Romekd pisze: ↑pt, 8 czerwca 2018, 20:38
W tych dwóch wypowiedziach widać, że znasz przeznaczenia pewnych elementów w tranzystorowych wzmacniaczach dość oględnie. Szybkie bezpieczniki, włączone między wyjściem końcówki mocy a gniazdami na kable głośnikowe nie są tylko po to by zabezpieczyć głośniki niskotonowe na wypadek usterki wzmacniacza, choć i taką rolę w pewnych sytuacjach mogą spełniać, a po to by zabezpieczyć tranzystory mocy w przypadku zwarcia kabli głośnikowych lub awarii zespołu głośnikowego
No po prostu w szoku jestem

Na jakiej postawie zakładasz że nie stosuję
elektronicznych ograniczników na wyjściu wzmacniacza? Bo takie ograniczniki wprowadzają zniekształcenia nieliniowe, wzrastające w miarę jak prąd wyjściowy wzmacniacza rośnie zbliżając się do założonej wartości maksymalnej? Znam ten argument, i dlatego z pełną świadomością stosuję
mostkowe układy zabezpieczające. Przy symetrycznym zasilaniu końcówki mocy są one niewiele bardziej skomplikowane niż proste ograniczniki prądu wyjściowego. Przytoczę
nieśmiertelny schemat wzmacniacza mocy
na dwuenkach z MT aby było wiadomo o co chodzi; na tym schemacie oparłem zresztą swój wzmacniacz 2 x 40W uzupełniając go o parę istotnych rzeczy, zwłaszcza źródło i lustro prądowe w stopniu różnicowym. I oczywiście projektując zupełnie inne płytki, tak aby końcowe tranzystory (BDY58) można było wlutować od strony druku bez pośrednictwa kabli:
https://mlodytechnik.pl/files/kfp/78-nw ... j_mocy.pdf
Obecność diod D6 i D7 oraz rezystorów R18 i R19 przekształca prosty ogranicznik prądu wyjściowego w układ reagujący nie tyle na prąd, lecz na impedancję obciążenia. Póki impedancja jest większa od założonej wartości (nieco mniejszej od impedancji znamionowej) wzrost prądu obciążenia przy wzrastającym poziomie sygnału skutkuje zatykaniem a nie otwieraniem tranzystorów zabezpieczających T6 i T7, i o pojawieniu się zniekształceń nie może być mowy. Za to przy zmniejszeniu impedancji obciążenia poniżej krytycznej wartości (a zwłaszcza przy zwarciu wyjścia) tranzystory T6 i T7 otwierają się i to przy prądzie wyjściowym zdecydowanie mniejszym od tego, jaki zdolny jest dostarczyć wzmacniacz przy znamionowym obciążeniu, co zmniejsza moc traconą w tranzystorach mocy w porównaniu ze wzmacniaczem zabezpieczonym prostym ogranicznikiem prądu. Typowa charakterystyka z podcięciem (f
oldback).
Nie wierzę abyś nie znał tego układu, i jego obydwu wymienionych wyżej zalet.
