Romekd pisze: ↑czw, 17 maja 2018, 19:03
Tomku, w zwrotnicy Kolegi krzem3 zastosowano bipolarne kondensatory elektrolityczne, produkowane specjalnie do zwrotnic kolumn głośnikowych.
Tego nie neguję że wyprodukowano je specjalnie do tego celu. Inne kondensatory bipolarne, o pojemnościach idących nawet w setki uF oraz na napięcie 400V AC a może jeszcze wyższe produkowano specjalnie do pracy w roli kondensatorów
rozruchowych do asynchronicznych silników jednofazowych (ale tylko tych które muszą rozwijać szczególnie duży moment rozruchowy), załączanych tylko na pojedyncze sekundy przy rozruchu, podczas gdy kondensatory foliowe o pojemności o rząd mniejszej pozostawały załączone na stałe w szereg z uzwojeniem pomocniczym, jako kondensatory
pracy.
Pracują bez składowej stałej napięcia i z reguły przy stosunkowo niskim poziomie składowej zmiennej, więc z Twoja informacja o potrzebie ich formowania jest w tym przypadku nietrafiona.
Ależ nie to miałem na myśli! To oczywiste że uformowano je w procesie produkcyjnym, załączając napięcie stałe nieco wyższe od podawanego na obudowie (tak jak to się czyni ze zwykłymi elektrolitami) ale tym razem kolejno w obu kierunkach, aby utlenieniu uległy obie elektrody a nie tylko dodatnia. Miałem na myśli to że tak uformowany kondensator z czasem ulega rozformowaniu jeżeli mu się napięcia formowania od czasu do czasu nie "przypomina". Normalna chemia: warstewka uwodnionego tlenku glinu stanowiącego dielektryk ulega powolnemu rozpuszczaniu. Podobnie dzieje się i normalnymi elektrolitami, ale one po pierwsze pracują przez większy czas z napięciem stałym stanowiącym znaczną część napięcia przy którym je formowano (zatem nie ulegają aż tak daleko idącemu rozformowaniu), po drugie zaś - towarzyszący temu pewnien wzrost pojemności jest w większości zastosowań (sprzęganie, filtracja, odsprzęganie) niekrytyczny, a zwykle nawet korzystny. Kondensatory w zwrotnicach tak komfortowych warunków pracy nie mają: musiałby pracować przy napięciu
przemiennym zbliżonym do napięcia formowania, ale wówczas szybko by padły, z uwagi na przegrzanie w wyniku koszmarnej stratności. To już lepiej maja silnikowe kondensatory rozruchowe: ulegają doformowaniu przy każdym załączeniu silnika, a przegrzać się nie zdążą z uwagi na krótkotrwały rozruch.
Kondensatory tego typu stosuje się w zwrotnicach kolumn dość powszechnie, również w tych z nieco "wyższej półki".
Z tego wynika tylko tyle i aż tyle że wysokość owej "górnej półki" została obniżona

Typowe dla dzisiejszych czasów
programowane podstarzanie sprzętu: chyba zgodzimy się wśród współczesnych głośników o gąbkowych zawieszeniach samoistnie rozsypujących się po upływie kilku lat są również i te
z najwyższej półki? Dla zmanierowanego reklamami użytkownika nie ma to znaczenia: zanim rozsypią się zawieszenia lub rozformują elektrolity - stare kolumny zostaną już zutylizowane na elektrośmieciach, a użytkownik zdąży kupić sobie nowe, które po paru latach podzielą los tych poprzednich.
Mają one tolerancję pojemności rzędu ±20%, ±10%, a widywałem nawet jeszcze dokładniejsze, których maksymalna odchyłka wg zapewnień producenta nie mogła przekraczać ±5%
.
Wg zapewnień producenta, w określonych warunkach klimatycznych, ze statystycznego punktu widzenia... Dziękuję, wolę stosować MKP które są poza wszelkimi podejrzeniami. Przy tym mają tolerancję 5% a jeżeli potrzebna jest lepsza - można je dobrać lub zestawić z mniejszych, mając pewność że raz dobrane nigdy już swojej pojemności nie zmienią.
Co ciekawe, potrafią one być dość stabilne nawet po dość długim okresie czasu.
Jak wyżej: potrafią, dość stabilne, dość długim okresie...
Jak powiedziałem stosowane są powszechnie w wielu kolumnach, w tym również tych uważanych za audiofilskie.
Audiofilskość to raczej epitet niż komplement?
Poniżej nie tanie zwrotnica, będąca w sprzedaży w firmie TME:
Jedni wolą kwiatki wąchać, a inni gdy im skarpetki śmierdzą. To powiedzenie pasuje tutaj jak ulał. Można było zastosować MKP, ale wtedy zwrotnica byłaby zapewne jeszcze droższa, i mało który audiofil by ją kupił, skoro pojęcie dobroci, stabilności, histerezy, niezawodności jest dla nich zbyt trudne do zrozumienia.
Poniżej link do zdjęć z Google, na których widać kondensatory elektrolityczne firmy Visaton oraz inne:
Rozumiem że gdyby zastosować polipropylenowe MANTy, to nawet gdyby okazały się tańsze - byłby to skończony
obciach ponieważ często mają pozacierane, ledwo widoczne napisy, i pod tym względem ustępują nawet Jantzenom?
Kondensatory elektrolityczne (bipolarne) są dostępne w wielu sklepach. W sklepie z linku poniżej widzę takie o pojemnościach aż do 1000 μF i trudno mi wyobrazić sobie próbę zamiany tego typu kondensatorów o większych pojemnościach (np. 470 μF) na kondensatory z dielektrykiem polipropylenowym...
Ale komu i gdzie jest potrzebna taka wielka pojemność? Chyba tylko w
subłóferach, i to raczej kinowych niż domowych. Osobiście widziałem na
Wolumenie MKP o pojemności 220uF, kosztujące trochę ponad 100zł, i potrafiłbym sobie wyobrazić baterię dwóch takich kondensatorów (plus ewentualnie jeden mniejszy, dla uzyskania dokładnie 470uF), szczególnie że stosowany w takich wypadkach GDN tym bardziej kosztuje swoje. A i cenę zestawu o pojemności 1000uF (4x220uF + 120uF) dałoby się przeboleć.
Co do wprowadzanych przez te kondensatory zniekształceń nieliniowych, będą miał okazję sprawdzić ich poziom doświadczalnie -za dzień czy dwa będę miał tę zwrotnicę u siebie, więc z ciekawości zbadam czy wprowadzane przez kondensatory zniekształcenia da się dostrzec na słuch i czy pokaże je aparatura pomiarowa.
Przed zniekształceniami przestrzegano nawet w przypadku popularnych a przed laty uchodzących za najlepsze w tym zastosowaniu kondensatory poliestrowe MKSE (kondensatory MKP o potrzebnej pojemności były wtedy jeszcze droższe niż dziś). Czego zatem oczekiwać po kondensatorach w których dielektrykiem jest uwodniony tlenek glinu, będący po prostu
półprzewodnikiem? Czytałeś "Chemię na co dzień" Stefana Sękowskiego w Młodym Techniku? Opisywano tam prostownik elektrolityczny, gdzie utleniona w wyniku wstępnego formowania aluminiowa elektroda była zanurzona w roztworze sody (druga żelazna nie wchodziła w reakcję stanowiąc tylko doprowadzenie prądu). Coś jak kondensator elektrolityczny, ale otwarty dzięki czemu wydzielająca się podczas jego pracy mieszanina piorunująca mogła uchodzić swobodnie. Zbudowałem, i naprawdę działał!
Pozdrawiam
Tomek