Witam ponownie, bardzo serdecznie dziękuję za odpowiedzi a szczególnie Jasiowi, bo jest wyczerpująca, fachowa, i jest właśnie nieskażona audiofilstwem.Jasiu pisze: Oczywiście zarówno na lampach, jak i tranzystorach da się zrobić (i nie jest to jakoś okropnie trudne) wzmacniacze, które będą wprowadzały zniekształcenia mniejsze niż możliwe do wykrycia "na słuch" - przy dobraniu do nich sensownych kolumn będą oczywiście nierozróźnialne.
Co rozumiem przez "lampowe brzmienie" ? Właśnie nie rozumiem, dla tego pytam. Termin ten jest tak powszechny właściwie wszędzie gdzie szukałem informacji na temat dobrych końcówek mocy audio że postanowiłem sprawdzić cóż to takiego.
Spadł mi kamień z serca, bo już bałem się, że też zachoruję jak mój przyjaciel na lampofilię. Oczywiście nie mam nic przeciko lampom ale wszystko musi być w granicach zdrowego rozsądku. Lubię posłuchać dobrej muzyki (jazz i nie tylko) w dobrej jakości, sprzęt mam powiedzmy taki sobie i mam w planie sprawienie mu (wzmacniaczowi z diorowskiej wieży) nowych bebechów już od dłuższego czasu. A po wypadku mojego przyjaciela wstrzymałem się do czasu wyjaśnienia lampowego fenomenu.
Teraz już mogę powiedzieć, że jednak "lampowca" odłożę na później. Najpierw dokończę wymieniać wnętrzności mojemu wzmacniaczowi, końcóweczkę zmontuję na dobrych scalonych mosach i skonfrontuję to z owym cacuszkiem, którego słuchać raczył był mój przyjaciel. Teraz całkiem świadomie, bez kompleksów i metafizyki. A jak lampowiec będzie lepszy (czyli całkiem subiektywnie na ucho będzie przyjemniejszy dźwięk wydawał) to sobie takowy zmontuję.
