Zakupy przez "internet" w PRL-u

Lampowe odbiorniki telewizyjne i wszystko co jest z nimi związane.

Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd, Einherjer, OTLamp

Awatar użytkownika
Marcin K.
6250...9374 posty
6250...9374 posty
Posty: 6544
Rejestracja: śr, 18 stycznia 2006, 16:45
Lokalizacja: Kolonia Poczesna, jo90nq

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: Marcin K. »

cirrostrato pisze:z czternasto calowym kineskopem,pułapką jonową i ostrością regulowaną magnesem(właśnie stoi u mnie na stole)
Mój nie ma pułapki jonowej, wyrzutnia jest prosta ale reszta się zgadza :lol:
Pytanie było czysto teoretyczno-hipotetyczne bo do tych lat jeszcze w bardzo powszechnym użytku były lampiaki :wink: Pamiętam, że u nas do końca lat 80-tych stał Neptun 424 ze słabą DY86 i był ciemny obraz. Potem Rubin następnie Jowisz lub Elektron... Pamiętam wymianę kinola w Elektronie czy tym Jowiszu, jak mnie pierdyknął podczas jego dotknięcia (choć był na dywanie) :) Robił to u nas w domu jakiś kumpel mojego ojca (obaj elektronicy).
Heniu chcesz Neptuna D z uszkodzonym kinolem? Kompletny ale bez jednej małej gałki i obudowa do naprawy (fornir). Grał! Uszkodziłem kineskop podczas ściągania go z hałdy moich sprzętów. Nie daruję sobie tego do końca! Oddam za A61-140W :P Jak coś to stoi czeka...
Pozdrawiam!
μ Ω Σ Φ π
SQ9MYU
cirrostrato
6250...9374 posty
6250...9374 posty
Posty: 6319
Rejestracja: sob, 5 listopada 2005, 15:51
Lokalizacja: Warszawa

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: cirrostrato »

Czyli trzeba podjechać niedługo do Częstochowy. A61-140W się u mnie znajdzie.A siódemka jednak rozwaliła obudowę i maskownicę tego 1401 pomimo wielowarstwowego bardzo starannego opakowania, ale da się naprawić choć fornir był(przed podróżą) w stanie fabrycznym,myślałem, że taki został wysłany ale w drogę telewizorek wyjechał calutki...
_idu

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: _idu »

Zaopatrzenie w częsci?
Hmmm nie było problemu z elelementami wycofanymi ze stanów magazynowych jako zabezpieczenie serwisu dla sprzedanego sprzętu.
I tak na samym końcu 70-tych były wysyp nowitkuch lampe z serii 21 (z logo POLAMP!!!!)m w cenie za symboliczna złotówkę (bochenek chleba kosztował 6 złotych). Do tego uY1N jak i AZtki. W pudełkach nie luzem. Ale nie w każdym sklepie. O tak dobrze nie było, był jakiś klucz wg którego kierowano dany asortyment do konkretnego sklepu. Te loctale zalegały półki sklepu z częściami radiowo-telewizyjnymi przy Włady Bytomskiej (teraz Organizacji WiN) numer chyba 31....

W tym damy czasie były wysyp w pobliskim sklepie na Wojska Polskiego 9 albo 11.... lamp 12 voltowych tj ECH83, EBF83, EF97 i EF98. Ponadto walały się tam oczka EM81 - u nas nie stosowane.

Na półkach zalegała wręcz lampa EL500....

Ale próżno było szukac lamp od starszych sprzętów - żadnych bocznostyków, octali... lamp od Szatroki niet i nie i nie będzie bo nie produkowane. Oczko DM70 - królestwo za nie....

Byłjeszcze BOMiS. W tym okresie były do kupienia nuwistory - nie radzieckie te sprowadzone zza żelaznej kurtyny... Cena owszem zaporowa - przelicznik czarnorynkowy dolara....

Pierwsza połowa lat 80-tych Sklep na Piotrkowskiej naprzeciw Magdy. Pełno lamp EM83 z logo RCA :shock:

Ten okres to wysyp wszelkiego dobra dt odbiorników tranzystorowych jak Jowita i Wanda. Fajne obudowy - i fajny pojemnik na baterie - uniwersalny i genialny - albo 6 sztuk R20 albo 6 sztu R14 albo dwie płaskie 3R12. Obudowa fajne bowiem było w niej nieco sklejki - oferowała super brzmienie nie osiągalne na plastikowych modnych wtedy sprzętach przenośnych.

Układy scalone. Pierwszy jaki miałem w ręku jeszcze w 1978 roku UL1496N.

