kubafant pisze: czw, 28 marca 2019, 20:58
Eee, to trochę się zawiodłem przyznam. Myślałem, że taki gość jak Ty to radzi sobie bez wspomagania
Ja używam wyłącznie ołówka, papieru i swojego umysłu. Lepsza łamigłówka niż rozwiązywanie krzyżówek, mówię wam. A jak się to przyjemnie rozmieszcza! Aż czasem żałuję, że tak rzadko robię płytki /nie znoszę ich potem nawiercać - nie moimi narzędziami/. I musisz przyznać, że takie ręcznie robione płytki są ładniejsze od
komputerowych, gdzie linie nie są naturalne i zaokrąglone tylko wszystko do kątów prostych.
Po raz kolejny mnie nie zrozumiałeś, i mimowolnie mnie obrażasz

Komputer nie służy do myślenia za mnie! Używam go jako bardzo praktycznej
tablicy do malowania, a maluję to co wymyslę. Gdy kto nie potrafi wymyśleć to co chciałby namalować - no to odpala automatyczne rozmieszczenie elementów i automatyczne prowadzenie ścieżek, i w efekcie dostaje to o czym napisałeś. Płytka do radia Dana 2.0 którą przedstawiłem w dyskusji o chlorkach i kwasach - też Ci się nie podoba? A zaprojektowałem ją samemu, choć malowałem obrazek na komputerze. Spróbowałbyś sam, może przekonałbyś się że przy pomocy myszy, z niewielkim wsparciem klawiatury robi się to o wiele sprawniej niż ołówkiem i gumką.
A podania piszę na papierze podaniowym. Podobnie jak sprawozdania z zajęć laboratoryjnych (oprócz tych, gdzie przyjmują tylko plugawe pdfy przesyłane na serwer...),
Miałem zaszczyt pracować (i to w dwóch różnych zakładach!) z Autorem pewnego kultowego podręcznika - katalogu zawierającego polskie cyfrowe układy scalone TTL. Okazał się jako ten szewc co bez butów chodzi: przyswojenie sobie zasad obsługi komputera oraz zwyczajnych edytorów tekstu, takich jak MS Word szło mu nadzwyczaj opornie. Więc każdego dnia tachał z sobą do roboty... autentyczną, zabytkową maszynę do pisania, i napełniał pracownię ostrym stukiem klawiszy i czcionek
do których zresztą dołączam wykresy na papierze milimetrowym. Także to nie są takie antyki jak myślisz!
Papier milimetrowy? Antyk czy nie antyk, ale do rozkładania płytek mało przydatny. Tak się niedobrze złożyło że elementy mają zwykle końcówki rozmieszczone w odległości 2,5mm, 2,54mm (1/10 cala), lub wielokrotność tych wartości. Na papierze milimetrowym siatki 2,5mm nie ma, jest jedynie siatka 5mm, podczas gdy najgęstsza siatka 1mm jedynie zaciemnia obraz. Dlatego właśnie wolałem rozkładać płytki na papierze podaniowym, w skali 2:1. Oczywiście dziś żaden problem sporządzić sobie papier z narysowaną taką siatką jakiej potrzeba... przy pomocy komputera

Nie prościej od razu jednak narysować na komputerze gotowy rysunek płytki?
Nie wiem czy jest niezbędna. Moje przesłanki są takie: układ z inwerterem typu long tail pair ma wielokrotnie mniejsze zniekształcenia niż hołubiony (chyba z impetu, jaki mu został od lat 40.) Williamson => inwerter można poprawić (badania wykazują ok. 8-10 krotną redukcję THD)
Ale kto każe trzymać się Williamsona aż tak kurczowo, co do typów lamp i nominałów rezystorów?
Ciekawostki z atlasu typu EL503 chyba nie wchodzą do konkursu, co?
To nie była ciekawostka lecz normalna, nowoczesna lampa figurująca w wielu katalogach, zwłaszcza zagranicznych. Niestety nie zdążyła się rozpowszechnić przed tranzystorową rewolucją, audiofile zaś nią wzgardzili i nie może być mowy aby zechcieli dziś zgłosić zapotrzebowanie na wznowienie jej produkcji. Bo nie była
w oktalu.
A jednak ECC83 była z powodzeniem używana do tego celu. Wyniki przedstawiałem wcześniej - nie widać, aby miała jakieś problemy z wyrobieniem się z tymi 15 pF, jakimi odgraża się siatka EL34.
Zresztą nie upieram się przy niej - to wszystko jeszcze trzeba zbadać. Po prostu jej liniowość jest ogromną zaletą.
