
Jakub w takim razie będzie ustawione co do 0,01V.
Dzięki Koledzy za wyjaśnienia.
Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd, Einherjer, OTLamp
Zważ ponadto jak potrafiły różnić się prądy żarzenia wśród lamp tego samego typu przeznaczonych do żarzenia równoległego, lub napięcia żarzenia w przypadku żarzenia szeregowego. W konsekwencji różniła się też nieco moc żarzenia a tym samym temperatura katody. A jednak lampy w telewizorach trwały całymi latami, jeżeli któraś z nich się uszkadzała - to najczęściej w układzie odchylania poziomego w wyniku przebicia trnasformatora WN lub innych drastycznych awarii.kubafant pisze: ↑śr, 6 marca 2019, 15:39 A czy to apteka? Cóż, w czasach świetności lamp nikt się z tym nie bawił: żarzenie miało takie odchyły jak napięcie sieci. Tylko że wtedy lampy były w bieżącej produkcji i można je było bez problemu dostać. Może więc dzisiaj warto pochylić się nad tym zagadnieniem? 5% dokładność jest wystarczająca, jeżeli chodzi o większość producentów. Ruscy dopuszczali czasem 10%.
W punkt!Tomek Janiszewski pisze: ↑czw, 7 marca 2019, 09:23 Jak czytam o stabilizacji, przełączaniu biegunowości żarzenia, ustawianiu napięcia z dokładnością do 10mV to się zastanawiam kiedy doczekamy się pirometrycznej stabilizacji temperatury katody dla każdej lampy z osobna, oczywiście sterowanej przez mikrokontroler określający optymalną jej wartość z uwzględnieniem bieżącej wartości prądu anodowego a może i pola magnetycznego Ziemi. A tymczasem o samym wzmacniaczu ani widu ani słychu, mimo że to on najsilniej dopomina się zgodnych ze zdrowym rozsądkiem modyfikacji.
Raczej "w płot" ("kółeczko" wzajemnej adoracji?). Nie można wszystkiego uogólniać. Zamiana biegunów zasilania zalecana była dla lamp bezpośrednio żarzonych, z katodami nawęglanymi, torowanymi, zasilanych napięciem stałym, w przypadku których dla uzyskania dużej trwałości lamp należało utrzymywać napięcie żarzenia z dokładnością nie gorszą od ±3% (wiedza ogólnie dostępna). Mamy taką dokładność w sieci 230 V? Czy łatwiej stabilizować napięcie zmienne, czy może stałe? Przy zasilaniu napięciem stałym bardziej obciążona jest ta część katody, która ma niższy potencjał względem anody i siatki, więc dla zapewnienia w miarę równomiernego zużywania się lampy należałoby co jakiś czas zamienić bieguny na grzejniku, będącym zarazem katodą, lub przełożyć lampy między podstawkami, w których celowo odwrócone zostały bieguny zasilania grzejnika. Nie twierdzę, że w opisanym w tym wątku wzmacniaczu stabilizacja jest konieczna, czy choćby tylko wskazana, ale nie można do jednego "worka" wrzucać wszystkich możliwych przypadków wzmacniaczy lampowych i kategorycznie potępiać stosowanej dla nich stabilizacji napięć...kubafant pisze: ↑czw, 7 marca 2019, 11:18W punkt!Tomek Janiszewski pisze: ↑czw, 7 marca 2019, 09:23 Jak czytam o stabilizacji, przełączaniu biegunowości żarzenia, ustawianiu napięcia z dokładnością do 10mV to się zastanawiam kiedy doczekamy się pirometrycznej stabilizacji temperatury katody dla każdej lampy z osobna, oczywiście sterowanej przez mikrokontroler określający optymalną jej wartość z uwzględnieniem bieżącej wartości prądu anodowego a może i pola magnetycznego Ziemi. A tymczasem o samym wzmacniaczu ani widu ani słychu, mimo że to on najsilniej dopomina się zgodnych ze zdrowym rozsądkiem modyfikacji.![]()
Swoje kółeczko wzajemnej adoracji masz w Kąciku audiofilskim. Nawet Piotr takiego się nigdy nie dorobił.