Ale był tez bazar. Ja pamietam gdy był na Zjazdowej. Byłem tam gdy 19 grudnia oddziłą ZOMO rozpędzał handlarzy i klientów. Największy asortyment podzespołów - młody facet jego matka i chyba młodszy brat - wszyscy z ogromnymi plecakami - jeśłi o ni nie mieli czegos tzn ze tego w ogóle nie ma. Potem przekształcili ten plecakowy biznes w znane dziś TME. Jeszcze za czaśow PRL potrzebowaliśmy kupić troche diod impulsowych o specyficznych parametrach pojechaliśmy do kanciapy tegoż handlarza na Promińskiego - opodwiedział no problem - ile? my - no 100 sztuk? on - tak mało??? nie opłaca się torebki rozrywać - weźcie przynajmniej 5 tysięcy sztuk.
Czytałem w pismach o TDA7000. I co? - do kupienia na Zjazdowej plus płytki jakie były w publikacji w piśmie Audio-Video. Opisywano telewizorek Sony z kineksopem z indeksowaniem - po miesiącu można go było sobie do ręki wziąść i obejrzeć oraz kupić.

Układy scalone - kloega mówił że pierwsze miał i coś na nich tam robił jeszcze zanim ja poszedłem do szkoły - przed 1972 rokiem.

CMOS'y - jakie i ile kilogramów - tak było w 1984 roku. Tak niektóre drobne podzespoły jak tranzystory BD136 kupowało się na kilogramy. Ba prawie się ludzie zabijali o nie. To był okres domowego wsparcia naszego przemysłu eletkronicznego. Helios w obudowie w wersji tylko na eksport do strefy dewizowej (srebny metallic)? no problem, na kiedy? Stąd wielki popyt naniektóre typy tranzystorów. Widizła gościa który z satysfakcją suię chwalił - udało mi się kupić 5 kilogramów BD135.... Na tydzień starczą.

Sprzęt audio. W 1979 roku nie mogłem się napatrzeć na bazarze na tuner Faust z diodą LED zamiast wskazówki skali. Takie wzronictwo? hmmm polskie? nie nie może być. Był w komplecie ze wzmacniaczem. Wersja na eksport na rynek krajowy trafiłą znacznie później. Dostałem kompletną płytke od wzmacniacza - mała fajna, trzeba było rozryzowac schemat by wiedziec jak to okablować i co gdzie podłączać - potem po ponad roku okazało się od czego to pierwszy wzmacniacz mini produkowany przez Fonicę....

Wszelkie podzespoły od seryjnych wyrobów - no propblem, płytki drukowane (m.in do Neptunów lampowo tranzystrowych plus komplet części w torebkach - do bólu w 1983 roku.

Ile ja miałem w łapach świetnych głowic UKF od dobiorników samochodowych GFS - bardzo je lubiłem - w tym dwuzakresowe. Wszystkie miały japoński FET na wejsciu (2SK41F czy jakoś tak...). W pokoju na metrowym drucie odbierałem nadajnik UKF z Katowic - mieszkałem w północnej części Łodzi (reszta radia to BF214 dwa filtry FCM i UL1242). Jakoś płytki automatycznego analogowego wyszukiwania stacji od chyba Akropola nie zaintersowały mnie. Ale inne podzespoły w tym japońskie cewki do stereodekoderów na bazie UL1601/Ul1611 kupione bez zasatanowienia jakopłytki stereodederów od wspomnianego wcześniej radia.

Jak było to brać bo potem już nie będzie.

Pierwsza połowa lat 80-tych kumple sobie składał kalkulator programowalny na polskich scalakach. Działał.
O słynnym MC1203 dużo mówić.

Diody LED - za moja podstawówką było wysypisko. W latach 1976 - 1979 wywozóno złomowane bebechy telewizorów. Nawet lampy się nie tłukły - tak 95% przetrzymywało zsyp z wywrotki. to były kompletne chassis z lampami wyjęte z obudowy. Z tego właśnie orkesu pochodzi moja umiejętnośc rozpoznawania typów lamp po wyglądzie. Było tych lamp tyle że dzieciarnia się obrzucała nimi podczas zabaw - pełno bylo rozgnicionych resztek lamp na chodnika pobliskich ulic osiedla. W 1980 roku wywożono tam masowo programatory od telewizorów. Dzieciarnia w podstawówce poznała co do diody LED. Jak tylko dzieciaki ze szkoły podczas lekcji widziały wywrotkę z częściami z ZURT - to nauczyciele mieli prze****** - dzieciaki masowo biegli by jako pierwszym się dorwać do "skarbów"... to był koniec lekcji w danym dniu . Dyrektorka szkoły interweniowała (co za wredny typ) - skutecznie po kilkunastu tygodnia już nie było wywrotek z telewizorami. Większość tych programatorów miała drobne uszkodzenia. Be z problemu z dwóch składało się jeden działający. I na bazar.... Kumpel w swoim telewizorze programator z klawiszami zamienił na sensorowy (od Neptuna 626 lecz z wersja z diodami LED a nie neonówkami) Na śmietniku masowo walały sie kineskopy również kolorowe. Działa elektronowe były ulubioną zabawką dzieci z okolicy. Tylko trzeba było potłuc kineskop....