Zaletą ECC83 jest przede wszystkim jej wysokie wzmocnienie napięciowe, pod warunkiem zastosowania wysokiej rezystancji anodowej. Problem pojemności wejściowej lamp końcowych można rozwiązać... separując wyjście stopnia na ECC83 od siatek EL34 odwracaczem fazy z dzielonym obciążeniem na ECC82. Może o ile tylko lampy końcowe nie będą pracowały w trybie triodowym - tyle w zupełności wystarczy, zwłaszcza że ECC83 obciążona wejściem galwanicznie sprzężonrgo odwracacza fazy (czyli w ogóle nieobciążona) wykaże najlepszą możliwą liniowość? Niepotrzebny będzie sterujący stopień różnicowy, a tym samym pentoda w katodach.
Po prostu tradycyjnie podaje się wzmocnienia sygnałów wzg. masy i w takiej konwencji wzmocnienie odwracacza o dzielonym obciążeniu wynosi (nieco poniżej) 0 dB.
Ale wzmocnienie całego toru po dołożeniu odwracacza z dzielonym obciążeniem rośnie dwukrotnie, a to chyba ważna zaleta?
Rzekoma przewaga układu Williamsona (anoda lampy wstępnej nieobciążona opornikiem siatkowym następnego stopnia) występuje tak samo w proponowanym układzie, gdzie cały czas podkreślam zasadność galwanicznego sprzężenia tych stopni. A co do większego wzmocnienia, to niestety ale trafiłeś tutaj kulą w płot, bo gdzie jak gdzie, ale w klasycznym układzie Williamsona ten potencjał nie zostaje wykorzystany: używa się bowiem niskooporowej triody o niedużym wzmocnieniu (zamiast np. pentody albo połówki 6SL7), którą obciąża się dodatkowo niedużym opornikiem anodowym 47 kiloomów (gdzie w karcie proponują m.in. 200 k). Co więcej, nie wynika to z błędów w doborze warunków pracy tylko z immanentnej cechy tej topologii, w której trzeba się zgodzić na duży kompromis: albo korzystny punkt pracy wzmacniacza wstępnego (z wyższym napięciem na anodzie) albo korzystny punkt pracy odwracacza fazy (idealnie: po 1/4 napięcia zasilającego na opornikach, 1/2 na triodzie). Nie da się zaspokoić na raz obu tych warunków ze względu na galwaniczne sprzężenie anody z siatką, które jest jednak pożądane, bo dodatkowa stałą czasowa w tym (i tak ledwo już stabilnym) obwodzie wyrządziłaby jeszcze więcej szkód niż nieoptymalny punkt pracy.
A dlaczego by nie zastosować owej liniowej ECC83, ale z nietypowo
dużym opornikiem w anodzie, mianowicie 470k podczas gdy aplikacje w typowych oporowych stopniach sprzężonych pojemnościowo z kolejnymi stopniami przewidują max. 220k? Wówczas lampa będzie pracowała z prądem anodowym na tyle małym że nie będzie groziło pojawienie się prądu siatkowego, mimo niskiego napięcia na anodzie, najkorzystniejszego z punktu widzenia galwanicznie sprzężonego odwracacza fazy? Wpływu pojemności pasożytniczych przy tak wielkim Ra obawiać się nie należy: pojemność wejściowa odwracacza fazy z dzielonym obciążeniem jest znikoma, a on sam pracuje ze znacznie mniejszymi Ra i Rk. Jeżeli będzie to druga połówka tej samej ECC83 (albo jedna z triod dwóch ECL86 w układzie PP) wskazane byłoby użyć 2 x 100k, z ECC82 można by pozwolić sobie na znacznie mniej, np. 2 x 22k. Wypróbowałem to na dwóch ECL86 właśnie, i uważam to za konfigurację równie praktyczną jak ów jachtowy wzmacniacz
na Adetkach, a niebawem - stereofoniczne Maleństwo
na Acetkach.
Tymczasem w układzie z inwerterem różnicowym podnoszenie napięcia na anodzie lampy wejściowej jest wręcz pożądane - oznacza to bowiem zwiększenie napięcia, jakim dysponuje źródło, a więc polepsza się jego jakość. Istnieje tu oczywiście pewne optimum, bo nie można przeznaczyć na to zbyt wiele napięcia, ale nie o to chodzi. Ważne jest to, że interesy optymalizacji punktu pracy lampy wejściowej i inwertera nie są rozbieżne
Są jak najbardziej rozbieżne: im więcej napięcia otrzymuje lampa wzmacniacza wstępnego, tym mniej tego napięcia zostaje dla lamp wzmacniacza różnicowego. Zbieżny jest tylko interes stopnia wstępnego oraz interes pentody źródła prądowego, o ile się ją stosuje.
A jednak wzmacniacz w układzie Fergusona ma wzmocnienie w otwartej pętli sięgające 68 dB (ok. 2770 razy) i czułość 6,5 mV do pełnego wysterowania (20 W). Po zamknięciu pętli (30 dB) czułość wynosi 220 mV.
