przez mikrofon węglowy. Ciekawe jak sprawdzałby się taki prosty nadajniczek w postaci VFO, mikrofonu i wzmacniacza.
Swoją drogą w którymś przedwojennym RA, albo już powojennym RiK widziałem projekt wkładki mikrofonowej do samodzielnego, amatorskiego wykonania. Jestem ciekaw jak to działało.