Pierwszy magnetowid w domu - 1983 rok (pierwszy film z kaset VHS jaki oglądałem to Thing). Pierwszy komputer - Atari XL800 - 1984 rok oczywiście ze stacją dysków. Pierwszy tuner satelitarny 1989 rok. Rodzicie nie byli krezusami - ojciec unikał normalnej pracy. Był mecjhanikiem samochjodowym ale mu ten zawód nie leżał - w 1983 roku zaintersował sie elektorniką - produkował autolarmy - naprawdę wymyślne. Wystarczył pomysł i pieniądze były w przeciagu kilku godzin - nie to co teraz gdzie potencjalni nabywcy są totalnie wyssani z kasy.

Najważniejsze - owszem nie było czegos tam itd - ale to rozwijało kreatywność. Nie to co dziś - jest w markecie. I jakoś ludzie generlanie byli dzięki temu inteligentiejsi niż obecnie "kształcona" młodzież. I qźwa komu to przeszkadzało?
Awatar użytkownika
KaKa
1875...2499 postów
1875...2499 postów
Posty: 2337
Rejestracja: śr, 22 listopada 2006, 14:45
Lokalizacja: Poznań

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: KaKa »

staszeks pisze:-nie było wojenek na górze (a jeżeli nawet były to o nich nikt nie wiedział)
Absolutnie żadnych. Czystki w wojsku, policji, administracji rządowej, wojewódzkiej, zakładach pracy , związkach zawodowych to oczywiście absurdalny i chory twór współczesnych historyków.

Kurde ludzie.

Teraz nie pamiętacie czołgów na ulicach, ZOMO przy koksownikach Zapomnieliście o ludziach którym należy się pamięć, bo mieli odwagę cywilną przeciwstawić się ówczesnemu systemowi? Stanąć na stadionie dziewięciolecia, podczas dożynek i się spalić :?: :!:

Droga wolna, jeżeli dziś jest tak źle, a wtedy było tak dobrze, to zróbcie rewolucje i przywróćcie tamten system :!: Miejcie odwagę wyjść przed szereg i pokazać to.
Bo marudzić każdy umie.
Tylko nie zapominajcie o takich obrazach jak ten w załączniku. Naprawdę nie pamiętacie?
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony wt, 14 października 2008, 21:21 przez KaKa, łącznie zmieniany 1 raz.
http://www.pajacyk.pl/index.php
--
Wszelkie pytania o proszę kierować na kacper@selenoid.pl
--
Pozdrawiam, Kacper
staszeks
2500...3124 posty
2500...3124 posty
Posty: 2956
Rejestracja: sob, 18 września 2004, 19:38
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: staszeks »

KaKa pisze:
staszeks pisze:-nie było wojenek na górze (a jeżeli nawet były to o nich nikt nie wiedział)
Absolutnie żadnych. Czystki w wojsku, policji, administracji rządowej, wojewódzkiej, zakładach pracy , związkach zawodowych to oczywiście absurdalny i chory twór współczesnych historyków.

Kurde ludzie.

Teraz nie pamiętacie czołgów na ulicach, ZOMO przy koksownikach Zapomnieliście o ludziach którym należy się pamięć, bo mieli odwagę cywilną przeciwstawić się ówczesnemu systemowi? Stanąć na stadionie dziewięciolecia, podczas dożynek i się spalić :?: :!:

Droga wolna, jeżeli dziś jest tak źle, a wtedy było tak dobrze, to zróbcie rewolucje i przywróćcie tamten system :!: Miejcie odwagę wyjść przed szereg i pokazać to.
Bo marudzić każdy umie.
Tylko nie zapominajcie o takich obrazach jak ten w załączniku. Naprawdę nie pamiętacie?

Edit: Post powyżej proszę usunąć. Wysłałem go bez załącznika.
To wszystko zależy o jakim okresie mówimy.Ty mówisz o samym końcu.
My o trochę wczesniejszych czasach.
Owszem był okres kiedy w sklepach na półkach stał tylko ocet.
Nie było nic tylko ocet.
Do dzisiaj się zastanawiam skad do cholery oni ten ocet brali
i dlaczego ocet był.
Były kartki na mieso,papierosy....
Mimo,ze miałem wtedy małe dzieci i dzieci nie głodowały to do dzisiaj
mam gdzieś takie kartki wykorzystane w 0%.
Kak się kiedyś dogrzebię do książki w której leżą to zeskanuję i zamieszczę.
Ba,wtedy były nawet kartki na kartki (też gdzieś mam).
Był okres kiedy się chodziło protestować przeciw warchołom.
Nie poszedłem i nikt z tego powodu mi głowy nie urawał.
Około 70 r.jako student jednej z krajowych uczelni brałem udział w strajkach
(bojkot zajęć). Jako karę wszystkich "skreślono z listy studentów"
i o praktycznie wszyscy skończyli i to tą samą uczelnię.Później kara skreślenia
została anulowana.(Indeks z tego okresu też gdzieś mam).
Mimo takich "represji" jednak tamte czasy wspominam z sympatią.
A swoją drogą ciekaw jestem co zrobiłaby obecna władza gdyby fale strajków tak sparaliżowały gospodarkę jak w okresie o którym piszesz.
N.p. gdyby ktoś zaczął spawać wagony do szyn?

