Einherjer pisze: czw, 7 marca 2019, 12:40
@jackie01 Potrójne wtórniki na wyjściu potrafią być bardzo kapryśne. Rozważyłbym rezygnację z T11 i T12 i pozbycie się RC włączonych miedzy bazy i kolektory tranzystorów końcowych, nie powinno to się odbić specjalnie na poziomie zniekształceń. Tym bardziej, że nie masz ani cewki na wyjściu ani obwodu Zobla. Takie rzeczy zostawiłbym na kolejne wzmacniacze jak już zdobędziesz trochę doświadczenia.
Obwód Zobla jak i cewkę szeregową (obwiązkowo zbocznikowaną rezystorem bliskim znamionowej rezystancji obciążenia -
element dualny względem dwójnika Zobla) dałbym od razu. Przyda się na okoliczność współpracy z tzw.
trudnymi zespołami głośnikowymi, wykazującymi silną składową reaktancyjną dla wysokich częstotliwości.
Możesz wykorzystać D1 również w drugim źródle prądowym, łącząc bazę T9 z bazą T3 i pozbywając się T8.
A to oczywiście słuszna uwaga, tym bardziej że niezbocznikowana pojemnością dioda Zenera zwykle szumi. Na wszelki wypadek kondensator o pojemności kilkudziesięciu nF włączyłbym także między połączone bazy T3 i T9 a zasilanie +55V. Rezystor R11 rozdzieliłbym na dwie części a punkt ich połączenia połączył z +55V przez kondensator elektrolityczny rzędu 100uF chroniąc źródła prądowe przed zakłóceniami z zasilania.
Nie uważam, żeby DC servo było jakoś kosztowne, również pod względem komplikacji płytki, a pozwala ono sprowadzić napięcie stałe na wyjściu do praktycznie zera. Para różnicowa na wejściu zawsze będzie wprowadzała napięcie niezrównoważenia.
Tylko komu te miliwolty mogą przeszkadzać, chyba tylko audiofilom? Głośniki o tak wielkiej mocy zupełnie ich nie odczują.
Sposób połączenia T11 i T12 jest nieprzypadkowy. Układ taki znany jest pod nazwą Locanthi T i dość powszechnie stosowany, dzięki pracy tranzystorów sterujących w klasie A stopień mocy jest bardziej liniowy.
Masz na myśli wspólny rezystor między emiterami tych tranzystorów (R15 i podobnie R16 między T13 i T14) zamiast między każdym z emiterów a przewodem wyjściowym? Doceniam jego zaletę i zawsze stosuję gdy pojawia się taka możliwość. Nie jest to może typowa klasa A lecz raczej tzw. klasa Super A, bowiem prąd spoczynkowy nie musi wynosić aż połowy prądu maksymalnego, a mimo to prąd w żadnym z tranzystorów nigdy nie spada do zera lecz do pewnej minimalnej wartości. Ale pożądany efekt zostaje osiągnięty: wyeliminowanie zatykania się tranzystorów sterujących eliminuje jedno ze źródeł zniekształceń. Bardziej ambitne byłoby objęcie tą ideą także tranzystorów końcowych; jeden z prostszych sposobów polega na zmniejszeniu ich rezystorów emiterowych do minimum (0,1 oma lub mniej) i pobieraniu napięcia dla stabilizacji prądu spoczynkowego (przez dwutranzystorowy układ symetryczny zamiast pojedynczego T10 na schemacie) bezpośrednio z ich baz. Ale to bardzo krytyczny układ pod względem stabilności termicznej, lepiej przećwiczyć go najpierw przy mniejszych mocach. Warto też wiedzieć że w takiej elementarnie prostej "klasie Super-A" pracuje każdy jednostopniowy wzmacniacz pełnokomplementarny pozbawiony rezystorów emiterowych, np. wzmacniacz na AD161/162 na moim jachcie, którego schemat przytaczałem wielokrotnie. Tam wprawdzie dochodzi do całkowitego zatykania się tranzystorów wyjściowych (podobnie jak i komplementarnym wtórniku wielostopniowym z małymi rezystorami w emiterach), ale następuje ono łagodnie i daleko od przejścia sygnału przez zero, dzięki czemu nie powstają harmoniczne wysokich rzędów. Nie jest natomiast możliwa praca w tym trybie wtórników Sziklayego, a więc także wzmacniaczy quasi-komplementarnych.
Szybkość narastania napięcia wyjściowego nie będzie nadmiernie ograniczona przez kondensator C14 jeśli prąd spoczynkowy pary różnicowej będzie odpowiednio duży, a jej transkonduktancja odpowiednio mała za sprawą rezystorów emiterowych. Tylko tyle, żadne dodatkowe elementy RC nie są potrzebne.
Ale elementy jakie proponuję nie tylko nie psują w najmniejszym stopniu SR, lecz przeciwnie: chronią stopień wejściowy przed przesterowaniem silnymi sygnałami. Jedyną wadą takiej wejściowej korekcji są zwiększone szumy (za sprawą rezystora spinającego bazy przez kondensator) ale w końcówce mocy nie ma to żadnego znaczenia. Nie zaszkodzi zrobić im miejsce i przekonać się osobiście na ile mogą pomóc, najpierw w symulacji a potem w realu.
Kompensacja "millerowska" ma też tę zaletę, że linearyzuje stopień wzmocnienia napięciowego dla wyższych częstotliwości.
Czytaj: linearyzuje poprzez obniżenie wzmocnienia. Jak każde USZ zresztą. Nie będzie tej kompensacji, to zrobi to ogólne USZ, o ile wzmacniacz pozbawiony kompensacji millerowskiej okaże się stabilny.
Jak już kombinować to lepiej poszukać po hasłem "transient Miller compensation", czyli objąć lokalnym sprzężeniem również stopień mocy dla niższych częstotliwości. Tylko jeden dodatkowy rezystor i jeden kondensator.
Chodzi o to aby dołożyć dodatkowy obwód kompensacji millerowskiej w postaci szeregowego dwójnika RC włączonego między wyjście a bazę napięciowego stopnia sterującego zamiast między bazę a kolektor w tym stopniu? Takie włączenie nie uwydatnia zniekształceń skrośnych wtórnika końcowego, i często bywa stosowane w układach scalonych. Np. w podstawowej aplikacji TDA2020 stosuje się tylko ten kondensator i to bez szeregowego rezystora, natomiast ten sam układ współpracujący z tranzystorowym wtórnikiem wyjściowym posiada zarówno mały kondensator między bazą a kolektorem, jak i większy kondensator w szereg z rezystorem między bazą a wyjściem.