Rany ile tekstu, postaram się być rownie kompetentny.
Tak, zgadzam się, że każdy stopień wejściowy ma swoją impedancję i pojemność wejściową,
ale lampy to nie tranzystory MOS, nie mają nanofaradów pojemności wejściowej
i stopnie sterujące nie potrzebuja mieć prądu wyjściowego w amperach.
Nadal nie widzę powodu, aby zdolność wysterowania następnego stopnia rozpatrywać w kategoriach mocy.
Nie wystarczy się posługiwać impedancjami i prądem ?
Wrócę jeszczee do Twojego poprzedniego postu.
Dlaczego wybieranie punktu pracy z dużym prądem spoczynkowym np. układu z uziemioną katodą ma być niepraktyczne ?
Jak w inny sposób mam osiągnąć najmniejsze zniekształcenia w takim stopniu.
Od razu odpowiem Piotrowi, tak, amplituda nie jest wtedy maksymalna, ale przeciez nie zawsze potrzebujesz smigać +- 100V.
Czasem wazniejsze jest, aby wzmacniacz pracował z sygnalami wejściowymi na poziomie 7 V mieędzyszczytowo,
bo maksymalnej amplitudy napięcia wyjściowego potrzebujesz tylko w driverze stopnia końcowego.
Co do napięcia anodowego, to przecież jest to parametr wyjściowy prijektowania,
najpierw określasz napięcie wejściowe i wyjściowe a potem szukasz najbardziej liniowej części charakterystyk
i dopiero stąd dostajesz jakie napięcie anodowe będzie Ci potrzebne.
Jeśli się mylę w moim sposobie myślenia, to proszę mnie poprawić.
Wracając do kosztów.
Duża bateria dobrych kondensatorów na zasilaniu jest zawsze droga, niezaleznie, czy robisz wzmacniacz na tranzystorach, czy na lampach.
Jak myślisz czemu w dobie powszechnego użycia lamp unikano stosowania wyższego napięcia anodowego niż 250V-300V?
Bo wtedy technologia produkcji dobrych i niedrogich kondensatorów nie była tak zaawansowana jak dzisiaj ?
Mam wrażenie, że spotykam tu pewną niechęć do samodzielnego myślenia.
Bo przecież zawsze mogę wziąć schemat wzmacniacza sprzed 60 lat i go powielić, trzymając się wyznaczonych wtedy parametrów elementów.
Ale jeśli nie robisz rekonstrukcji, z części typowych dla tamtej epoki, to znając zasadę dzialania danej konstrukcji
można ja przeliczyć na części jakie teraz możesz dostać.
Konstruktorzy sprzed lat mieli takie, a inne części i musieli sobie z nimi radzić i zazwyczaj pracowali dla firm,
które zapewniały im budżet na eksperymenty, ale tez wymagały, aby projekt był tani w produkcji masowej.
A jak konstruujesz sobie wzmacniacz na własny użytek, to nie widzę sensu ściskać mocno kieszeń,
przecież nie konkurujesz u siebie samego z dwudziestoma innymi firmami robiącymi podobne konstrukcje.
Aby nie było niedomówień,ja tez nie jestem krezusem i nie zamierzam wkładać paru tysięcy w wzmacniacz,
ale jeśli potrzebuję mieć dobry zasilacz z odpowiedniej wysokości napięciami, to go buduję,
bo to połowa sukcesu całego wmacniacza.
Co do rezystorów, owszem, każdy ma swoje dopuszczalne napięcie pracy i przeciążalność jaką zniesie bez uszczerbku na jakości,
ale jeśli potrzebujesz reyzstor sporej mocy na duże napięcie, to łączysz szeregowo dwa lub trzy i to wystarczy.
Przy okazji zmniejszasz pojemność takiego szeregowego połączenia.
Zgadzam się, że wyższe napięcie stwarza większe problemy z niezawodnością i bezpieczeństwem użytkowania,
ale wysokość tych napięć zależy od rozwiązań układowych i zastosowanych lamp,
jak chcesz miec niskie napięcie, modyfikujesz układ i szukasz innych lamp.
Już krociutko,
- wytrzymałośc przewodów, dzisiaj to już nie problem kupić przewody 450V/750V, czy wyższe napięcia.
- wytrzymałość rezystorów, patrz wyżej.
- warunki środowiskowe, zależą od przeznaczenia konstrukcji, jak robisz wzmacniacz salonowy i nie mieszkasz w samochodzie,
tylko w domu, to temperatura i wilgotnośc nie zmieniają się aż tak bardzo, aby był to duży problem dla wzmacniacza.
No chyba, że trzymasz go w wilgotnej piwnicy.
- przepięcia są, dlatego podstawki robi się z ceramiki.
- zużywanie lamp, nie mam tu żadnego doświadczenia, to nie skomentuję.
- wytrzymałośc transformatorów, zazwyczaj te sieciowe testuje się napięciem 4kV między uzwojeniami,
w transformatorze wielosekcyjnym napięcie rozkłada się na sekcje, przebicie międzywarstwowe nie jest dużym problemem.