P.S.Chodził w po Polsce w powielaczowej formie artykuł chyba z paryskiej "Kultury" (?) zatytułowany "Polacy jak wy to robicie"
Popytaj starszych,może go pamiętają.
I jeszcze jedno.Nikt mi nie może przypisać członkostwa w PZPR ani w żadnej satelickiej organizacji (nie liczę ZSP).Z tego powodu też nie odczywałem jakiegoś dyskomfortu czy innych niedogodności.
Ostatnio zmieniony wt, 14 października 2008, 18:51 przez staszeks, łącznie zmieniany 3 razy.
sam sobie w życiu
jakoś nie radzę
więc biuro porad
dla innych prowadzę
/Sztaudynger/
cirrostrato
6250...9374 posty
6250...9374 posty
Posty: 6319
Rejestracja: sob, 5 listopada 2005, 15:51
Lokalizacja: Warszawa

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: cirrostrato »

..a telewizorki i inny sprzęt lampowy był w sklepach a nie to co teraz,trzeba starać się o takie cymesy.Kacper daj spokój,chyba za młody jesteś aby wspominać (własne) internowanie....Nas,młodych duchem, nie przekonasz, że dziś piwo jest lepsze.
Awatar użytkownika
KaKa
1875...2499 postów
1875...2499 postów
Posty: 2337
Rejestracja: śr, 22 listopada 2006, 14:45
Lokalizacja: Poznań

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: KaKa »

StaszkuS :arrow:
Artykuł znaleziony kilka lat temu we francuskiej prasie - nadal pasuje! ;)"Polska. Oto znajdujemy sie w świecie absurdu. Kraj, w którym co piaty mieszkaniec stracił zycie w czasie drugiej wojny swiatowej, ktorego 1/5 narodu zyje poza granicami kraju i w ktorym co 3 mieszkaniec ma 20lat. Kraj brutalnie oderwany od wiekowych tradycji, ktory odbudowal swoja stolice wedlug obrazow Canaletta, a stare miasto odtworzyli jako nowe. Kraj, ktory ma dwa razy wiecej studentow niz Francja, a inzynier zarabia tu mniej niz przecietny robotnik. Kraj, gdzie czlowiek wydaje dwa razy wiecej niz zarabia, gdzie przecietna pensja nie przekracza ceny (!) trzech par dobrych butow, gdzie jednoczesnie nie ma biedy a obcy kapital sie pcha drzwiami i oknami. Kraj, w ktorym koncesjami rzadza monopolisci. Kraj, ze stolica, w ktorej centrum stoja nowoczesne biurowce, oferujace pomieszczenia po 10-35 USD za metr kwadratowy. Kraj, w ktorym cena samochodu rowna sie trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znalezc miejsce na parkingu. Kraj,w ktorym rzadza byli socjalisci, w ktorym swieta koscielne sa dniami wolnymi od pracy (!) Jedyny kraj bylego bloku socjalistycznego, w ktorym obywatelowi wolno posiadac dolary, choc nie wolno mu ich kupic ani sprzedac poza bankami i kantorami. Cudzoziemiec musi zrezygnowac tu z jakiejkolwiek logiki, jesli nie chce stracic gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w ktorym z kelnerem mozna porozmawiac po angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku a ministrem lub jakimkolwiek urzednikiem panstwowym tylko za posrednictwem tlumacza. Polacy..!

Jak wy to robicie..?"
O tym mówisz?

