Miałem bliskie spotkanie z nim w szkolnej pracowni chemicznej. Wziąłem w paluchy końcówkę pipety, zapominając na moment ze przed chwilą była zanurzona w butelce z 98% H2S04. Zimno, ciepło, cieplej, gorąco... i znów zimno bo w porę wsadziłem dłoń pod kran. Dalszych sensacji nie było.
Do sprawdzania działania kwasu azotowego na własną skórę zachęcał na łamach MT (choć nie wypowiadał tego wprost) wspomniany już mgr Sękowski. Byłbym jednak bardzo daleki od takiego beztroskiego odnoszenia się do HNO3. To nie tylko mocny kwas, taki jak HCl, ale przede wszystkim silny utleniacz. Jak perhydrol. Dlatego nie dziwię się że książka przeznaczona nie dla domorosłych "chemików" lecz dla fachowców a traktująca o narażeniach w przemyśle przestrzega że oparzenia stężonym kwasem azotowym są nadzwyczaj bolesne.Azotowy pozostawia dla odmiany żółte plamy, potwierdzając że nasze ciało zbudowane jest z białek
A co do perhydrolu. Miałem kiedyś wątpliwą przyjemność zamoczyć nim dłonie - w butelce zgromadziło się ciśnienie i przy odkręcaniu trochę wypłynęło, spływając po ściankach. Tak czy inaczej najszybciej jak mogłem spłukałem ręce. Skutek, jakkolwiek niezbyt groźny czy szkodliwy - prezentuje się naprawdę potwornie. Oparzona skóra robi się biała jak papier i wygląda jak u nieboszczyka, być może tak samo wyglądają silne oparzenia termiczne (tak sądzę po opisach - tego szczęśliwie jak do tej pory nie doświadczyłem).
Spłukiwanie miejsc zwilżonych perhydrolem przy pomocy czystej wody okazuje się nieskuteczne: to co zdążyło wniknąć w naskórek będzie penetrować w głąb aż pojawią się objawy oparzenia. Tu miałyby szansę pomóc conajwyżej substancje rozkładające nadtlenek wodoru, np. sole manganu. Tylko skąd je wziąć w nagłej sytuacji? Może mniejszym złem byłoby zakłucie się w palec i przetarcie oparzonego perhydrolem miejsca... własną krwią? Odwrotnie niż to się robi przy niezamierzonym skaleczeniu, w obu jednak przypadkach zawarty we krwi enzym katalaza powoduje błyskawiczny rozkład nadlenku, z obfitym wydzielaniem się tlenu. Zastrzegam jednak że wpadłem na ten pomysł przed chwilą, i nie zamierzam testować jego skuteczności na sobie, perhydrolu zresztą nie mam i go obecnie do niczego nie potrzebuję.
Zaś ten minerał o którym wspominałem, a który Ty masz szansę wydzielić ze zużytego roztworu nadsiarczanu sodu nosi nazwę krohnkitu:
https://de.wikipedia.org/wiki/Kr%C3%B6hnkit
Po nim dla odmiany nie spodziewałbym się większej agresywności chemicznej niż ta którą prezentuje zwykły CuSO4.