EL36 i PL36 RFT...

Teoria lamp elektronowych, techniki próżniowe, zagadnienia konstrukcyjne. Nic dodać, nic ująć. Wszystko o lampach.

Moderatorzy: gsmok, tszczesn, Romekd, Einherjer, OTLamp

Zygmunt_mt
125...249 postów
125...249 postów
Posty: 149
Rejestracja: pt, 30 grudnia 2011, 11:33
Lokalizacja: Kraków

Re: EL36 i PL36 RFT...

Post autor: Zygmunt_mt »

Zygmunt_mt pisze:
djivo pisze:Mój przyrząd w pracy to zwykłem 3 zasilacze, jeden z nich to IZS 5/71 od 1V-499V/1A drugi 0-31V/5A, trzeci to zasilacz z dzielnikiem do zasilania siatki lampy, plus dwa mierniki cyfrowe, woltomierz plus amperomierz.
Ale schemat Twój bardzo fajny. Ładnie jest jak to jest wszystko w jednym miejscu.
Dzisiaj można by było się pokusić o przerobienie i zastosowanie zamiast tych mierników wskazówkowych multimetrów.
Były by dużo dokładniejsze pomiary. Ja P-508 używam w domu do małych lamp.
Chociaż duże również można sprawdzić czy działają poprawnie .
Jest wygodny w obsłudze. Można by go jednak w dzisiejszych czasach unowocześnić tylko nigdy nie ma na to czasu.
To ja właśnie tak mam. 3 szt.PMLCDL (przełączane mierzące parametry, jak napisałem wcześniej) po 16 PLN szt. z AVT. Anody i S2 z osobnych MOSFET-ów. Żarzenie ma swój własny transformator 15+15V. Dla małych napięć żarzenia, włączone jest jedno uzwojenie, dla większych dwa szeregowo( nie łączyłem równolegle dla małych napięć, bo napięcia nie są dokładnie równe). Żarzenie jest zasilane prądem stałym, ze względu na łatwiejszą regulację. Można dla dużych prądów żarzenia,"podjeżdżać" z napięciem od 1,25V, do napięcia nominalnego(mała oporność zimnego grzejnika). Wykorzystałem AVT727 dając zamiast LM317, LM350 z dołączonym równolegle tranzystorem PNP odpowiednio wpiętym. "Męczyłem" go z przerwami, chyba ponad 2 miesiące, wielokrotnie zmieniając różne z posiadanych transformatorów, oraz zmieniając układ. Stabilność przy anodowym(S2 również, choć niepotrzebne) dla 300V i prądzie ok.200 mA mam ok.2-3V, czyli bardzo dobrą. MOSFET-y są z dużym zapasem prądu i napięcia, tak by zadziałały wcześniej zabezpieczenia. Gdybym miał jeden odpowiedni transformator to byłoby prościej, ale chciałem wykorzystać, to co miałem. "Wot" i cała filozofia
P.S.Jeśli chodzi o żarzenie, to nie kombinowałem z żadnym źródłem prądowym, bo i po co. Podaję na lampę napięcie takie jakie ma mieć, bez względu na to czy jest to seria stało prądowa, czy też stało napięciowa. W ogóle w tym momencie mnie, to nie interesuje. Gdybym koniecznie chciał sprawdzić prąd żarzenia, to muszę wpiąć ekstra miernik, co oczywiście jest możliwe.Te co są, mierzą: Uż/Us, Ua/Us2, Ia/Is2, a jest ich trzy i dokonują 6-ciu pomiarów i to mnie wystarczy. Jeżeli chodzi o podłączenie lamp, to zrobiłem to, bez żadnego przełącznika. Nie wiem, czy to ja wymyśliłem, czy też gdzieś widziałem, po prostu nie pamiętam. Poszczególne nóżki podstawek lamp, połączone są ze sobą (odpowiednio numerami) i wyprowadzone do oznakowanych tymiż numerami gniazdek bananowych. Napięcia natomiast są wyprowadzone opisanymi przewodami, zakończonymi wtyczkami bananowymi. Wkładając odpowiednią wtyczkę do właściwego gniazda, uzyskuje się potrzebne połączenie. O historiach z oscylacjami lamp, szczególnie odchylania linii wspominałem wcześniej, choć chyba coś innego na to wymyślę. Po ostatnim maratonie z pomiarem prawie 300 lamp, mam na razie ich dość. Ale do tych co pomierzyłem, popodpinałem karteczki, więc to informacja do końca dni ich, lub też.... moich.To tyle co mi się przypomniało. Pozdrowienia Zygmunt_mt