Henryku :arrow: Nie mówię, o piwie, kobietach, trawie, czy kolorach, które też zapewne były bardziej wyraziste. Mówię o pałowaniu ludzi, occie (dobre pytanie, skąd oni go brali), samowolce władzy, donosicielstwie, prześladowaniach. To, że starsi wiekiem, wspominając te czasy z sentymentem, nie wynika z ich idealności tylko, z tego, że ludzki mózg zapamiętuje tylko te dobre zdarzenia, wymazując stare.
Dlatego nie dam się przekonać, że komunizm, którego nie pamiętam, był lepszy.
Demokracja też ma swoje wady, ale w ostatecznym rozrachunku jest lepsza.
http://www.pajacyk.pl/index.php
--
Wszelkie pytania o proszę kierować na kacper@selenoid.pl
--
Pozdrawiam, Kacper
staszeks
2500...3124 posty
2500...3124 posty
Posty: 2956
Rejestracja: sob, 18 września 2004, 19:38
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: staszeks »

owszem chyba o tym,z tym że w tej wersji którą ja czytałem było jeszcze
(nie będę się upierał) o kraju w którym sklepach nic nie ma a u wszystkich stoły się uginają.
Swoją drogą,nie spodziewałem się,że to jeszcze raz przeczytam.
P.S.Nikt tu nie twierdzi,że "komunizm" był taki dobry,tylko,że nie był taki zły.

Nawiasem mówiąc dopiero w "obecnych" czasach nie wiem dlaczego
nazywa się to komunizmem.
W tamtych czasach mówiło się że jest socjalizm a komunizm dopiero staramy się zbudować ale do niego nam daleko.
Chodzi mi tylko o to,że nie mozna wszystkiego w czambuł potępiać ot tak
dla zasady.
W czasach studenckich miałem okazję spotkać się z Z.Laskowikiem
(jeszcz przed srebrną szpilką w Opolu(?)).
Opowiadał o tym,że mieli jakiś numer w którym były słowa
"....Polsko,Polsko ty obrotowe przedmurze..."
Numer nie spodobał się cenzurze.
To co obserwuję obecnie to świadectwo ,że te słowa były prorocze.
sam sobie w życiu
jakoś nie radzę
więc biuro porad
dla innych prowadzę
/Sztaudynger/
Alek

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: Alek »

Mnie dane jest pamiętać samą końcówkę tego "cudownego" systemu. Zacznijmy od względów żywieniowych.
Faktem jest, że ja głodny nigdy nie chodziłem, ba- miałem i cytrusy i czekoladę (tą peweksową, nie czekoladopodobną).
Batoniki "Duplo", banany "Dole" i pepsi-colę w szklanych butlekach, którą to kupowało się w megasamie na Meksykańskiej. Były też tam konie i samochody, takie co sadzało się dzieciaka, wrzucało się 10 zł z Prusem lub 20 zł z Nowotką.

Pamiętam babcię, która wracając z pracy w przychodni niekiedy przynosiła całe naręcza frezji czy bombonierek. Zapewne były to niektóre z tych form "podziękowań" za pozytywne załatwienie sprawy, w tym przypadku łatania zęba.
Groteskowe, ale tymi samymi bombonierkami "załatwiało" się dalej inne sprawy, wręczając je komu innemu.
Nie pamiętam wystawania po mięso w kolejkach. Ale wytłumaczenie tego faktu jest proste:
Raz w tygodniu przychodziła u nas posprzątać pani Marysia. Były to piątki od dwunastej do wieczora. Wtedy sprzątanie było na całego, łącznie z pastowaniem podłóg pastą " pałacową" (nie wiem skąd do cholery, była pasta!).
Pracowała ona na 1/2 etatu na Żurawiej w sklepie spożywczym "Społem". Wcześniej zaś pracowała chyba u braci Pakulskich, ale to chyba jeszcze w czasach sprzed bitwy o handel :wink: .
Grunt, że przynosiła sery (pamiętam tamten Rokpol...), jajka itd.- słowem to, co akurat było dostępne w sklepie. Jakimiś sposobami i mięso się trafiało. Babcia oczywiście odkupowała te towary a i Pani Marysia parę złotych dodawała "górką".
Raz na czas przychodziła też i pani "cielęcina", zdaje się we środy, koło dziewiętnastej. Później przychodziła w czerni, jak jej chłop siekierą chlasnął się po pijaku w nogę i się wykrwawił...Grunt, że kupowało się parę ładnych kilo mięsa i potem w woreczki i do ogromnej zamrażarki. Z ulgą wyrzuciłem ją parę lat temu. Zresztą nie mroziła już i służyła tylko jako stoliczek pod telefon "Bratek".

Na Niekłańskiej był sklep AGD (jest tam po dziś dzień). Niemal zawsze była tam wywieszka "Przyjęcie towaru" lub "Remanent".
Ale ilekroć się tam szło, to wstępowało się też do sklepu z miodami (te były chyba zawsze). Kupowali tedy gryczany, którego nie znosiłem. Wolałem z lipy, ale mówiono, że lipny i mi niechętnie dawali.

Warzywa były zawsze, podobnie jak owoce. Zarówno za sprawą działki, na której gleba- żywy piach był nawożony przez matkę z uporem godnym lepszej sprawy, jak i targów czy sklepów prywatnych (tzw. badylarze). Na działce było pełno grządek, folia i rabarbar, podlewany moimi siuśkami. Rósł przepięknie!

