Romekd pisze: ↑ndz, 14 czerwca 2020, 13:40
(...) ale przecież znowu powszechnie wiadomo, że w słuchaniu muzyki nie chodzi jakąś tam muzykę i jej wysoką jakość (ta jest właściwie nieistotna), a o tą całą "ceremonię", polegającą na wyjmowaniu płyt z papierowych opakowań, kopert lub plastikowych woreczków, taśm z chroniących je pudełek, montowanie ich do sprzętu oraz o wsłuchiwanie się w "romantyczne" szmery, szumy i trzaski, towarzyszące mniej już istotnej muzyce.
Erystyka to dziedzina retoryki zajmująca się nieuczciwymi technikami argumentacji. Słynna książeczka Schopenhauera wymienia ze trzydzieści takich technik, które umiejętnej osobie mogą służyć do wygrywania sporów i dyskusji bez względu na prawdę obiektywną.
Chwyt erystyczny, który został tu zastosowany nosi nazwę
reductio ad absurdum. W skrócie polega to na tym, że bierze się argument przeciwnika, przedstawia się go w karykaturalny sposób, deformując jego myśl i przesłanie, doprowadza do skrajności i w ten sposób dewaluuje się go.
Z mojego stwierdzenia, że oprócz perfekcyjnego, matematycznego wręcz odtworzenia muzyki istotną rolę odgrywa otoczka tego procesu, oddziałująca również na inne zmysły wyprowadzono
wniosek, że tylko to jest istotne, a muzyka nie. Jako przykłady przytoczyłem "ceremoniał" związany z odtwarzaniem płyt winylowych, posiadaniem ich kolekcji, dbaniem o nie, itd. Wniosek był taki, że jako całość, mimo obiektywnie gorszych parametrów jakościowych (np. szumowych) potrafi taki nośnik dostarczyć o wiele więcej radości niż np. plik zapisany na twardym dysku komputera.
Adwersarz zredukował całą tę myśl to konstatacji, że muzyka i (zwłaszcza!) jej jakość jest nieważne, a liczą się tylko papierki, koperty, romantyczny szum... cóż można odpowiedzieć na tak postawioną kwestię?
Spróbuję metaforycznie. Weźmy pod lupę wykwintne danie. Można je przyrządzić i spożyć samemu (na pewno wyjdzie taniej!), w swoim pokoju, siedząc w domowym stroju i kapciach. Można je zjeść w dobrej restauracji, w wieczorowym stroju, w przyjemnym towarzystwie, z pięknym widokiem, np. na morze, słuchając pianisty, która gra cichutko z drugiej strony sali, etc., etc. Słowem, w zupełnie innej atmosferze. Pytanie teraz, co jest bardziej istotne, owa atmosfera i odczucia, zbudowane przecież z wrażeń wszystkich zmysłów, czy tylko ów befsztyk, który tak samo leży na talerzu i tu i tu, i zapewne tak samo smakuje. Treść pozostaje ta sama w obu wypadkach.
Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.
Jakub