Czytałeś może artykuł D.T.N. Williamsona i P.J. Walkera "Amplifiers and superlatives" z Wireless World z września 1952? Autorzy analizują tam rozwiązanie nazwane (cóż za chwyt marketingowy!) ultralinear i oceniają je w dość chłodny sposób, wskazując jednocześnie inne drogi dające perspektywy osiągnięcia jeszcze lepszego efektu (m.in. rozwiązanie znane ze wzmacniacza QUAD II).Janusz pisze: ndz, 12 maja 2019, 21:11kubafant pierw odradzasz dla końcówki na EL84 ultralinerar, powołując się na stwierdzenia jakichś osób uważających, że UL ujmuje czegoś brzmieniu ( cóż ujmuje? Nietłumionych rezonansów głośnika? ), by potem kolejny raz pisać o dążeniu do wysokiej wierności. OIDP właśnie zapewnienie wierności odtwarzania oraz zbudowanie stopnia o niektórych cechach triodowego stopnia mocy, lecz pozbawionego jego wad, przyświecało twórcom tego rozwiązania.
Co do uwagi o lepszym brzmieniu pentodowo włączonej EL84 w porównaniu do UL to jest to po prostu przytoczona opinia, nie moja teza. Poza tym inżynierowie Mullarda wybrali ostatecznie to rozwiązanie w opublikowanej wersji schematu, podając UL jedynie jako opcję. Oni (wtedy) naprawdę znali się na rzeczy.
Einherjer pisze: ndz, 12 maja 2019, 17:26kubafant Wytłumaczysz po co we współczesnym wzmacniaczu czułość 40mV? Żeby bardziej szumiało?
Widzę, że się nie rozumiemyfaktus pisze: ndz, 12 maja 2019, 21:19 Wzmacniacz o którym mówimy jest " upierdliwy " szczególnie dla początkującego za sprawą swojej czułości. Dzisiejsze źródła sygnału dostarczają napięcia 0,7 V po co więc czułość 40 mV, która wystarcza do pełnego wysterowania tego układu. Dlatego wystarcza zastosować na wejściu triodę o mniejszym wzmocnieniu do uzyskania identycznego efektu.

Włączając układ regulacji barwy czułość wzmacniacza wynosi całościowo ok. 600 mV i jest to całkowicie rozsądna wartość. Ktoś się nie zgadza?
Jeżeli zmniejszymy wzmocnienie 5-10, na przykład łącząc EF86 w triodę, odblokowując jej katodę bądź w jakiś inny sposób - wówczas zabraknie nam czułości dla mostka regulacji barwy. Powiecie: można dodać triodę na jego wejściu. Można, wszystko można. Ale byłoby to technicznie nieuzasadnione w wypadku, kiedy mamy możliwość uzyskać ten sam (a wręcz lepszy - o tym zaraz) efekt, korzystając z mniejszej liczby lamp.
A dlaczego efekt będzie lepszy, jeżeli zrezygnujemy z dodatkowego stopnia oporowego na rzecz większego wzmocnienia samego wzmacniacza? Z tej prostej przyczyny, że taki dodatkowy stopień działa "w otwartej pętli", a więc z większymi niż trzeba zniekształceniami. Tymczasem czułość, o jakiej wspomniałem wcześniej - 40 mV - uzyskuje się w oryginalnym obwodzie przy zniekształceniach wynoszących zaledwie 0,3%.
W takim razie źle Cię zrozumiałem. Nie przyszło mi nigdy na myśl budowanie wzmacniacza dla samego robienia na nim pomiarów. Słuchanie muzyki ma cieszyć - nie wiem jak to jest u was, ale ja mam wielką satysfakcję, kiedy słuchając muzyki mogę sobie pomyśleć, że dołożyłem wszelkich starań, aby uzyskać jak najwyższą jakość odtwarzania - i rzeczywiście to słychać, choć nie daję gwarancji - słuch to nie jest przyrząd pomiarowy, którego wskazania można skatalogować i odnieść do czegoś. Ot, subiektywne wrażenie, zapewne nie do końca wolne od autosugestii.Nie zrozum mnie źle ale pisząc o wzmacniaczu do pomiaru miałem na myśli wykonanie układu tylko do wykonywania pomiarów i porównywania do tego co podaje się w opisie, dla własnego zadowolenia z uzyskanych wyników równych lub lepszych niż oryginał a nie do słuchania.
A miejscem tym nie jest stopień wejściowy wzmacniacza o czułości (rozpatrywanej z tegoż miejsca) 40 mV?Ja nie boję się lampy EF 86 ale jej miejsce jest tam gdzie jej parametry będą w pełni wykorzystane.
Ale nie równajmy w dół, proszę.Co do parametrów HI-FI to spełnia je każdy wzmacniacz którego zniekształcenia są poniżej 1,5% więc może to być i owe plastykowe radyjko.
No to jedziemy:Kwestia następna
Miły Kolego, szerokie pasmo transformatora głośnikowego nie jest nam potrzebne bynajmniej dlatego, że chcemy puszczać hity nietoperzom jak to kiedyś zgrabnie ujął kol. MarekNiczego nikomu nie narzucam, ale i nie odradzam. Znowu próbujesz mistycyzmu z wykonaniem transformatora głośnikowego, a jego wykonanie nie jest znowu takie trudne o czym dyskutowaliśmy w temacie " sekcjonowanie uzwojeń w transformatorze głośnikowym " i tu jedna uwaga czy jesteś w stanie na słuch odróżnić pasmo powiedzmy 40 Hz -35 kHz kiepskiego transformatora od pasma 30 Hz - 60 kHz dobrego transformatora. Ja nie a o takim zakresie mówimy jeśli chodzi o wykonanie we własnym zakresie nawet niezbyt wysublimowanego jeśli idzie o konstrukcję transformatora głośnikowego. Nie wspominając o kosztach.

Sprawa jest o wiele bardziej prozaiczna, chodzi bowiem o stabilność, która w układzie ze słabym transformatorem będzie wątpliwa, o czym wielokrotnie pisano, choćby Williamson poruszał ten temat, stawiając transformatorom mającym pracować we wzmacniaczach jego projektu następujące wymagania: indukcyjność główna >100 H, indukcyjność rozproszenia <33 mH, pasmo przenoszenia (-3 dB) 3 Hz - 60 kHz. Chyba nie sądzisz, że to dla lepszego słyszenia detali w zakresie ultradźwięków?

Cóż, nie twierdzę, że się nie uda, ale takie eksperymenty zostawiłbym na inny projekt - tu kolega założyciel podkreślił, że chce quality amplifier, dokładam więc sił aby go naprowadzić na jeden z najbardziej topowych układów, gdzie niestety słabo zaprojektowany bądź wykonany transformator odwdzięczy się brzydkimi oscylacjami.Pisząc o samodzielnym wykonaniu istotnej części każdego wzmacniacza jaką jest transformator głośnikowy daję pod rozwagę chętnym ten wariant wszak zdobywa się w ten sposób doświadczenie i nie ulega się " audiofilskim bzdetom " głoszonym tu i tam. Każdy może sam spróbować do czego zachęcam w przeciwieństwie do Kolegi straszącego jakimś armagedonem związanym z takową próbą.
Moim zdaniem element jest zbyt newralgiczny, aby wykonywać go samemu nie mając doświadczenia.
Pozdrawiam serdecznie,
Jakub