Ranyjulek!
Romku, masz rację. Nie zwróciłem uwagi, bo jest to rozwiązanie tak niedorzeczne, że w ogóle go do siebie nie dopuściłem. Jakoś chciałem widzieć przy transformatorze emitery
Rezystancja wyjściowa takiego układu jest ogromna - pracuje on jako źródło prądowe bliskie ideału.
Powoduje to oczywiście doskonałe rozstrojenie wszystkich zwrotnic, filtrów i obudów.
Można zaprojektować głośniki do takiego wzmacniacza (vide Nelson Pass), ale oba takie urządzenia będą skrajnie niekompatybilne.
Niestety, klapa.
A peltier służy raczej temu, aby wyprowadzić dużą energię z jednego punktu na większą powierzchnię, tak jak to ma miejsce np. w procesorze.
Do tranzystorów, które są względnie duże i przy większej ich ilości dają się dogodnie rozmieścić na dużej powierzchni radiatora takie rozwiązanie nie ma żadnego uzasadnienia.
...biorąc wstępnie pod uwagę peltiera myślałem, że nie ma różnicy między tym czy układ chłodzący widzi tranzystor czy mikroprocesor w sensie wymiarów, temperatur i funkcji jaką ma pełnić...
Chcę wrócić do TG. Impedancja widziana od strony kolektora wynosi 8 omów (trafo ma przekładnię 1:1). W czym upatrujecie zgubny wpływ dużej impedancji wewnętrznej tranzystora jako źródła prądowego?
jeszcze jedno... po prostu myślałem, że dla tranzystora to wszystko jedno, czy w kolektorze widzi opornik, czy impedancję obciążenia przetransformowaną od wyjścia na stronę pierwotną. Przecież ten układ to absolutna, pierwotna klasyka wielu układów tranzystorowych pracujących w klasie A. Najzwyczajniej wyznaczyłem na charakterystyce tranzystora krzywą obciążenia w optymalnym punkcie i to wszystko. Dlaczego klapa?
Waldemar Dekański pisze:W czym upatrujecie zgubny wpływ dużej impedancji wewnętrznej tranzystora jako źródła prądowego?
Ano w tym, że przy konstruowaniu wszelkich zespołów głośnikowych zakłada się bądź sterowanie napięciowe, bądź w bardziej zaawansowanych projektach skończenie małą rezystancję wyjściową wzmacniacza.
Popatrz na przebieg impedancji przeciętnego zepołu głośnikowego. Sterując go ze źródła prądowego otrzymasz proporcjonalne nierówności charakterystyki promieniowania.
Nie do zaakceptowania.
Różnica jest ogromna, albowiem triody mają przeważnie niską oporność wewnętrzną – wartość napięcia na anodzie ma duży wpływ na wartość prądu anodowego. W przedstawionym przez Ciebie układzie, wartość napięcia na kolektorze tranzystora nie wpływa specjalnie na napięcie występujące na emiterze, a to właśnie od tego napięcia zależy prąd płynący przez tranzystor.
Mamy tu wiec do czynienia z klasycznym źródłem prądowym (sterowanym napięciem bazy) o bardzo dużej impedancji wewnętrznej, która przez transformator głośnikowy przekłada się na dużą impedancję "widzianą" przez zestaw głośnikowy.
Przedstawiony układ jest podobny do pentody bez sprzężenia zwrotnego z obciążeniem w anodzie. Takiego układu nie stosuje się w hi-fi właśnie ze względu na rezystancję wyjściową. W tranzystorze będzie jeszcze gorzej, gdyż rezystancja wewnętrzna w porównaniu do rezystancji obciążenia jest jeszcze większa.
W triodzie mamy sytuację zupełnie odmienną, gdyż zazwyczaj rezystancja wewnętrzna już bez sprzężenia wrotnego jest mniejsza od rezystancji obciążenia.
Nie bez powodu podaje się taki parametr, jak współczynnik tłumienia, który wynosi Ro/ri.
Wynik na poziomie 10 jest uznawany za niski. Moje hybrydy uzyskują okolice 40, natomiast wzmacniacze tranzystorowe z silnym USZ często osiągają poziom kilkuset.