Nie pamiętam też jakiegoś kłopotu z pieczywem. W czasie wakacji kupowało się w Kamieńczyku w prywatnej piekarni (ze 3km od działki).

Dobrze funkcjonowało wtedy domowe wytwarzanie przetworów. Przydawał się wtedy ocet (grzyby, śliwki, gruszki). Robiło się też maliny, morele i wiśnie. Na różne sposoby.

Kupowało się właściwie co było. Aby to dobrze zobrazować, opowiem Wam taki oto epizod. Po śmierci babci robiłem porządki. W ten czas wyrzuciłem 3 kontenery konserw (większość z nadrukiem pieczątkowym "etykieta zastępcza"). Spaliłem wówczas około 30-40 kg makaronów, mąki i kasz (robaczywe), 10 kg fasoli i ze 20 kg cukru (zalany wodą). Następną porcję cukru (ca 10 kg) przerobiłem na bimber.
traxman

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: traxman »

A ja w wczesnych latach osiemdziesiątych kupowałem gdzieś w firmie pod Warszawą poprzez telefon płytki drukowane, srebrzone i lakierowane kalafonią do "niesamowitych" jak na te czasy układów UL1498 w stereo oraz układu pseudo-stereo/kwadro. Czekałem na nie chyba z trzy miesiące. Było to uzupełnienie do złożonego z gratów wyrzucanych przez ZURT jako niesprawne, tunera FM zbudowanego w oparciu o Fausta - czyli taki amatorski amplituner "DUET". Uszkodzone płytki i moduły brało się z serwisu na hasło "czy są jakieś części do wzięcia", zawsze się coś znalazło, serwisy w Chorzowie na Reymonta, Sienkiewicza i Gwareckiej oraz na katowickim tysiącleciu odwiedzaliśmy po szkole czasem codziennie. Miały one bardzo ważną dla amatora zaletę - dostawaliśmy te graty za darmo, w przeciwieństwie do sklepów, gdzie trzeba było płacić.
Alek

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: Alek »

We wczesnych latach 80. dziadek miał białą Ładę, matka zaś malucha (fiat 126 p). W następnych latach matka zmieniła fiata z tej wersji z małym licznikiem prędkości na wersję z większą deską rozdzielczą. Jechało się po ten cud do Polmozbytu do jakiegoś innego miasta. Nie wiem, czy nie do Łodzi. Dziadek zmienił potem auto na Wartburga.
Nie było to trudne.
Dziadek pierwej był dyrektorem huty "Warszawa" w budowie, potem zaś był dyrektorem jednego z departamentów w ministerstwie. Matka pracowała w handlu zagranicznym.
Było więc matkę i dziadka stać. I mieli możliwości.
Z tego samego względu nie było też i najmniejszych problemów z paliwem. Podjeżdżali wtedy na stację z talonami.
Cudowne czasy, prawda :?: :evil:

Pamiętam też cotygodniowe pogaduszki premiera tow. Rakowskiego w TV, które to - nie wiem czemu- lubiłem oglądać. Wtedy ceniłem jego gospodarskie podejście do tematu :lol: .
Był to zresztą czas, gdy chodziłem do przedszkola i początki szkoły.
Przedszkole- cudowna sprawa. Niedogotowana kasza manna z sokiem i "kasza z kreską" to była codzienność.
Bywały dnie, kiedy nienawidziłem tej instytucji i jej pracowników. Powodem tego było to, że matka przychodziła po mnie późno, czasami po piątej. Wychodziłem wtedy jako ostatni.
Siedziałem tedy z woźnym i gadaliśmy na różne życiowe tematy. Z reguły spoglądał swymi zakrwawionymi białkami oczu i sugerował, bym nie pił wódki :lol: .
Przedszkolanki, tak jak i babcia wmuszały we mnie jedzenie . Wszyscy już zjedli, a ja ślęczałem nad talerzem pełnym kaszy gryczanej, czy miski szpinaku, których to potraw szczerze nienawidziłem. Rekordy tego wmuszania jednak bezsprzecznie biła babcia. Ale na wszystko znajdowała się rada: Z policzkami pełnymi jedzenia wybiegałem do ogrodu, gdzie pod porzeczkami wszystkie te „pyszności” wypluwałem .
W okresie przedszkolnym część wakacji spędzałem na Węgrzech u dziadka. To był zupełnie inny świat- kolorowy, zadbany kraj ze stolicą w Budapeszcie z szeregiem atrakcji – metrem, basenem, lunaparkiem.
Z przedszkolem wiąże się jeszcze takie oto wspomnienie:
Pewnego dnia babcia miała odprowadzić mnie do przedszkola. Stawiałem się, płakałem. Z opóźnieniem dotarliśmy do miejsca mojej katorgi. A w progu powitała nas smutnym głosem moja wychowawczyni informując, że przedszkole jest zamknięte w związku z epidemią salmonelli. Cóż to była za radość! Podskakiwałem, śmiałem się na oczach mojej osłupiałej przedszkolanki .
Moja radość z powodu epidemii salmonelli trwała jednak niedługo- do momentu, w którym okazało się, że mnie też nie oszczędziła. O ile pamiętam –długo się głowiono, co mi dolega, bowiem objawy nie były zbyt typowe. Grunt, że wylądowałem w przychodni na Kickiego i miałem wyjątkowego pecha. Trafiłem na takiego zgreda -lekarza, że ciągnąłem matkę za rękę byle tylko dalej od tej pieprzonej przychodni.
Cóż to były za czasy!
Moja pamięć z okresu mniej więcej do pięciu lat jest dość fragmentaryczna, lecz są wydarzenia, które pamiętam wyjątkowo dobrze. Pamiętam dobrze jaki był harmider w przedszkolu na 1 maja – malowanie chorągiewek i śpiewanie piosenki ku czci...:

