Tomku, nie obraź się, ale w moim odczuciu dla udowodnienia swoich racji zaczynasz "naginać" prawa fizyki i reguły obowiązujące w elektronice. Mówimy o włączaniu się tranzystora VT7 dla rozpoczynającej się ujemnej połówki sygnału wyjściowego na transformatorku głośnikowym. W tej sytuacji rezystor R22 nie ma już żadnego znaczenia (ma znaczenie na wyłączanie się tranzystora), a tranzystory VT7 i VT6 tworzą tzw. połączenie Sziklaiego ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Uk%C5%82ad_Sziklaiego ), które w tym układzie wykazuje bardzo duże wzmocnienie napięciowe i prądowe (a płyną tu prądy rzędu pojedynczych mA, lub co najwyżej kilkunastu mA). Ma także bardzo niską oporność wyjściową (wtórnik emiterowy na VT7). Oporność różniczkowa diody, stworzonej przez złącze baza-emiter tranzystora VT9, nie odgrywa tu większego znaczenia na pracę układu, gdyż włączona jest w obwodzie kolektora tranzystora VT7Tomek Janiszewski pisze:Nie przeceniałbym roli tego tranzystora. Zważ że w stanie przejściowym tylko on wzmacnia, zatem wzmocnienie prądowe od kolektora VT6 po autotransformator wynosi tyle co beta. Oporność widziana przez autotransformator jest w tym stanie znaczna, zarówno ze względu na dużą oporność R22 (przetransformowana za sprawą wtórnika VT7 daje ponad 100 omów), jak i mały prąd spoczynkowy tego wtórnika (rezystancja różniczkowa złącza wynosi dalsze kilkadziesiąt omów).
Gdzie Ty w układzie widzisz 100% sprzężenie napięciowe na tranzystory VT4 i VT6, po wyeliminowaniu globalnego sprzężenia na VT4? Napięcie kolektora VT6 wywiera stosunkowo niewielki wpływ na jego wzmocnienie prądowe, a w stanach przejściowych dla rozwinięcia i analizy pracy układu tranzystor VT7 postanowiłem potraktować jako tranzystor wyjściowy (tylko na potrzebę tej analizy, gdyż w praktyce jego rolę przejmuje VT9).Tomek Janiszewski pisze:Za to w stopniu wzmocnienia prądowego (VT6, VT7, VT9, VT10, VT11) mamy 100% napięciowe sprzężenie zwrotne, i ono to sprawia że schodka na oscyloskopie nie widać. Nie widać też "normalnych" zniekształceń, z natury mało widocznych dla oka bo "gładkich" a wynikających z faktu że stopień z tranzystorem VT6 musi dostarczyć pełnego napięcia na obciążeniu; tu sprawę pogarsza jeszcze pominięcie bootstrapu w obciążeniu tego stopnia.
Poza tym nie rozumiem jednej rzeczy, Kol. Gustaw już poprzez pomiary udowodnił, że układ działa poprawnie, a Ty coraz bardziej "idziesz w zaparte", że układ jest do niczego...
Tomku, jaka znowu "złożoność układu"? Rosjanie zastosowali własne prościutkie rozwiązanie, przez co nie musieli nikomu płacić za prawa autorskie. Układ świetnie się sprawdził, przez co niemal niezmieniony występował w kilku odbiornikach produkcji radzieckiej. Nikt nie narzekał na brak symetrii w pracy stopnia mocy . Odbiornik przestawał odbierać stacje przy niższym napięciu baterii nie z powodu złej pracy wzmacniacza m.cz. a z powodu zerwania drgań przez heterodynę. Poza tym możliwość odbioru aż do całkowitego wyładowania się i wycieku baterii byłaby idiotyzmem, więc gdzie Ty tu widzisz wady? A że popularnych i tanich tranzystorów było w układzie więcej, to nawet lepiej, bo firmy w tamtych czasach lubiły się przechwalać ich ilością w odbiorniku... Za to w Polsce w większości przypadków nie wymyślało się własnych rozwiązań. Niemal wszystko w naszym kraju było wtedy albo na licencji Grundiga, albo Thomsona, albo Philipsa... Która scalona końcówka mocy była w latach 70. i 80. zeszłego stulecia (Twoim zdaniem) wyśmienita i całkowicie naszego pomysłu?Ale ten kompromis nie uwzględnia już złożoności układu. Zastosowano aż sześć tranzystorów: o jeden więcej niż w proponowanym przeze mnie wzmacniaczu, a o dwa więcej gdyby zrezygnować ze stabilizacji tranzystorowej na rzecz diodowej, w razie potrzeby dwustopniowej. Źle wygląda także stabilność podziału napięcia na wyjściu przy zmianach napięcia zasilania (mająca walny wpływ na maksymalną moc wyjściową a tym samym sprawność: nie zastosowano ani wejściowego stopnia różnicowego (co rzecz jasna kosztowałoby kolejny tranzystor) ani też diod równoważących (D5, D7 i D12 na moim schemacie mających kompensować spadek napięcia na złączu emiterowym T1 oraz rezystorze R5, które mogą być, i w praktycznych rozwiązaniach zawsze były - wspólne dla obu kanałów. Taki układ miałby jeszcze rację bytu w obliczu braku jakichkolwiek tranzystorów komplementarnych: otwiera się pole do popisu dla miłośników naszych Tegessiedemdziesiątek; w roli zastępczego tranzystora npn możnaby w zależności od mocy wyjściowej użyć DZG1-4 lub DMG1-5.
Tomek Janiszewski pisze:Owszem jest takie zjawisko; eliminuje się je stosując tzw. klasę Super-A która w istocie jest klasą AB, gdzie jednak nie dopuszcza się do całkowitego zatkania żadnego z tranzystorów końcowych. Najprościej można to osiągnąć eliminując rezystory emiterowe, co oczywiście wymaga użycia tranzystorów końcowych o dostatecznie małej rezystancji termicznej i skutecznego układu stabilizacji prądu spoczynkowego. Wówczas bez wzglądu na chwilowe napięcie wyjściowe iloczyn prądów tranzystorów końcowych pozostaje stały, podczas gdy z rezystorami stała pozostaje ich suma, oczywiście doputy dopóki jeden z nich się nie zatka. Tak więc układ jaki przytaczałem w poście viewtopic.php?f=48&t=28340&start=45#p296852 jest w istocie najprostszym rozwiązaniem wzmacniacza klasy Super-A,w którym do całkowitego zatykania się tranzystorów końcowych nigdy nie dochodzi. A zbudowałem wg tego schematu (zapożyczonego z radiomagnetofonu MK2500) wzmacniacze na różnych tranzystorach: gietach GT402/404, acetkach AC180/181 oraz adetkach AD161/162, i w żadnym z nich rezystory emiterowe nie okazały się potrzebne.Romekd pisze:W normalnych "pełnych" przeciwsobnych stopniach wyjściowych z tranzystorami npn/pnp również mamy sytuację, w której gdy prąd jednego tranzystora osiąga pewną wartość (daleką od maksymalnej), prąd drugiego zanika (spada do zera i tranzystor się całkowicie wyłącza - później potrzebuje czasu, by się ponownie włączyć...).
Niestety, to co napisałeś Tomku powyżej też nie jest do końca zgodne z faktami

Pozdrawiam
Romek