Że co mianowicie, masz teraz ochotę powiedzieć że układ ten ma również swoją bardzo poważną wadą o których jeszcze nie wiem, i dlatego znający się na rzeczy unikają stosowania tego równiez i takiego zabezpieczenia preferując szybkie bezpieczniki topikowe oraz przekaźniki (w których 100% skuteczność zresztą i tak nie wierzę!)? Otóż wyobraź sobie że wiem, i zrozumienie jej, a następnie znalezienie sposobu jej zlikwidowania kosztowało mnie niemało nerwów. No bo jak wytłumaczyć fakt że zwyczajny szerokopasmowy głośnik GDS16/15, grający niby całkiem normalnie - podczas odsłuchu
niektórych utworów (zwłaszcza zespołów Boney M. , Eruption, a może Goombay Dance Band; nie pamiętam którego dokładnie w tych okolicznościach słuchałem kilkadziesiąt lat temu, ale na pewno któregoś z nich, zatem można się ze mnie śmiać, -
Już można! jak to
Kolega Fedorowicz mawiał

) - generuje ostre
strzały, zupełnie jakby kabelek gdzieś się oberwał, i trzymał się tylko na styk, tracąc na krótki czas kontakt w szczególnie głośnych fragmentach audycji. Po dość długim czasie dotarło do mnie że uruchomić zabezpieczenie pzwar tego typu może nie tylko spadek impedancji obciążenia poniżej znamionowej, ale także
szybki jej wzrost w funkcji częstotliwości. A przecież GDS16/15 mający dużą indukcyjność pasożytniczą taki właśnie wzrost wykazuje. W mig wszystko stało się oczywistym: w takim wypadku przesunięcie fazy między prądem a napięciem na obciążeniu staje się tak duże, że spadek napięcia na rezystorach R16 i R17 (uzależnione od napięcia na obciążeniu) nie jest w stanie należycie skompensować napięcia odkładającego się na rezystorach odpowiednio R22 i R23 (uzależnionego od prądu w obciążeniu). Stąd nagłe i nieoczekiwane otwieranie się T6 i T7, zatykanie przewodzących tranzystorów końcowych (symulacja jaką przeprowadziłem wiele lat później wykazała wręcz że dochodzi wówczas do jednoczesnego otwarcia się przeciwnego tranzystora, który dopiero co był zatkany), a w konsekwencji przerażające
strzały. Środek zaradczy okazał się równie prosty jak przyczyna: wystarczyło zbocznikować głośnik obwodem Zobla zawierającym rezystor zbliżony do impedancji znamionowej głośnika, oraz nietypowo dużym kondensator, kilka uF. Tak aby impedancja zbocznikowanego w ten sposób głośnika stała się w miarę równomierna. I strzały zniknęły! Oczywiście, alternatywą mogło być zastąpienie rezystora głośnikiem wysokotonowym, wspomagającym GDS-a w zakresie wyższych częstotliwości. Rozumiesz teraz dlaczego na każdym kroku podkreślam że wysoce wskazanym jest aby zwrotnica zapewniała nie tylko właściwy rozdział sygnału między głośniki, ale też aby impedancja zespołu głośnikowego była w miarę wyrównana, i w
pod żadnym pozorem nie spadała poniżej znamionowej nawet dla ograniczonego przedziału częstotliwości? Jak na razie jednak moje apele pozostają zwykle
wołaniem na puszczy. Co zaś się tyczy zakresu rezonansu GDN, gdzie jak wiadomo impedancja zespołu także rośnie, to jak dotąd nie stwierdziłem aby mogło to wywołać opisane wyżej negatywne zjawiska, przynajmniej gdy chodzi o głośnik obciążony akustycznie, wmontowany do właściwie obliczonej i w razie potrzeby wytłumionej obudowy, a nie o wytwór chorej wyobraźni konstruktorów firmy JAMO (aczkolwiek przy znacznym współudziale klientów skłonnych do zakupu takiego barachła) zwany
bezpodstawnie dipolem.
Dziesiątki razy widywałem spalone bezpieczniki i ocalone przed zniszczeniem stopnie mocy (klientom zwierały się druciki w kablach głośnikowych). Tego typu bezpieczniki występowały w wielu modelach wzmacniaczy i amplitunerów, produkowanych przez DIORĘ. Gdy u mojego kolegi w amplitunerze AT9100 zaczęły stopniowo padać tranzystory w stopniu mocy, kilkakrotnie przepaleniu uległy szeregowe bezpieczniki (typ szybki, o dopuszczalnym prądzie 2,5 A). W końcu kolega "naprawił" je drutem Cu 0,5 mm i uszkodziły się tranzystory końcowe (dostały zwarcia), przepalił się jeden z rezystorów emiterowych w obwodzie tranzystorów wyjściowych i pełne napięcie poszło w kolumnę... Oczywiście uszkodziły się głośniki.