A kto to coś wrzucał do jednego worka? Nic mi nie wiadomo aby ten wzmacniacz miał w przyszłości wykorzystywać lampy bezpośrednio żarzone z katodami torowanymi, którym zresztą nikt nie zmieniał biegunów lecz żarzyło się je napięciem przemiennym, niekiedy nawet trójfazowym, częstokroć stabilizowanym przy użyciu np. stabilizatorów magnetycznych a w razie potrzeby stosowało złożone układy kompensacji przydźwięku. Autor tematu nie skarżył się też na mieszkanie w pamiętającym jeszcze Niemca familioku gdzie wieczorami spada napięcie w gniazdku poniżej 200V. Zwykle jednak napięcie jest nieco wyższe od znamionowego, a i transformatory dysponują pewnym zapasem napięcia, toteż w przytłaczającej większości wypadków sprawę załatwi jeden wspólny dla wszystkich lamp 6,3V rezystor w obwodzie żarzenia, indywidualnie dobrany. Tymczasem początkujący Autor brnie w błędne przeświadczenie jakoby bez precyzyjnej stabilizacji wszelkich możliwych napięć z lampami ani rusz, a mentorstwo jakie uprawiasz nie tylko w tym temacie tylko go w tym utwierdza.Nie można wszystkiego uogólniać. Zamiana biegunów zasilania zalecana była dla lamp bezpośrednio żarzonych, z katodami nawęglanymi, torowanymi, zasilanych napięciem stałym, w przypadku których dla uzyskania dużej trwałości lamp należało utrzymywać napięcie żarzenia z dokładnością nie gorszą od ±3% (wiedza ogólnie dostępna). Mamy taką dokładność w sieci 230 V? Czy łatwiej stabilizować napięcie zmienne, czy może stałe? Przy zasilaniu napięciem stałym bardziej obciążona jest ta część katody, która ma niższy potencjał względem anody i siatki, więc dla zapewnienia w miarę równomiernego zużywania się lampy należałoby co jakiś czas zamienić bieguny na grzejniku, będącym zarazem katodą, lub przełożyć lampy między podstawkami, w których celowo odwrócone zostały bieguny zasilania grzejnika. Nie twierdzę, że w opisanym w tym wątku wzmacniaczu stabilizacja jest konieczna, czy choćby tylko wskazana, ale nie można do jednego "worka" wrzucać wszystkich możliwych przypadków wzmacniaczy lampowych i kategorycznie potępiać stosowanej dla nich stabilizacji napięć...
Tomek Janiszewski pisze: ↑czw, 7 marca 2019, 22:19 Ale ktoś już kiedyś na którymś z forum napisał na mój temat: mam umiejętność bicia się w stylu wytrawnego judoki, kierując ataki wymierzone we mnie w stronę atakującego. Z pewnością niektórych dyskutantów pewnej specyficznej kategorii bardzo to musi boleć.
Tomku, brawo, jesteś najlepszy i mówię to całkiem szczerze. Udało Ci się mnie doprowadzić niemal do stanu przedzawałowego, co możesz uznać za swój ogromny sukces, gdyż nikomu wcześniej nawet nie udało się zbliżyć do tego etapu (myślę, że odczuwasz teraz wielką satysfakcję). Nie pamiętam bym kiedykolwiek, w szkole podstawowej, w technikum, czy na studiach wyższych, odczuwał aż taki stres, taki dyskomfort psychiczny i całkowitą niemoc, jak podczas czytania i próby odniesienia się do Twoich wypowiedzi na Forum. Przyznam, że nie doceniałem Cię wcześniej, a jesteś prawdziwym geniuszem w wyszydzaniu, wyśmiewaniu i gnębieniu innych. Byłbyś świetny (a może i jesteś) w doprowadzaniu ludzi do stanów lękowych, poważnych depresji, ciężkiej utraty zdrowia czy nawet podejmowania się prób samobójczych. Potrafisz zniszczyć każdy zapał w człowieku, zgasić w nim każą pasję, z jaką wcześniej podchodził do konstruowania różnych urządzeń. Szczególnie gdy czyjeś poglądy i przekonania nie pokrywają się dokładnie w 100% z Twoimi własnymi. Mając prawie 50 lat doświadczenia w elektronice, której poświęciłem całe swoje życie, udowodniłeś mi, że chyba zupełnie się na tym nie znam, choć od kilkudziesięciu lat poświęcałem tej pasji po kilkanaście godzin dziennie, nie robiąc sobie żadnych przerw w święta, wolne (dla innych) weekendy, czy w letnie okresy urlopowe. Starałem się zgłębiać wiedzę gdy tylko miałem na to czas (elektronika, fizyka i ogólnie technika są dziedzinami ogromnymi, których człowiek nie jest w stanie zgłębić w pojedynkę, gdyż życie okaże się zbyt krótkie. Nie poprawią mi już mojego samopoczucia dziesiątki listów z podziękowaniami i uznaniem, które przez lata dostawałem od pracowników różnych instytutów naukowych i uczelni technicznych, którzy w ten sposób postanowili pokazać mi, że o mnie pamiętają i bardzo mnie szanują, za to co kiedyś robiłem. Oczywiście po Twoich wypowiedziach nie ma to już żadnego znaczenia. W moich oczach jesteś jak nowotwór złośliwy, który jak się już pojawi, to nie odpuści, aż człowiek nie padnie. Mnie właśnie się odechciało wszystkiego, co w życiu ceniłem, więc możesz już triumfować i otwierać szampana...Tomek Janiszewski pisze: ↑czw, 7 marca 2019, 22:19 Co do natomiast pyskówki - tu już nie ja zaczęłem tę wojnę. Nazwałbym to nawet nie pyskówką, ale bezsilnym przysrywaniem. Ale ktoś już kiedyś na którymś z forum napisał na mój temat: mam umiejętność bicia się w stylu wytrawnego judoki, kierując ataki wymierzone we mnie w stronę atakującego. Z pewnością niektórych dyskutantów pewnej specyficznej kategorii bardzo to musi boleć. Gdyby zaś obecnie odezwal się Autor - na pewno mu nie przysram, tylko cierpliwie wytłumaczę wszystko od początku.
Zgadzam sie z przedmowca.