Jasiu pisze:"Prąd w ziemi" i rozchodząca się w tejże ziemi fala e-m o bardzo niskiej częstotliwości w zasadzie wiele się nie różnią pod względem fizycznym.
Fizykiem co prawda nie jestem, a moja wiedza opiera się głównie na materiale z liceum i popularnonaukowych opracowaniach, ale nie zgodziłbym się z powyższym stwierdzeniem.

Prąd elektryczny to uporządkowany ruch cząstek obdarzonych ładunkiem elektrycznym. Fala elektromagnetyczna to rozchodzące się w przestrzeni zaburzenie pola EM. Jej nośnikiem jest foton, cząstka pozbawiona ładunku.
Rozróżnia się je bardziej ze względu na sposób wytwarzania i odbioru niż na właściwości. Możliwe jest zaś użycie obu możliwości: sprzężenie galwaniczne (i będzie się nazywało, że płynie prąd) albo za pomocą anteny.
I właśnie to jest ogromna techniczna różnica. Dysponując galwanicznym połączeniem możesz spokojnie przesyłać drgania o częstotliwości akustycznej, składające się chociażby na ludzką mowę. Zagadnienie proste, wręcz banalne do zrealizowania. Już w 1876 poradził sobie z nim Bell, a ja powtarzałem jego eksperymenty w dzieciństwie, wykorzystując wkładki telefoniczne.

Radio na tych częstotliwościach to już naprawdę potężny stopień skomplikowania - wielkie moce i potężne anteny.
Zakłóca. Co więcej, sama jest bardzo zakłócana - nie tylko przez sygnały postronne, ale przez dużą niejednorodność medium, w którym się rozchodzi. Jeżeli chcesz się w to pobawić sugeruję zastosowanie do odbioru układów PLL.
Jak duże jest ryzyko wywołania zakłóceń i jakie instalacje są szczególnie na nie podatne? Żeby np. nie okazało się, że próbne transmisje przenikają przez ziemię do centralki telefonicznej, uziemionej dwa kilometry dalej.

Co dokładnie masz na myśli pisząc o zastosowaniu PLL do odbioru?