Energia jonów istotnie zależy od przyłożonego napięcia. Ich ilość też, ale wcale nie jest to liniowa zależność. Jest coś takiego jeszcze, jak przekrój czynny na jonizację. Największy jest przy ok. 150V. Dlatego sondy jonizacyjne mają napięcie przyspieszające zbliżone do tej wartości.STUDI pisze: W jednej z mądrych książek - Hennel - autor napisał że katody tlenkowe nie lubią bombardowania jonami dodatnimi. Tych rozpędzonych i celujących w katodę jest tym więcej mim wyższe napięcie podano na elektrody.
Jeśli imamy podejrzenie co do zagazowania to wg mnie na pierwszym etapie odgazowania lepiej nie dawać napięć na elektrody. Oczywiscie mówimy o procesie polepszania próżni a nie wywołania desorpcji gazów.
Pompowanie w fabryce na automacie karuzelowym trwało kilka minut. Lampy schodzące z pompy miały próżnię rzędu 10^-2 Tr, którą "dociągał" getter. Wcześniej jednak detale lamp były wygrzewane w piecach próżniowych-STUDI pisze: Na tym forum można znaleźć wypowiedzi Alka jak to pompował swoje lampy. Jakoś tam nie ma słowa o kilku minutach. Nawet jak jakaś cząsteczka opuści metal, mikę to aby getter ja pochłonął musi do tegoż getteru dolecieć. Po drodze ma często znacznie więcej szans na adsorpcję na elektrodach, mice, szkle. Trochę to się kłóci z tym że poprawę uzyska się po kilku minutach. Bo co jak pogrzejemy anodę na której zaadsorbowały się gazy?
gazów okludowanych zawierały dość mało. W moich warunkach pompowanie przebiega odmiennie. Skala jest laboratoryjna, zaś wygrzewanie detali w piecu próżniowym nie zawsze możliwe. Stąd też dłuższe pompowanie.
Szybkość pompowania getterów jest znaczna. Poprawa próżni zachodzi w czasie kilku sekund.
Pompowanie możliwie krótkie związane było z dużą wielkością produkcji. Trzeba było robić dużo i szybko. Ale paradoksalnie- dbano o niezawodność. Wystarczy przejrzeć prace PIE, by przekonać się, ile robiono praktycznie i teoretycznie w tym kierunku (teoria niezawodności i niezapomniany Szymon Firkowicz).STUDI pisze:
Producenci wygrzewali lampy. (Dziwne co? oni mogli nam nie wolno bo to już szamaństwo). To że robili to możliwie krótko to głównie z powodu kasy czyli kosztów wpływających na cenę lampy. Oni chcieli zarobić na tych lampach jak najwięcej - nie podejrzewałby ich o działalność charytatywną. Blachy i metale używane do budowy elektrod i połączeń powinny być wcześniej wyżarzone. To kosztowny proces. Zakładasz że zawsze to było zrobione właściwie albo jak zrobiono zgodnie z normą zakładową to czy przyjęty czas gwarantował np. zawsze takie samo odgazowanie elektrod? Materiały dostarczane zawsze miały identyczne parametry, skład itd?