Tutaj mamy współczynnik tłumienia daleko, daleko mniejszy od jedności
...cóż widzę, że zawiodło mnie rozumowanie intuicyjne. Dotąd myślałem, że transformator jest elementem, który wnosi silne tłumienie głośnika. Wyobrażałem sobie, że uzwojenie wtórne zwiera cewkę głośnika, będąc rezystorem czynnym o bardzo małej wartości (np. 0,1 oma) i że wszystko co jest na zaciskach cewki głośnika dołączone równolegle do niego ma znaczenia drugorzędne, że jest prawie idealnym źródłem napięciowym...
Niestety, za dobrze by było. To, co mówisz jest prawdą tylko dla prądu stałego, czyli w zakresie kiedy transformator z definicji nie działa.
Gdyby tak było, to Twój tranzystor też nie widziałby głośnika, tylko zwarcie uzwojeniem pierwotnym.
W rzeczywistości rezystancje uzwojeń transformatora (obu, zgodnie z przekładnią) dodają się do rezystancji wewnętrznej wzmacniacza. Dlatego układ z transformatorem będzie miał niższy współczynnik tłumienia, niż analogiczny układ OTL.
Polecam zawiesić na chwilę oko na schematach zastępczych elementów.
Swoją drogą dziwi mnie, że mając układ tak długo i decydując się na prezentację, nie pokusiłeś się o jeden z podstawowych pomiarów poprzestając na intuicji.
Oscyloskop prawdę Ci powie
ps. Godzina 4:32. Chwila przerwy na kawę, bo zacząłem przysypiać nad nową wersją hybrydy. Premiera niebawem
Piotr, czy rozważałeś możliwość zastosowania w swoich układach (hybrydowych) tranzystorów lateralnych. Mają one bez porównania większą stałość transkonduktancji w funkcji prądu drenu, dzięki czemu lepiej nadają się do wzmacniaczy audio. Dzięki swoim cechom wprowadzają mniejsze zniekształcenia nieliniowe sygnału. Ich transkonduktancja jest co prawda mniejsza niż zwykłych tranzystorów Mosfet, ale przy sterowaniu stopniem lampowym, oraz zastosowaniu pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, nie stanowi to większego problemu.
Ja użyłem je w swoim ostatnim wzmacniaczu. Muszę jeszcze nad nim popracować, bo dzięki zastosowaniu kilku pętli sprzężeń (w tym typu bootstrap) układ nie jest jeszcze w pełni stabilny (lubi się czasem wzbudzić). Jego dopracowanie zostawiam sobie jednak na długie zimowe wieczory, bo obecnie zupełny brak czasu nie pozwala mi się nim zająć
Pozdrawiam,
Romek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Szczerze mówiąc jeszcze nie miałem tych elementów na warsztacie.
Wysoka transkonduktancja jest jednak dla mnie jak najbardziej pożądana, gdyż nie używam sprzężenia zwrotnego, bądź jest ono bardzo małe. Z drugiej strony nie wiem, czy w przypadku wtórnika wzrost liniowości stopnia byłby zauważalny.
W każdym razie jest to ciekawe pole do eksperymentów.
Na razie dziwi mnie trochę to, że moje hybrydy zawsze wykazują minimum zniekształceń w funkcji częstotliwości w okolicach 10kHz, a więc w zakresie, w którym nieliniowości pojemności wejściowej stopnia mocy powinne już dawać się we znaki.
...cóż, plama ze współczynnikiem tłumienia jest nie do wybaczenia - tulę uszy... Ale z innej beczki. Jak zaznaczyłem na wstępie tego wątku, chciałem się zmierzyć z prostą, klasyczną konstrukcją, mając świadomość jej teoretycznych niedoskonałości i, proszę tego nie brać za maniakalny upór, jednak obroniła się w odsłuchach. Swego czasu przesłuchiwałem na tym wzmacniaczu porządną płytę testową i nie powiało grozą... Na co dzień nie robię takich układów. Kończę wątek.
Pozdrawiam.
Polecam wspólny kolektor jako stopień mocy, tak samo jak eksperymety z tranzystorami polowymi. Tranzystory bipolarne nie są najlepszym partnerem dla lamp.