Cześć!
jacekk pisze:
Przed świętami wykonałem prototyp V2, tym razem jest to mostek Wiena na dwóch tranzystorach zasilający sinusem o częstotliwości około 100Hz scaloną końcówkę mocy TDA2003. Wzmocnienie jest tak ustawione że to co wychodzi na transformator jest sinusem ze ściętymi wierzchołkami, tak że czas załączenia z pełnym wysterowaniem to około 1/3 czasu trwania połówki okresu (mniejsze straty mocy w wysterowanym wzmacniaczu, a przy tym wystarczająca wydajność). TDA zasila uzwojenie wtórne małego TS-a o mocy około 5-10W, pierwotne prostownik pełno okresowy i prosty stabilizator na IRF830 dający stałe napięcie 90V w razie potrzeby możńa je zmniejszyć do 60V przez zwarcie jednej diody Zenera. Zasilanie żarzenia to po prostu LM317 ustawiony na 1,4V z dodatkowym zabezpieczeniem na wszelki wypadek w postaci dwóch diod krzemowych włączonych zaporowo, równolegle do wyjścia stabilizatora. Czyli jak się coś sypnie w stabilizatorze napięcie nie przekroczy 2,2V jednocześnie paląc bezpiecznik 300mA który jest przed stabilizatorem.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeden ciekawy i obecnie śmieciowy element, który można wykorzystać w takim projekcie.
Mianowicie chodzi mi o transformator z magnetowidu lub tunera satelitarnego. Jeśli budujemy zasilacz stacjonarny, to nie musimy oszczędzać na wielkości i wadze.
Transformator taki ma moc około 30-40W i kilka ciekawych napięć np 2x5V, 2x12V, 30-36V (choć tu dużo zleży od konkretnego egzemplarza). Dodatkową zaletą jest fakt, że niektóre egzemplarze całkiem przyzwoicie pracują nawet przy 400-500Hz.
W swoim zasilaczu radioodbiorników bateryjnych użyłem właśnie takiego transformatora. Uzwojenie 2x12V służy mi jako uzwojenie pierwotne. Sterowane jest ono z prostego wzmacniacza tranzystorowego, a generatorem sygnau sinusoidalnego jest LM358. Częstotliwość jest regulowana od 50Hz do 1kHz.
Napięcie, które służyło kiedyś do strojenia varicapów jest powielane do ok. 150V. Dalej jest prosty regulator na mosfecie, który oprócz stablizacji pozwala również na regulację napięcia wyjściowego w zakresie od 45V do 120V. Taki powielacz napięcia sam z siebie ma niewielką wydajność prądową (ok 30mA), stabilizator ma ograniczenie prądowe, wszystko to połączone razem z małym kondensatorem na wyjściu (1uF) powoduje, że nawet niewłaściwe podłączenie przewodów nie powoduje uszkodzenia lampy.
Jeśli transformator ma odczep 110V na uzwojeniu pierwotnym to zamist stosować powielacz można użyć tego uzwojenia.
Stabilizator napięcia żarzenia jest trochę bardziej skomplikowany. Napięcie z uzwojenia 2x5V jest prostowane i filtrowane. Następnie napięcie to jest stabilizowane za pomocą regulatora zbudowanego na wzmacniaczach operacyjnych i tranzystorze mosfet.
Stabilizator ten pozwala na płynną regulację napięcia od 0 do 6.3V oraz prądu od 0.01A do 1A.
Układ posiada dodatkową funkcję. Bez podłączonego obciążenia ( żarników lamp) prąd zostaje automatycznie ograniczony do 10mA. Dopiero po podłączeniu obciążenia (włączeniu radia) prąd narasta stopniowo (ok 10s) do ustalonej wcześniej wartości, co zapobiega udarowi prądowemu zimych żarników lamp.
Stabilizator napięcia anodowego jest włączany dopiero po ok. 10s od osiągnięcia nominalnego prądu żarzenia lamp. Jeśli wcześniej zadziała ograniczenie prądowe w stabilizatorze żarzenia napięcie anodowe nie zostanie włączone.
Do wykonania tak rozbudowanego zasilacza żarzenia skłoniło mnie doświadczenie nabyte przy uruchamianiu radia z 27r zbudowanego na lampach A425 i B403.
Pomiar omomierzem włókna żarzenia lampy B403 wykazał przejście obwodu. Jednak przy pomiarze na mierniku lamp w momencie załączenia napięcia żarzenia (4V) miernik zasygnalizował brak ciągłości oraz zwarcie K-S1. Oględziny lampy potwierdziły wskazania miernika - włókno żarzenia przepaliło się i smętnie zwisało opierając się o siatkę.
Winę początkowo zrzuciłem na ewentualne przygody lampy w transporcie oraz na niewiadomy czas pracy.
Gdy pojawiła się możliwość zakupiłem następny egzemplarz tej lampy. Po otrzymaniu przesyłki, która przebyła 1000km więcej niż poprzednia, ponownie zmierzyłem włókno omomierzem (ok) i emisję na mierniku lamp. Tym razem przy pomiarze emisji napięcie żarzenia zwiększałem stopniowo. Pomiar wykazał prąd anodowy wynoszący ok 80% nominalnej wartości. Radio z nową lampą grało ładnie i stało się małą, chyba najstarszą ozdobą kolekcji. Niestety po którymś kolejnym włączeniu w głośniku zamiast PR1 usłyszałem ciche pyknięcie. Okazało się, że żarzenie w B403 przepaliło się ponownie. Za radą kolegów z forum zastąpiłem B403 lampą 3S4T i radiola gra do dziś.
Teraz, gdy przy okazji remontu Pioniera B zbudowałem ten zasilacz ponownie zacznę szukać B403 by radiola zagrała "w oryginale".
Pozdrawiam
M.