Dziś majowe mamy święto ,a więc z buzią uśmiechniętą
wędrujemy w świat , wędrujemy w świat.
Maj ,maj się zieleni ,maj ,maj się czerwieni ,
Maj ,maj się kwiecieni raz ,dwa, trzy!

Ku utrapieniu przedszkolanek nie malowaliśmy chorągiewek czerwonych ani niebieskich z gołąbkiem (którego nikt nie umiał narysować) tylko biało –czerwone. I to bynajmniej nie z patriotyzmu. Powód tego był po prostu banalny – mniej roboty. Po odwaleniu socjalistycznej roboty wszyscy znów ciągali się za włosy i wyrywali sobie klocki. Odkąd pamiętam chłopcy zawsze tworzyli tzw. bandy. W porze zabaw w przyprzedszkolnym ogródku wołaniom „banda naprzód !” nie było końca. Nie za bardzo umiałem się w tym odnaleźć i przyłączać do tych zastępów, które się rozpadały i sklejały każdego dnia. Spośród kilku kolegów w przedszkolu najlepszy był Karol .
Na rozmowach o przysłowiowej dupie Marynie schodziły nam boże dnie. Przez długi czas uważałem, że Karol jest ode mnie starszy albo jest moim rówieśnikiem. Dopiero pod koniec przedszkola dowiedziałem się, że jest nieco młodszy. Ale był ze 2 razy większy ode mnie.
Z okresu przedszkola pamiętam dość dużo.

-Kto wie jak nazywał się pierwszy pies w kosmosie?- zapytała pani wychowawczyni.
-Łajka –odpowiedział Wiktor.
-Bardzo dobrze!- odparła opiekunka.

Myślałem, że mnie szlag trafi na miejscu. Wiktor zawsze wszystko wiedział. I inne dzieci też.
Tylko ja nic nie wiedziałem ani o Gagarinie ani o Łajce.

Pewnego dnia odbierała mnie z przedszkola matka. Jak tylko ją zobaczyłem postanowiłem zademonstrować jej swoją złość. Miała zawsze dla mnie niewiele czasu. Z przedszkola wychodziłem nieraz ostatni. Wtedy też tak było. Przyjechała grubo po piątej.

-Znowu późno mnie odebrałaś. A tego głupiego Wiktora mam już dość!
-Uspokój się. Wiesz, że pracuję do późna, a dojazd zabiera mi ponad pół godziny.

Nie rozumiałem. Zresztą pięciolatek takich rzeczy nie przyjmuje do wiadomości.

Pamiętam także leżakowania i lekcje rytmiki, na których cała nasza zgromadzona dziatwa śpiewała w rytm „Marsza tureckiego” ciągle te same wyrazy chodząc przy tym w kółko :

„dzień dobry Pani-dzień dobry dzieci”

Z reguły wolałem bawić się sam, albo w gronie najlepszych kolegów. Czas schodził na rysowaniu świecowymi kredkami po zapyziałych arkuszach pożółkłego papieru z drukarek antycznych komputerów.
Chwile nudy zapełniano nam puszczając bajki z rzutnika. Częstokroć były to bajki z morałem.
pierwszy

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: pierwszy »