I częstokroć z tym wielkim wzmocnieniem robi się tylko kłopot. Zbieżmy je do qpy: stopień wstępny, stopień różnicowy, stopień końcowy. Trzy stopnie o dużym wzmocnieniu, a zatem niezbyt szerokim paśmie. Trzy miejsca gdzie może wystąpić przesunięcie fazy sięgające 90 stopni. Graniczne przesunięcie sięgnie 270st, w zupełności wystarczy do wzbudzenia. W układzie "concertino" (jeden stopień napięciowy plus odwracacz razy z dzielonym obciążeniem) są tylko dwa krytyczne fazowo stopnie (odwracacz ze względu na małe wzmocnienie się nie liczy). Przy tym pan Williamson wcale nie upierał się że stopień różnicowy przed stopniem końcowym być musi. Dla wysokoczułych pentod końcowych, takich jak ECL86, EL84, EL34 z powodzeniem można obyć się bez niego, nawet jeśli stosuje się UL. Bezwzględnie konieczny jest tylko w Circlotronie, gdzie wymagane są napięcia sterujące większe od napięcia wyjściowego. No ale wówczas i wzmocnienie całości jest na tyle małe, że stabilność udaje się opanować bez większych problemów. Podobnie zresztą jak przy konfiguracji triodowej stopnia końcowego.
I to z jedną siatką odwracacza uziemioną!

I ta uziemiona siatka oddziałuje na Twój zmysł estetyki co najmniej w tym samym stopniu jak na mój oddziałują tranzystorowe wzmacniacze pełnokomplemetnarne, w przeciwieństwie do
bida-komplementarnych?
Tomku, spójrzmy prawdzie w oczy. Układ Williamsona jest z trudem stabilny (najczęściej wymaga dodatkowych obwodów kompensacyjnych - choć mając najwyższej klasy transformator da się uzyskać stabilność bez tego) przy 20 dB USZ, zawiera aż dwa kondensatory sprzęgające, dwa pierwsze stopnie są dużym kompromisem, a poziom zniekształceń robił wrażenie może w latach 40. Wzmocnienie jest niskie (czułość ponad 1 V), a sygnał przechodzi przez cztery lampy, a nie trzy jak u Fergusona. Tego się naprawdę nie da bronić, nie - mając w zasięgu porównania przytoczony układ (i jeszcze kilka innych).
Jak układ "Williamsona" ma problemy ze stabilnością to najczęściej znaczy że wzmocnienie jest niepotrzebnie wielkie. Wówczas wycina się stopień różnicowy, jak się chce to można nieco podrasować wzmocnienie stopnia wstępnego stosując tam pentodę - i już.
Jak widać układ Mullarda nie cierpi na brak wzmocnienia, więc proszę nie używać więcej argumentu o wzmocnieniu!

Przyznaję że gubię się już w tej terminologii. Google tylko sprawę zaciemniają Układ Williamsona - to ten zawierający odwracacz fazy o dzielonym obciążeniu, i
ewentualnie różnicowy stopień sterujący, układ Fergusona - to jak przed chwilą pojąłem taki gdzie zawsze jest różnicowy stopień sterujący będący jednocześnie odwracaczem fazy o sprzężeniu katodowym, a czym jest układ Mullarda?
Jeżeli chodzi o mnie, nie muszę ciąć kosztów na podstawkach i lampach, a jeżeli ma to przynieść wymierne korzyści (nie wyimaginowane jak równoległe łączenie triod napięciowych) i jest uzasadnione lepszymi rezultatami - to dla mnie jest to rzecz, po którą warto sięgnąć. Osądź zresztą sam.
Ale czy faktycznie przyniesie wymierne korzyści? Nawet modeli lamp nie jesteśmy obecnie pewni.
Na poprzednich stronach tego tematu rozważaliśmy kandydatury różnych lamp, od tego zresztą rozpoczęła się cała dyskusja (vide tytuł tematu). Wytypowałem EF184 jako najlepszą pentodę do tego zadania. E180F została wręcz wymieniona jako antyprzykład. Jej największą wadą w tym zastosowaniu jest pogięta charakterystyka anodowa zwłaszcza w zakresie niższych napięć (czyli tak, jak to będzie miało miejsce w źródle - ok. 100 V). Gołym okiem widać, że przy zadanym prądzie nachylenie krzywej (a więc oporność wewnętrzna) zmienia się wraz ze zmianą napięcia anodowego. Jest to niedopuszczalne, lepiej żeby oporność była niższa ale stała, aniżeli gdyby się miała zmieniać, bo wprowadzi to dodatkową nieliniowość i zniekształcenia.
A przy jakim to wszystko Ug2? Jeżeli jest ono wyższe od najniższej możliwej wartości Ua, to bardzo źle, bo zawsze można spodziewać się odkształceń charakterystyki anodowej.