A dlaczego by (na okoliczność gdyby tranzystory końcowe uległy zniszczeniu
same z siebie) nie zabezpieczyć głośników bezpiecznikami topikowymi włączonymi nie w przewód wyjściowy lecz w zasilanie końcówki mocy (o ile wręcz nie w kolektory tranzystorów końcowych)? Nie ochronią one wówczas wzmacniacza przed następstwami zwarcia na wyjściu, ale to zadanie należy do ogranicznika elektronicznego. Ponadto warto sobie przypomnieć z elektroenergetyki o takim skutecznym i praktycznym
wynalazku jak
różnicówka. W tym wypadku czujnik kontrolowałby przepływ prądu wyrównawczego między masą a środkiem uzwojenia wtórnego w transformatorze wyjściowym. Przy dużej pojemności kondensatorów filtrujących prąd ten jest niewielki, wynikający ze skończonej pojemności tych kondensatorów oraz ewentualnej asymetrii obciążenia połówek zasilacza (np. niesymetrycznie zasilane stopnie wstępne, ewent. radio). W razie przebicia któregoś z tranzystorów końcowych stały prąd wyrównawczy rośnie do wartości mierzonej w amperach, w wyniku czego przekaźnik wyłączy
zasilanie wzmacniacza, np. od strony sieci. No a wpływu różnych
ciał obcych w obwodach zasilania na zniekształcenia sygnału może jednak póki co nie będziemy traktować poważnie, bez względu na to co
audiofilscy szpece od kabli zasilających sobie w tym momencie o nas pomyślą?
Przyznam że takiego zabezpieczenia w swoim wzmacniaczu nie przewidziałem, zawierzając producentowi BDY58 że SOAR został podany rzetelnie, i nie mam podstaw obawiać się o zniszczenie tranzystorów podczas pracy a nawet zadziałania bezpiecznika elektronicznego przy zwarciu. Jak na razie (odpukać!) nic złego się nie stało.
Wracając jeszcze do przekaźników sygnałowych, to nie istnieją lepsze od nich elementy w przełączniku źródeł sygnału, obwodach "MUTE" czy LOUDNESS. Styki przełączników przeważnie pokryte są warstwą srebra, a ta przy dostępie powietrza szybko pokrywa się warstwą siarczku srebra. W używanym przeze mnie w testach wzmacniaczu to właśnie ta warstwa spowodowała wzrost zniekształceń nieliniowych o dwa rzędy wielkości. Zamiast przełączników idealne zdają się być hermetyczne miniaturowe przekaźniki ze złoconymi stykami. Nie ma od nich lepszych elementów w tym zastosowaniu.
Ale które przekaźniki masz tym razem na myśli? Wejściowe? Chyba naturalnym jest stosowanie w tym miejscu tanich i prostych w zastosowaniu kontaktronów (najlepiej złoconych), o ile nie chcemy bawić się w klucze FET, które zresztą także mi się sprawdziły.
Pisząc o braku odpowiedzi na kilka moich wypowiedzi miałem na myśli również inne wątki, w których poruszyłem zagadnienia związane z wyraźnym słyszeniem przesunięć fazowych między poszczególnymi składowymi sygnału audio we pojedynczym kanale (sygnał MONO), oraz znaczenie polaryzacji sygnału na zmianę brzmienia dźwięku ("faza absolutna") również w sygnale monofonicznym. Były to tematy wyjątkowo "niezręczne" dla zagorzałych "pogromców" audiofilów z naszego Forum (w obu tematach miał odwagę wypowiedzieć się tylko Kol. przemak...).
Nie wiem czym zawodowo zajmuje się Kol. przemak, ale fizjologiem to ja niestety nie jestem, więc nie chciałem zbyt głęboko brnąć w tematy na które nie mam dostatecznej wiedzy. Ale
przyparty do muru pozwolę sobie wygłosić hipotezę że sygnały próbne jakie stosowałeś (pojedyncze jednokierunkowe impulsy) oddziaływały nie tylko na zmysł słuchu, ale i
dotyku, może nawet również za pośrednictwem błony bębenkowej. I ten właśnie zmysł pozwolił na odróżnienie biegunowości impulsów. Jednak realny sygnał akustyczny takich czysto jednokierunkowych impulsów nie zawiera, a te które występują są na tyle zakłócone impulsami wstecznymi (a najpewniej wręcz cała serią gasnących, naprzemiennych impulsów), że zmysł dotyku traci orientację, natomiast słuch nie jest w stanie odróżnić nadciśnienia od podciśnienia, i stąd powszechne i być może zgodne z rzeczywistością przeświadczenie że bezwzględna faza sygnału akustycznego znaczenia nie ma.
Czy taka próba wyjaśnienia wyników Twoich eksperymentów Cię satysfakcjonuje?
Pozdrawiam
Tomek