Jak juz KaKa wkleil to zdjecie, to jednak warto powiedziec, ze lata `70-te i `80-te to jednak juz miekka forma dyktatury.
W 1956 roku Węgry stracili ponad 400 tysiecy ludzi.
Wiekszosc emigrowalo, granica z Austria byla niestrzezona przez dwa miesiace, ale kilkadziesiat tysiecy ludzi zginelo w walkach.
Jak na niecaly 10 milionowy kraj to niemalo.
Jeszcze w 1959r wykonali egzekucje na powstancach, perfidnosc systemu polegala na tym, ze trzymali tych mlodych ludzi w wienzeniu dopoki nie osiagali 18-ke,
poniewaz nawet owczesny komunistyczny prawo karny nie pozwalal na skazanie nieletnich na smierc.
Mimo tych olbrzymich strat nikt (normalny) na Wegrzech nie kwestionuje sensownosc powstania.
Owczesny ambasador ZSRR w Budapeszcie, niejaki Jurij Andropow, w "nagrode" po smierci Brezniewa zostal pierwszym sekretarzem ( na szczescie nie na dlugo).
Byl jeszcze potem ( a moze przed nim?) Czernienko, ale tez szybko wykitowal, widocznie juz wtedy beton partyjny nie byl tak mocny.
Tyle o wojnach na gorze i dole w krajach demoludow :wink:
Alek

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: Alek »

Czernienko był po Andropowie. :idea: .
pierwszy

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: pierwszy »

Bylem zbyt leniwy zeby to sprawdzic :wink:
Natomiast bezsprzecznie powstanie na Wegrzech zaczelo sie od demonstracji sudentow sympatyzujacych z polskimi robotnikami z Poznania przy pomniku Bema nad brzegiem Dunaju.
Alek

Re: Zakupy przez "internet" w PRL-u

Post autor: Alek »

Wspominków część trzecia i ostatnia. Oraz małe podsumowanie.

Gdzieś około 1986 r. zepsuł się telewizor. Był to coś z tych czarno-białych uranopodobnych T- i tu jakiś numer. Oddany został do zakładu, gdzie bodaj po dwóch tygodniach orzeczono, że kineskop jest niesprawny a nowego nie ma. Wtedy to odwiedziłem pierwszy raz w życiu między innymi sklep na Komarowa (obecnie Wołoska).
Tam chyba też nie było i dopiero przez jakieś znajomości się to "załatwiło". To określenie dobrze zapadło mi w pamięć w tamtych latach.
Kupowało się też na zapas i na wymianę. Dopiero tydzień temu wyzbyłem się ostatnich materiałów na nigdy nie uszyte kiecki, spodnie i co tam sobie kto wymarzył.
Podobnie jak pudełka starterów, choć w domu nigdy nie bylo ani jednej świetlówki.

A pamiętacie te wyłączenia prądu, zwłaszcza za miastem i stopnie zasilania gazem :?:
Dobrze, że w mieście dawało się obejrzeć 5-10-15, Teleranek (prowadził to jakiś facet), piątkowego Pankracego i dobranockę (Pająk chwat wszystkich brat (była to chyba chała chałowa), pszczółka Maja, Krecik, Sąsiedzi).
Sporadycznie oglądałem jeszcze dziennik telewizyjny i niektóre seriale, w tym o zgrozo- amerykańskie.

Czas na podsumowanie.
Można by rzec, że powinienem być piewcą tamtego okresu, zwłaszcza w świetle mojej relacji.
Nic bardziej mylnego.
Większość moich rozmówców (omawiamy ten wątek także poza forum), jak i ja sam zapamiętałem PRL jako szary. Moja relacja nie odnosi się zupełnie do polityki tamtego okresu, co dodatkowo chcąc nie chcąc gloryfikuje nieco tamte czasy. No bo cóż zapamiętałem z tamtej polityki? Brzydką twarz Urbana, wykrzywioną w strasznym grymasie, "dobrotliwego" Rakowskiego ze spokojem wyjaśniającego życie i Jaruzelskiego w ciemnych okularach.
No i niezapomnianego Gorbaczowa, tego z plamą na czole.
Codzienność, którą jakąś tam zapamiętałem nie maluję sie może dramatycznie. No bo ludzie jakoś sobie radzili. Jakaś forma handlu wymiennego, zastępującego obrót pieniężny- to słynny "załatwianie". Ale czy już to samo w sobie nie było patologią, to załatwianie podstawowych nawet artykułów codziennego użytku?

Uzbrojony w wiedzę książkową, filmową czy opowiadań jeszcze krytyczniej spoglądam na PRL od strony polityki. Od strony wiecznej przyjaźni..., czołgów na ulicach, intryg UB czy nawet skrytobójczych mordów. Nie można od tego odwracać głowy, udawać i kwitować tego stwierdzeniem "Ale za Gierka tego praktycznie nie było".
To było ponad dwadzieścia lat temu. A zatem ci, którzy z rozrzewnieniem i łezką wspominają tamte czasy mieli 20-30 lat. Świat stał dla nich otworem, najpiękniejsze lata życia. Stąd pewno trochę koloryzowania :wink: .
Robię taki myślowy eksperyment: Dodaję sobie te 20 czy 30 lat i zastanawiam się, co ja będę wspominał z łezką w oku. Myślę sobie, że to będzie zapewne prezydent Kaczyński i czasy buraczanej koalicji :idea: