Tiaa... I znowu wszystko zgodnie z prawem, bez naruszenia przepisów, a jakże. Znowu właściciel nie miał świadomości o zabytkowości obiektu, czy nawet był wręcz przekonany o jego bezwartościowości (znowu wbrew powszechnej opinii, ale co tam). Z kolei służby konserwatorskie znowu co prawda miały świadomość, że to był zabytek i nawet znowu już prawie prawie wpisały obiekt do rejestru, ale jednak jakoś znowu zgoda na likwidację się podpisała. I oczywiście znowu te służby są zaskoczone co znaczy słowo "likwidacja". Na koniec znowu fizyczna likwidacja odbyła się w oka mgnieniu. Budowa dróg w tym kraju trwa w nieskończoność, ale wyburzenia i cięcia dzieją się błyskawicznie, nawet w soboty ludzie do tej roboty przychodzą. A raczej - przeważnie w soboty, to już reguła.
Znowu, znowu, znowu...
A wiecie, że nawet wpisanie obiektu do rejestru zabytków nie chroni go przed zniszczeniem w "majestacie prawa"? Robi się to tak:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... gruzu.html
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34 ... ntarz.html
Można z rejestru obiekt wykreślić i zrobić swoje. Albo "nieznani sprawcy" podpalają kilka razy obiekt i w końcu "no nie ma rady - musimy wyburzyć" - tak było choćby w Toruniu z zabytkową miejską rzeźnią. W tym wypadku żeby było ciekawiej miejski konserwator zabytków tak bardzo bronił tej rzeźni, że aż trzeba było go wykopać - wystarczyło oskarżyć go o zlecanie prac remontowych firmie syna i było po konserwatorze. A wtedy sprawy nabrały właściwego rozpędu.
I możnaby tak pisać i pisać, a za miesiąc znowu w jakiejś lokalnej gazecie pojawi się alarmująca informacja o kolejnej stracie. I znowu żal d... ściśnie.