Czołem.
daris pisze:Ale tak dla siebie wlutuj sobie teflonowego ft-3 a potem np. wimę i posłuchaj.
Ja mam to wszystko daleko za sobą. Takie testy przeprowadzałem gdy byłem nastolatkiem (obecnie mam lat 53...). Dziesiątki znajomych osób "katowałem" szumem przewijanej taśmy magnetofonowej (tylko ten szum z tamtych lat zapamiętali...), na której wyszukiwałem fragmenty utworów muzycznych, które w moim odczuciu brzmiały lepiej (lub po prostu inaczej), przy testach nietypowych rozwiązań układowych wzmacniaczy, lub po obsadzeniu ich "wyszukanymi" na tamte czasy podzespołami. Od tych pierwszych eksperymentów minęło już prawie 40 lat, więc chyba mogę stwierdzić, że mam w tym temacie pewne doświadczenie...

Kondensatory z dielektrykiem teflonowym, papierowo-olejowym, polimerowym i polipropylenowym, styrofleksowym, czy hybrydowym (np. papier przesycony żywicą epoksydową) testowałem już kilkanaście lat temu, gdy jeszcze nie miałem odpowiedniej aparatury pomiarowej, pozwalającej zmierzyć wszystkie elektryczne parametry podzespołów biernych. W testach tych brali udział moi znajomi, w tym muzycy, akustycy, melomani i oczywiście audiofile... Nikt z nich w rzetelnie przeprowadzonych testach nie potrafił odróżnić rodzaju dielektryka w kondensatorach sprzęgających wzmacniaczy lampowych i tranzystorowych. Większość słyszała różnicę dopiero wtedy gdy zapowiedziałem (choć wcale tego nie zrobiłem), że we wzmacniaczu zastosowałem "hiper-mega-super" podzespoły... Dziesiątki razy byłem świadkiem zbiorowej sugestii, jakiej ulegali moi znajomi słuchając rozmaitego sprzętu audio z górnej półki. Kiedyś kolega przyniósł mi bardzo drogie kondensatory i swój wzmacniacz, z prośbą o ich założenie w pewnym miejscu toru sygnałowego. Postanowiłem zrobić eksperyment i powiedziałem mu, że je wstawiłem, a tak naprawdę przykleiłem je jedynie taśmą klejącą do jednej ze ścianek wzmacniacza (wewnątrz). Kolega codziennie relacjonował mi jakie to "ekstremalne" zmiany we wszystkich "aspektach brzmienia" tego wzmacniacza wystąpiły po tej "wymianie kondensatorów"... Było mi trochę głupio, bo nie było to z mojej strony całkiem w porządku. Po kilku dniach kolega stwierdził, że słyszy coraz większą poprawę, gdyż słuch mu się już najwyraźniej obył z "nowym brzmieniem", a kondensatory najwyraźniej się wygrzały

Wynika z tego, że tych wyszukanych elementów nawet nie trzeba montować na płytce, wystarczy samo zbliżenie do elektroniki... Tamten kolega nie jest już audiofilem, kupił co prawda wysokiej klasy słuchawki (i to pochwalam) i słucha obecnie muzyki ściąganej z internetu. Do rozmów o brzmieniu nie chce nawet wracać...
Przez te moje eksperymenty straciłem wielu znajomych (poobrażali się

), a część moich znajomych nawet teraz twierdzi, że biorąc udział w takich dyskusjach "strzelam sobie w kolano", będąc konstruktorem urządzeń elektronicznych, w tym urządzeń HI-END Audio...
Ten pokazany powyżej schemat wzmacniacza faktycznie jest bardzo prościutki, a zarazem zawiera ciekawe rozwiązania układowe. Na wejściu zastosowano wtórnik źródłowy (z tranzystorem Mosfet, z kanałem typu "P"), a następnie pojedynczy stopnień wzmacniający większej mocy, plus trzeci tranzystor od strony plusa, sterowany pewnego typu samosymetryzującą go "kołyską" (prąd wyjściowy steruje wartością prądu otrzymywanego z "dynamicznego źródła prądowego"). Do tego jest tam jeszcze czwarty tranzystor, działający trochę jak obwód Bootstrap... Moim zdaniem zmiana kondensatora w sterowaniu tranzystora mocy na jakiś wyszukany nic w parametrach tego wzmacniacza nie zmieni. Za kondensatorem C2 znajdują się obwody, których impedancja dla niższych częstotliwości pasma akustycznego wynosi ok. 8 kΩ, czyli niska ESR i ESL kondensatora C2 nie jest tu wymagana. Mówienie o wyraźnie słyszalnych zmianach brzmienia po wstawieniu w to miejsce jakiegoś wyśmienitego kondensatora można przyrównać do twierdzenia, że wlanie szklanki wody do Bałtyku wywoła znaczące podniesienie się poziomu mórz i oceanów na całym świecie. Taka to będzie mniej więcej różnica w brzmieniu...
Pozdrawiam
Romek
α β Σ Φ Ω μ π °C ± √ ² < ≤ ≥ > ^ Δ − ∞ α β γ ρ . . . .