A jednak takie jednotranzystorowe wzmacniacze były fabrycznie budowane. Oto właśnie przyniesiony ze strychu pH-metr wykonany przez MERA-ELWRO (na froncie obudowy) i MERA-ELMAT (płytka drukowana). Jak widać, jest to wyrób wykonany na licencji POLYMETRON. Wprawne oko wypatrzy jeden jedyny tranzystor (a wręcz element półprzewodnikowy) w tym układzie. Urządzenie wymagało symetrycznego zasilania z baterii (chyba dwie 3- woltowe baterie rtęciowe) , zaś kompensacja temperaturowa sondy pH była ręczna

. Data produkcji- nie wcześniej jak styczeń 1977 r- z tej daty pochodzi polski rezystor 10- obrotowy, jedyny element z którego mogę odczytać datę. Proszę zwrócić uwagę na wsad dewizowy: 4 helitrymy, jeden potencjometr (do kompensacji temperatury sondy pH) i...tranzystor 2N3822
Sięgnąłem i ja do biblioteczki, w której są dwa wydania "nowoczesnych zabawek" z 1974 i 1976 r. Na pierwszych stronach książki jest informacja, że książka jest zatwierdzona przez Ministerstwo Oświaty (pismo P3/278/62). Oznacza to, że zatwierdzenie dotyczyło pierwszego wydania, "lampowego".
Miałem je kiedyś w rękach i rzeczywiście wydawało się przyjaźniejsze niż późniejsze wersje. Z adnotacji w książce można przeczytać, że w 1969 r. książka była wyróżniona przez Stowarzyszenie Elektryków Polskich w konkursie na najlepszą książkę z zakresu elektryki napisaną i wydaną w kraju w latach 1959-1968.
Jako młody chłopak próbowałem z tej książki (miałem wtedy granatowe wydanie, które się rozleciało) zrobić kilka układów. Uruchomiłem nieliczne i nie zawsze byłem z nich zadowolony. Za przykład udanego uruchomienia może służyć magnetofon zabawkowy z rys.5.1 (wydanie 1974 i 1976). Natomiast żaden ze wzmacniaczy z rys.4-21 (nie próbowałem ostatniego układu z transformatorem, bo nie miałem) mnie nie zadowalał. To samo się tyczyło wzmacniacza wycieczkowego. Faktycznie, większość z układów, choć wydawałoby się bardzo prostych sprawiała problemy, bo po prostu nie miała prawa działać. Przeglądając dziś zawartość książki stwierdzam, że za wiele z tych układów się nie brałem choćby z tego względu, że żądały one wielu źródeł zasilania.
Niektóre stanowiły przedmiot pożądań- jak przystawka do telewizora zamieniająca go w oscyloskop. Nigdy jej jednak nie uruchomiłem

. Po latach zobaczyłem, że dokładniejszy opis tej przystawki był w jednym z numerów pisma "Radioamator i Krótkofalowiec" i był to układ wzorowany chyba na opracowaniu ... radzieckim. Książka, jako zbiór pomysłów była dość ciekawa i pobudzała wyobraźnię. Natomiast rozwiązania układowe w wielu przypadkach były nietrafne. Weźmy jako przykład automat do ładowania akumulatorów (rys.4-16 z wydania z 1974 r. i 1976 r.). Nie wnikając już w poprawność tego układu, nie chciałbym go budować, choćby z uwagi na konieczność stosowania baterii, która tam występuje. Takich układów z dziwnym, niepraktycznym sposobem zasilania jest całe mnóstwo i one z definicji nie były dla mnie atrakcyjne. Natomiast niektóre z metod sprawdzania elementów z tej książki przydały mi się swego czasu. W moim przekonaniu za dużo w książce było pomysłów, a za mało rzetelnych konstrukcji i ich opisów.
Trzeba jednak powiedzieć i parę słów na obronę tej książki. Warto zauważyć, że elementy nie były dostępne tak jak dzisiaj. To zapewne jeden z powodów, dla których autor wypróbował tylko część układów. O wiele bardziej udane pozycje mogli pisać późniejsi autorzy, mający niejako z definicji dostęp do elementów. Przykładowo, znany niektórym Zdzisław Tkaczyk, jako pracownik PIE (po 1972 r. w strukturach UNITRA- CEMI) miał za zadanie tworzyć różne aplikacje dla produkowanych przez CEMI elementów. Siłą rzeczy miał więc do nich dostęp i dużo czasu na zabawę tymi elementami.
Na zakończenie, wydaje mi się, że Janusz Wojciechowski był żołnierzem armii Andersa, który zdecydował się na powrót do kraju. Zastrzegam, że to informacja niesprawdzona i nie jestem teraz pewien, kto mi to powiedział.